1/8 LM: Niespodzianka w Rzymie!


Po ponad dwumiesięcznej przerwie wznowiona została rywalizacja w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie. W hicie tej serii spotkań piłkarskiej Ligi Mistrzów, FC Liverpool dość pewnie pokonał faworyzowany Inter Mediolan. Do sporej niespodzianki doszło w Rzymie, gdzie miejscowa AS Roma pokonała lidera Primera Division – Real Madryt.


Udostępnij na Udostępnij na

W najciekawszym spotkaniu wtorkowych meczów piłkarskiej Ligi Mistrzów, słabo spisujący się w Premiership, FC Liverpool podejmował aktualnego lidera włoskiej Serie A – Inter Mediolan. Oba zespoły do tej konfrontacji przystępowały w różnych nastrojach. Mistrzowie Włoch po 23 kolejkach niepodzielnie rządzą we włoskiej lidze (wygrana w ostatnim meczu z Livorno, 2:0), z kolei finaliści ostatniej edycji LM grają na swoim podwórku w kratkę. Do tego w upokarzającym stylu odpadli ostatnio z krajowego pucharu ulegając drugoligowemu – Barnsley. Nietrudno, więc było znaleźć faworyta tego spotkania, mimo iż było ono rozgrywane na Anfield Road.

Od początku spotkania dominowała drużyna z miasta Beatlesów. „The Reds” jeszcze większą przewagę osiągnęli, gdy w 30 minucie za dwie czerwone kartki został usunięty z boiska Marco Materazzi. Jednak nawet w przewadze podopieczni Rafy Beniteza nie potrafili nic zdziałać. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. W drugiej części spotkania sytuacji do strzelenia bramki ze strony Liverpoolczyków było jeszcze więcej. Zepchnięci do defensywy całym zespołem „Nerazzurri” bronili się skutecznie, aż do 85 minuty spotkania. Wtedy to otworzył się worek z bramkami. Najpierw Holender Dirk Kuyt uderzył po rykoszecie otwierając wynik spotkania wprawiając w zachwyt angielskich kibiców. W 90 minucie ostateczny cios zadał kapitan „The Reds” – Steven Gerard, który sprytnym, płaskim strzałem, obok słupka ustalił rezultat na 2:0.

Nie mniej ciekawie zapowiadał się mecz pomiędzy AS Romą, a Realem Madryt. Starcie tych drużyn na Stadio Olimpico w Rzymie od ponad tygodnia elektryzowało sympatyków „Giallorossich”, którzy byli pełni nadziei, że Tottiemu i spółce uda się pokonać podopiecznych Bernda Schustera. W ostatnich latach w bezpośrednich pojedynkach pomiędzy obiema ekipami, zdecydowanie lepsi okazywali się być „Królewscy” bijąc Rzymian kilkakrotnie. Do tego wicelider Serie A, został ostatnio pokonany w Turynie przez Juventus.

Nie bez echa mówiło się również o złej atmosferze w szeregach miejscowych po tym właśnie meczu (bójka na treningu pomiędzy Panuccim, a Aquillanim). Nie lepiej działo się w obozie Madryckim (porażka w ostatniej kolejce La Liga z Betisem Sewilla). Opiekun gospodarzy, Luciano Spaletti w przedmeczowych wywiadach niejednokrotnie mówił o respekcie, jaki jego piłkarze czują do swojego przeciwnika. Z kolei filar obrony defensywy Romy, głośno przepowiadał niespodziankę jakoby jego klub miał zrewanżować się Raulowi i spółce za wszystkie upokorzenia z przed lat.

Buńczuczne słowa spaliły się na panewce już w 8 minucie, kiedy to Raul Gonzalez wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Strzelając w sumie swoją 60 bramkę w Lidze Mistrzów. Miejscowi się jednak nie załamali cały czas grając swoją piłkę. W 24 minucie w ekstazę Rzymskich kibiców wprowadził Chilijczyk – David Pizarro strzelając bramkę z 14 metrów. Taki wynik utrzymał się do przerwy. Po zmianie stron warunki na placu gry dyktowali już tylko zawodnicy Realu. Dziewięciokrotnym zdobywcom Pucharu Europy nic jednak w ataku pozycyjnym nie wychodziło nadziewając się na kontry ze strony gospodarzy. Właśnie po jednej z takich kontr Brazylijczyk – Mancini wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Mimo zaciekłych ataków ze strony „Galaktycznych” rezultat nie uległ już zmianie. AS Roma wygrała z faworyzowanym Realem Madryt, 2:1. W składzie gości na placu gry nie pojawił się Jerzy Dudek. Polak całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych. Przed meczem doszło do incydentu z udziałem włoskich chuliganów – kibic Realu został ugodzony nożem i przewieziono go do szpitala.

Większość polskich kibiców zapewne przykuwało wzrok na mecz pomiędzy Olympiakosem Pireus, a Londyńską Chelsea. Bowiem w tym spotkaniu miał zagrać reprezentant Polski – Michał Żewłakow. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem straszył Anglików znany z gry na wyspach, Lomana Lualua. Skazywani na porażkę Grecy stawili silny opór piłkarzom „The Blues”, uprzykrzając im życie od pierwszej do ostatniej minuty.

Fantastyczne zawody rozegrał wspomniany Żewłakow, który na tle Didier Drogby pokazał w jak wysokiej jest formie. Podstawowy obrońca kadry Leo Beenhakkera zebrał po tym meczu pochlebne recenzje, które bynajmniej nie były przesadzone, gdyż gospodarze, drużyna Olympiakosu Pireus zdołała zremisować na Georgios Karaiskakis Stadium z Chelsea, 0:0. Taki wynik zapewne może być złowieszczy w rewanżu dla jednych i drugich. Dla kogo będzie mieć pozytywny skutek? Tego dowiem się w spotkaniu rewanżowym, rozegranym 5 marca na Stamford Bridge w Londynie.

W najmniej atrakcyjnym spotkaniu Schalke04 Gelsenkirchen na Arena AufSchalke pokonało lidera portugalskiej ligi – zespół FC Porto, 1:0. Jedyną bramkę strzeloną już w 4 minucie spotkania zdobył wracający do składu drużyny z Zagłębia Ruhry – Kevin Kuranyi. Reprezentant Niemiec w zamieszaniu w polu karnym dobił piłkę po strzale Brazylijczyka Rafinhy.

Zwycięstwo to smakowało tym bardziej, iż, było to jubileuszowe, setne spotkanie w europejskich pucharach klubu z Gelsenkirchen. Z przebiegu gry lepsi byli gospodarze, którzy w przeciągu całego spotkania byli po prostu lepsi. W pierwszej połowie warunki dyktowali Niemcy. Druga część meczu była już bardziej wyrównana. Mimo wielu zapowiedzi w kadrze klubu z Porto nie pojawił się Przemysław Kaźmierczak. Reprezentant Polski całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych.

Spotkania rewanżowe zostaną rozegrane w środę 5 marca.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze