14 romantycznych historii w piłce nożnej


Wszyscy kochamy futbol, walentynki to idealny moment, by przypomnieć sobie najbardziej romantyczne historie

14 lutego 2022 14 romantycznych historii w piłce nożnej

Zostać mistrzem Europy, jadąc na turniej prosto z wakacji. Zaskoczyć bukmacherów, eliminując gigantów. Zdobyć trofeum, spadając w tym samym sezonie z ligi. Wygrać ligę, będąc kandydatami do spadku. Piłka nożna zna wiele przykładów niesamowitych historii. Nie sposób umieścić wszystkich w jednym tekście. 14 lutego, więc zapraszamy do zapoznania się z naszą listą.


Udostępnij na Udostępnij na

Rozgrywki pucharowe o wiele częściej przynoszą niespodzianki niżeli mecze ligowe. Niejednokrotnie zdarzało się, by drużyna z niższego szczebla rozgrywkowego pokonywała giganta. Takich ekip tutaj nie zabraknie, ale będą również takie, które potrafiły wygrać ligę wbrew oczekiwaniom.

Dania 1992 – zamiast remontu mistrzostwo Europy

Mistrzostwa Europy z 1992 roku stanowią idealny scenariusz na film. Duńczycy dokonali czegoś niemożliwego. Udało im się wygrać Euro w Szwecji, mimo że… nie udało im się na nie zakwalifikować. W grupie eliminacji do mistrzostw Europy reprezentacja Danii zajęła drugie miejsce, tuż za drużyną z Jugosławii. Zwycięzcy grupy na turniej nie pojechali.

Na skutek działań wojennych na terenach Bośni reprezentacja Jugosławii została wykluczona. A to wszystko na kilka dni przed rozpoczęciem turnieju! UEFA w miejsce Jugosławii zaprosiła Danię. Wielu z piłkarzy miało zaplanowane urlopy, niektórzy byli już nawet na wakacjach. Ale skoro nadarzyła się taka szansa, dlaczego z niej nie skorzystać?

Przed turniejem miałem zająć się remontem kuchni, ale nagle dostaliśmy informację o Jugosławii i o tym, że gramy w Szwecji Trener Danii, Richard Moeller-Nielsen po finale

***

Przygotowania do turnieju zaczęły się 9 dni przed startem imprezy. Flemming Povlsen, jeden z zawodników ówczesnej reprezentacji Danii, zażartował nawet, że ma siły na 90 minut gry. Po 30 na pierwsze, drugie i trzecie spotkanie w grupie. A grupa była nie byle jaka. Anglia, gospodarze ze Szwecji oraz Francja.

W pierwszym spotkaniu Duńczykom sensacyjnie udało się zremisować z Anglią. Następnie przegrali ze Szwedami. Kiedy wydawało się, że mogą wrócić na urlop, udało im się wygrać z Francją (1:2). Selekcjoner „Trójkolorowych”, Michel Platini, po tym meczu podał się do dymisji. W półfinale Dania zmierzyła się z Holandią, którą udało się pokonać w serii „jedenastek”.

W finale czekała reprezentacja Niemiec. Niemcy byli bardzo pewni siebie, uważali, że Duńczykom braknie sił na finał po 120 minutach gry z Holendrami. A tu proszę, niespodzianka. Dania w 18. minucie wyszła na prowadzenie za sprawą Johna Jensena. W końcówce wynik podwyższył Kim Vilfort, który w trakcie turnieju wyjechał do chorej na białaczkę córki, której stan się pogorszył. Nawet Hans Christian Andersen nie potrafiłby wymyślić takiej historii. To mógł napisać tylko futbol.

Grecja 2004 – zaprzeczenie romantyzmu

Reprezentacji Danii z 1992 roku i Greków z roku 2004 trzeba ze sobą zestawić. „Duński Dynamit” – jak wtedy określano reprezentację z Peterem Schmeichelem na czele – grał wyśmienicie. Drużyna na zwycięski turniej pojechała bez Michaela Laudrupa, co sprawiło, że znacznie większą uwagę przykładała do gry defensywnej. Jej najgroźniejszą bronią były zabójcze kontrataki, na które mało kto był przygotowany.

Gdyby ktoś przed rozpoczęciem Euro 2004 wymienił w gronie faworytów reprezentację Grecji, prawdopodobnie wylądowałby w ośrodku zamkniętym. Tuż przed rozpoczęciem turnieju Grecy ulegli w meczu towarzyskim reprezentacji Polski. Trafili do grupy z gospodarzami, Portugalią, niespełnioną reprezentacją Hiszpanii oraz Rosją.

Mecz otwarcia i od razu sensacja, Grecy wygrali z Portugalią. Następnie zremisowali z faworyzowaną Hiszpanią i przegrali z Rosją. Wyniki innych spotkań tak się ułożyły, że drużyna Otto Rehhagela wyszła z grupy, zajmując drugą lokatę. W ćwierćfinale skarciła Francję, obrońców tytułu, w półfinale po dramatycznym spotkaniu pokonała Czechów, zdobywając bramkę w dogrywce. W finale w rozpacz wprawiła całą nację gospodarzy. Portugalia poległa na własnym terenie.

Podopieczni Otto Rehhagela wykorzystywali wszystkie sytuacje, jakie mieli. Byli niemalże bezbłędni w obronie. Zresztą momentami bronili się w ośmiu na skraju własnego pola karnego. W finale, który na zawsze przejdzie do historii, mieli jedną okazję. Jeden rzut rożny. Jeden celny strzał. I wystarczyło. Do bólu pragmatyczny styl raził w oczy, ale po latach pamięta się wynik, a nie styl. A wynik jest taki, że Grecja została mistrzem Europy w 2004 roku.

Kostaryka 2014 – kopciuszek u stóp raju

Urugwaj, Włochy oraz Anglia. Dało się wylosować łatwiejszych rywali. Na mundial reprezentacja Kostaryki awansowała w dość niecodziennych okolicznościach. Eliminacje strefy CONCACAF podzielone są na etapy. Kostaryka zaczynała od trzeciej fazy, w której 12 zespołów gra w trzech grupach o awans do rundy finałowej. Nieco to zagmatwane.

Zajęła drugie miejsce w swojej grupie, za Meksykiem, który zgromadził komplet punktów, a przed Salwadorem i Gujaną. W rundzie finałowej zajęli drugą lokatę wyprzedzeni przez USA. Pogromca Kostaryki, czyli Meksyk, zajął czwarte miejsce, dając się wyprzedzić Hondurasowi, i musiał grać w barażach.

Kostaryka była spisana na straty. Nikt racjonalnie myślący nie spodziewał się, że zdoła wyjść z grupy, a ona ją… wygrała. Zwycięstwo nad Urugwajem (3:1), nad Włochami (1:0) oraz remis z pozbawioną szans na awans Anglią (0:0) to coś, czego nikt nie mógł zakładać. Reprezentacja oparta na Bryanie Ruizie, wówczas grającym w PSV Eindhoven, była ogromną sensacją.

W 1/8 finału pokonała w konkursie rzutów karnych Grecję. Zatrzymała się dopiero w ćwierćfinale, w meczu, w którym jej przeciwnikiem była Holandia. Kostaryka nie poddała się bez walki, stawiała zaciekły opór przez 120 minut i poległa w rzutach karnych. Wielka w tym zasługa Keylora Navasa, który wyśmienitymi interwencjami zapewnił sobie transfer do Realu Madryt.

Euro 2016 – turniej pięknych historii

Reprezentacja Islandii nigdy nie brała udziału w międzynarodowym turnieju. Była po prostu za słaba. To zmieniło się w 2016 roku, kiedy to reprezentacja prowadzona przez Larsa Lagerbacka wreszcie awansowała na mistrzostwa Europy. Chociaż może właściwie powinienem powiedzieć prowadzona przez Larsa Lagerbacka i Heimira Hallgrimsona – asystenta, który był w zasadzie partnerem szwedzkiego szkoleniowca.

330 tysięcy Islandczyków pękało z dumy, widząc swoją reprezentację na Euro. Islandia najpierw zremisowała z Portugalią oraz Węgrami (dwukrotnie 1:1), a następnie wygrała w starciu z Austrią (2:1). W 1/8 finału trafiła na faworyzowaną Anglię, którą pokonała (2:1). Zatrzymała ją potężna Francja, lecz nie poddała się bez walki. Wynik 5:2 wstydu nie przynosi. A pomeczowa celebracja Islandczyków na stałe wpisała się do kanonu futbolu.

Na tym samym turnieju historycznego osiągnięcia dokonała Walia. Reprezentacja, której niekwestionowanymi gwiazdami byli Gareth Bale oraz Aaron Ramsey, przeszła najśmielsze oczekiwania. W fazie grupowej pokonała Słowację (2:1) oraz Rosję (3:0), musiała jednak uznać wyższość Anglików (2:1). Mimo to zajęła pierwsze miejsce w grupie. Los skrzyżował ją z Irlandią Północną.

Kolegów z Wysp Brytyjskich pokonała bez problemu (1:0), następnie wprawiła w szok całą Europę, eliminując z turnieju złote pokolenie reprezentacji Belgii (3:1). W półfinale przemęczeni Walijczycy uznali wyższość Portugalii, która w poprzedniej rundzie pokonała reprezentację Polski. Gdyby tylko udało się wtedy przejść Portugalczyków…

Bursaspor 2009/2010 – przejść do historii

Kiedy myślimy o tureckiej Super Lig, pierwszymi klubami przychodzącymi na myśl będą te ze Stambułu. Galatasaray, Fenerbahce, Besiktas czy ostatnio Basaksehir. Bardziej zorientowani w temacie wymienią jeszcze pewnie Trabzonspor czy któryś z innych klubów, w których przez lata występowali Polacy. Mało kto pamięta o Bursasporze, sensacyjnym mistrzu z sezonu 2009/2010.

Od kilku dekad potęgi ze Stambułu rządziły tureckim futbolem. Triumf Bursasporu to kwintesencja tej romantycznej części futbolu. Sezon wcześniej drużyna z Bursy zajęła szóste miejsce w ligowej tabeli, co wydawało się świetnym rezultatem. Przed mistrzowskim sezonem biedny Bursaspor w przeciwieństwie do ligowych hegemonów wykonywał raczej transfery bezgotówkowe.

W kadrze tamtego Bursasporu nie znajdziemy twarzy zawodników, którzy później byli chociażby dobrymi w skali europejskiej piłkarzami. Początek sezonu nie należał do spektakularnych, z czasem jednak Bursaspor zaczął wygrywać coraz więcej. W połowie sezonu zajmował trzecie miejsce w ligowej tabeli. Od wznowienia rozgrywek Bursaspor był niepokonany w dziewięciu ligowych meczach. Wreszcie trudy sezonu dały o sobie znać.

***

Od marca forma Bursasporu zdecydowanie spadła. Na sześć kolejek przed końcem prowadził z trzema punktami przewagi. Przed ostatnią kolejką miał już punkt straty do Fenerbahce. Wydawało się, że po ptokach. Walczył, ale się nie uda. W ostatniej kolejce Bursaspor mierzył się z Besiktasem a Fenerbahce z Trabzonsporem. Bursaspor potrzebował cudu.

Fenerbahce wyszło na prowadzenie już w 14. minucie. 15 minut później Bursaspor prowadził po błędzie Rustu Recbera. Chwilę później Trabzonspor wyrównał. Taki wynik dawał mistrzostwo Bursasporowi, który w drugiej połowie podwyższył na 2:0. Kibice na trybunach zaczęli wierzyć, ale nadal Fenerbahce nie mogło wygrać swojego meczu. W międzyczasie Besiktas strzelił na 2:1.

Zawodnikom Fenerbahce ktoś przekazał informację, że Bursaspor zremisował w ostatnich minutach. Kibice na stadionie w Stambule zaczęli fetować, zawodnicy zaczęli drwić do kamer z Bursasporu, ale… Bursaspor nie zremisował. Sensacja rozgrywek utrzymała zwycięstwo i została mistrzem Turcji. Wściekli kibice Fenerbahce podpalili stadion i zaczęli awanturę. Piłkarzy wyprowadzono pod ochroną policji a Bursa przez kilka dni nie zasnęła.

Utrzeć nosa faworytom – CD Mirandes 2011/2012

CD Mirandes to mały klub położony przy granicy z Krajem Basków. Przez lata tułał się między drugą a trzecią ligą hiszpańską. W sezonie 2011/2012 występował na trzecim szczeblu rozgrywkowym i sprawił nie jedną, nie dwie, ale aż trzy sensacje w Pucharze Króla. Mirandes bez większego problemu przeszło trzy pierwsze rundy, w których jego rywalami były zespoły z niższych lig.

Fajerwerki zaczęły się w 4. rundzie. Dla Villarrealu występującego wówczas w Lidze Mistrzów dwumecz z trzecioligowcem miał być formalnością. Kopciuszek najpierw zremisował na własnym stadionie (1:1), a później pokonał faworyta na wyjeździe (2:0). W 1/16 finału w podobnym rozrachunku wygrał z Racingiem Santander, a w ćwierćfinale odprawił z kwitkiem Espanyol dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Jego przygodę zakończył w półfinale Athletic Bilbao, który wygrał 8:3 w dwumeczu.

Ewenement na skalę światową? – Wigan Athletic 2012/2013

Trudno stwierdzić, czy zdobycie FA Cup przez drużynę z Premier League jest romantyczną historią. Dla kibiców sezon 2012/2013 miał słodko-gorzki smak. Ich ulubieńcy sięgnęli wówczas po swoje jedyne trofeum w historii, wspomniany FA Cup. Losowanie było dla nich łaskawe, trzecioligowe wówczas Bournemouth, grające w piątej lidze Macclesfield, drugoligowe Huddersfield, Everton, drugoligowe Millwall i wreszcie Manchester City w finale.

Wigan Athletic wpisał się do historii brytyjskiego futbolu po bramce Bena Watsona w doliczonym czasie gry. Zawodnicy mocno świętowali zdobycie trofeum, zapominając, że klub jest w strefie spadkowej Premier League. W dwóch ostatnich ligowych meczach Wigan zdobył tylko punkt i spadło z ligi. W kolejnym sezonie jako drugoligowiec grał w fazie grupowej Ligi Europy, jednak bez sukcesów.

Wreszcie coś z polskiego podwórka! – Błękitni Stargard 2014/2015

Stargardzianie zapisali się na kartach historii swoją fenomenalną postawą w Pucharze Polski w sezonie 2014/2015. Występująca na trzecim poziomie rozgrywkowym ekipa Błękitnych doszła do półfinału Pucharu Polski. Po drodze ich wyższość uznać musiały: Małapanew Ozimek, Pogoń Siedlce, Chojniczanka Chojnice, Gryf Wejherowo i GKS Tychy.

W ćwierćfinałach drużyna prowadzona przez Krzysztofa Kapuścińskiego dwukrotnie pokonała Cracovię. Oba mecze wygrała 2:0. W półfinałach czekał na nią Lech Poznań i zapowiadało się na smutny koniec pięknej przygody. Romantyczne historie lubią się ciągnąć. Z takiego założenia wyszli zawodnicy „Kolejorza”, którzy przegrali z trzecioligowcem w pierwszym spotkaniu aż 3:1.

W rewanżu Błękitni Stargard wyszli na prowadzenie w 19. minucie i wydawało się, że znamy już finalistę Pucharu Polski. Piłka nożna niestety jest sportem, w którym gra się do końca. Lech Poznań zdobył trzy bramki, doprowadzając do dogrywki. W niej „Kolejorz” dołożył jeszcze dwa trafienia i zakończył piękną przygodę Błękitnych.

Przejść do historii – Alessandria 2015/2016

Kilku trzecioligowców tutaj będzie, nie inaczej jest w tym przypadku. Trzecioligowa Alessandria zanotowała kilka spektakularnych wyników w Pucharze Włoch. Foggia, AltoVicentino, Pro Vercelli, Juve Stabia… nie, to nie są nazwy pizzy. To kluby, które po swojej drodze eliminowała Alessandria. Później już trochę bardziej znane Palermo, Genoa czy Spezia, aż w półfinale trafiła na AC Milan.

Nie były to najlepsze lata w historii AC Milan. Mimo problemów wewnątrz klubu „Rossoneri” nadal byli faworytem dwumeczu. Piłkarze Alessandrii zostawili serce na murawie, przegrywając pierwsze spotkanie tylko 1:0. I to w dodatku po rzucie karnym! Rewanż na San Siro splątał nogi trzecioligowcom. Milan zdobył pięć bramek i dopiął swego, eliminując kopciuszka.

„To się nie dzieje. Nigdy w historii czegoś takiego nie widziałem” – Leicester City 2015/2016

Przed rozpoczęciem sezonu kurs na wygraną Leicester City w Premier League wynosił 5000:1. Prawdopodobieństwo takiego zakończenia rozgrywek było określane w kategoriach cudu. „Lisy” z Marcinem Wasilewskim w kadrze zaskoczyły cały świat. Faktem jest, że tamta edycja Premier League była najsłabsza od lat. Ale nikt nie będzie ujmował Claudio Ranieriemu tego, co osiągnął z Leicester.

Wybitny fachowiec w bramce, Kasper Schmeichel, zabetonowany środek pola za sprawą N’Golo Kante oraz Dannego Drinkwatera. Z przodu szalejący Riyad Mahrez i Jamie Vardy. Leicester City sięgnęło po mistrzostwo Anglii wbrew logice. Finiszowało z dziesięcioma punktami przewagi nad drugim Arsenalem. Reakcja na bramkę Edena Hazarda w meczu z Tottenhamem, która niemal przypieczętowywała mistrzostwo „Lisów”, już na zawsze pozostanie w naszych sercach.

 Francja ma swoje miejsce w historii – 2017/2018

Les Herbiers Vendee Football. Że co proszę? Spokojnie, nikt nie będzie szydził z Was, że nie znacie tego klubu. Drużyna z miejscowości położonej nieopodal Nantes była rewelacją Pucharu Francji z sezonu 2017/2018. Les Herbiers zamieszkuje około 13 tysięcy osób i wszyscy co do jednego byli dumni ze swojego klubu.

Les Herbies VF nigdy nie grali nawet na drugim poziomie rozgrywkowym we Francji. Trzy sezony na trzecim szczeblu to ich największy sukces. W Pucharze Francji pokonywali SC Balma, SO Romorantin, Angouleme CFC czy FC Saint-Lo – kluby z nie najwyższej półki. Jednak później dokonali czegoś, o czym będą mogli opowiadać wnukom. W 1/16 finału pokonali faworyzowane AJ Auxerre aż 3:0, rundę później RC Lens w rzutach karnych, by w półfinale rozprawić się z FC Chambly.

W finale doszło do spotkania z PSG. Paryżanie wyszli na to starcie jako murowani faworyci, ale rywale nie poddali się bez walki. Wynik 0:2 przeciwko Paris Saint-Germain nie jest powodem do wstydu. Zwłaszcza jeśli jesteś trzecioligowcem. W dodatku takim, który spada do czwartej ligi w tym samym sezonie.

EFL Cup nie dla Burton Albion – 2018/2019

Burton Albion to klub, który występuje w League One, czyli na trzecim poziomie w Anglii. W sezonie 2018/2019 był o dwa kroki od zdobycia pucharu EFL Cup. Poległ w półfinale. Zanim jednak do niego dotarł, jego wyższość uznać musiały: Shrewsbury, Aston Villa, Burnley, Nottingham Forest oraz Middlesbrough.

Piękny sen kibiców Burton w najokrutniejszy sposób zakończył Manchester City. Podopieczni Pepa Guardioli roznieśli ich ulubieńców w pierwszym meczu aż 9:0. Przykro oglądało się twarze zawodników Burton po tym spotkaniu. Z podobnego założenia najprawdopodobniej wyszli gracze Manchesteru City, którzy w rewanżu zdobyli jedną bramkę i nie naciskali, by zdobyć więcej.

GFA74 i Puchar Francji – 2020/2021

GFA Rumilly Valliere to kolejny klub, którego nawet najbardziej zainteresowani futbolem fani nie kojarzą. Zespół z miasteczka położonego nieopodal granicy ze Szwajcarią występuje na co dzień w Championnat National 2, czyli w czwartej lidze francuskiej. Puchar Francji obfituje w niespodzianki, bardzo często faworyt odpada po pojedynku z drużyną z niższej ligi.

Niemniej jednak GFA74 w poprzednim sezonie wprawiło w osłupienie wielu kibiców francuskiego futbolu. Po przebrnięciu kilku faz, kiedy to pokonywało rywali o podobnym potencjale, w ćwierćfinale los przydzielił mu Toulouse. Po bardzo zaciętym spotkaniu, z bramką samobójczą zawodnika Tuluzy, GFA74 awansowało do półfinału rozgrywek o Puchar Francji.

Szanuję kluby z niższych lig. Piłkarze Rumilly mają marzenie: zagrać w finale na największym stadionie we Francji, rozegrać największy mecz w swojej karierze. Dadzą z siebie 100%. Musimy zrobić to samo. Trener AS Monaco, Niko Kovac, przed meczem

Nie udało mu się jednak powtórzyć historii Les Herbiers i GFA74 zatrzymało się właśnie w półfinale. A właściwie zatrzymało je Monaco, które zniszczyło je z Radosławem Majeckim w bramce. Szybkie 5:1 i zawodnicy GFA74 mogli wracać do codziennych obowiązków.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze