Rozejść się, Ligi Mistrzów nie będzie!


5 sierpnia 2015 Rozejść się, Ligi Mistrzów nie będzie!

Bywają takie mecze, że logika podpowiada: „nie ma szans”. Serce jednak pcha się przed szereg, wydziera wniebogłosy, że trzeba walczyć. Polscy kibice są już mocno zaprawieni w bojach. Dla nich spotkania tego typu to nie pierwszyzna. Dzisiaj jednak w meandrach internetu nie wyczuwałem tego szaleńczego entuzjazmu. Wszyscy raczej czekali na poprawiny po nieudanym weselu.


Udostępnij na Udostępnij na

Nastrój chyba odrobinę udzielił się piłkarzom, którzy z każdą kolejną sekundą spoglądali w stronę oddalającego się pociągu z napisem „Liga Mistrzów”. Trochę asekuracyjnie postąpił również Maciej Skorża, posyłając na boisko… 0 (słownie: zero) napastników, z ofensywnym pomocnikiem na szpicy, który radził sobie na tej pozycji, ale w starciach z Piastem Gliwice czy Koroną Kielce. Dzisiaj prowizorka nie wystarczyła. Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem piłki kopanej, żeby stwierdzić, że gra tyłem do bramki to dla Hamalainena coś nienaturalnego. On lubi wozić piłkę, szukać uliczek dla skrzydłowych czy napastników. Męczył się strasznie, było to widać gołym okiem.

Skorża chyba jednak tego nie dostrzegł, uznał, że wszystko jest w porządku. Plan jest wykonany, gdyż po przerwie nie zrobił ani jednej zmiany, zarówno personalnej, jak i taktycznej. Po co zmieniać coś, co funkcjonuje jak szwajcarski zegarek. Bez zarzutu. Szkoleniowiec Lecha zapomniał zdjąć różowych okularów, a asystenci siedzieli cicho w kącie bez prawa głosu. „Przecież trzy bramki można zdobyć w 5 minut! Pamiętacie Lewandowskiego z Gruzją?” – tak uspokajał wszystkich Skorża.

U lechitów widać było pozorną ambicję, chęć walki przez… 15 minut. Później stopniowe przygasanie. Gdyby nie dobrze dysponowany dzisiaj Szymon Pawłowski, to przysnęlibyśmy ok. 30. minuty meczu. Jedyne, za co można Lecha pochwalić w tym meczu, to w miarę solidne poczynania w defensywie. Z drugiej jednak strony FC Basel chciało jak najszybciej skończyć ten mecz. Im czas płynął jeszcze wolniej niż nam przed odbiornikami telewizyjnymi.

Ku mojemu zdziwieniu całkiem przyzwoicie zaprezentował się Dariusz Dudka, jednak:

a) gorzej od Kadara zagrać nie mógł
b) nie miał zbyt wielu okazji do wykazania się

Lech Poznań nie miał nic do stracenia, a zagrał tak zachowawczo, jakby porażka na wyjeździe z mocnym rywalem była powodem do wstydu. Coby jednak nie mówić, kilka sytuacji do zdobycia bramki było. Niezła okazja Lovrencsicsa (tak rzadko grywa, że musiałem się upewnić, czy tak się pisze jego nazwisko),  minimalnie niecelny strzał z dystansu i dobre uderzenie głową Trałki. Więcej sytuacji nie pamiętam, za pominięcie innych serdecznie przepraszam. Powieka opadała zbyt często (nawet częściej niż u red. Szaranowicza), więc miałem prawo kilka rzeczy przeoczyć.

Nie będzie pożegnania z Ligą Mistrzów w stylu Dariusza Szpakowskiego. Żal, że tak szybko się kończy przygoda Lecha z Ligą Mistrzów w tym roku. Jeśli Basel w fazie grupowej znowu zaprezentuje się bardzo dobrze, to będziemy mogli wypiąć pierś, podnieść głowę i zakrzyknąć: „Prawie zremisowaliśmy z nimi na wyjeździe”. Prawie, bo w doliczonym czasie gry skarcił nas Bjarnason. Skoro tyle razy próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło, Szwajcarzy wzięli sprawy w swoje ręce i pokazali nam, jak to się robi. Dzisiaj wszyscy będziemy śmiali się z Lecha, krytykowali, a za rok i tak z wypiekami na twarzy zasiądziemy przed telewizorem, aby oglądać kolejne męczarnie naszego mistrza. Pamięć kibica jest krótka.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze