Everton w strefie spadkowej. Gdzie leży problem „The Toffees”?


Podopieczni Ronalda Koemana fatalnie rozpoczęli sezon 2017/2018

20 września 2017 Everton w strefie spadkowej. Gdzie leży problem „The Toffees”?

Nie tak miał wyglądać początek tego sezonu w wykonaniu Evertonu. Ogromne kwoty, które klub z Goodison Park płacił latem za nowych zawodników, miały być gwarantem dobrych wyników. Powtarzane do znudzenia prawdy o nieprzewidywalności futbolu po raz kolejny dały o sobie we znaki i po raz kolejny okazały się dla niektórych czymś absolutnie szokującym. Trudny terminarz – słyszymy najczęściej z ust obrońców „The Toffees”. Czy jednak wszystko usprawiedliwić możemy klasą przeciwników, z jakimi zmierzyć przyszło się podopiecznym Ronalda Koemana?


Udostępnij na Udostępnij na

Lato w zachodniej części hrabstwa Merseyside rozpoczęło się niezwykle obiecująco. Wielki powrót Rooneya miał być jedynie dopełnieniem niezwykle pracowitego okresu transferowego. Z odejściem Lukaku pogodzono się już jakiś czas temu, a kibice z zaufaniem podchodzili do wszystkiego, co działo się w klubie. Bo jak tu nie być zadowolonym, kiedy szeregi twojej ukochanej ekipy zasila tylu klasowych piłkarzy? Odejście z drużyny belgijskiego napastnika pozostawiło jednak w zespole wyrwę, której nie dało się tak szybko zastąpić. Atak postanowiono oprzeć na Rooneyu i jak dotąd jest zbyt wcześnie, by oceniać tę konkretną decyzję.

Złośliwi twierdzili, że w najbliższym sezonie Everton będzie drużyną, która poczyniła wielkie kroki w kierunku umocnienia swojej 7. lokaty w Premier League. Ci nieco bardziej życzliwi widzieli w „The Toffees” drużynę, która będzie w stanie włączyć się do walki z najmocniejszymi. Po pierwszych kolejkach możemy śmiało powiedzieć, że niewiele w klubie z Liverpoolu poszło zgodnie z planem. Czy należy już jednak panikować?

Cztery punkty

Tyle na przestrzeni pięciu kolejek udało się ugrać podopiecznym Ronalda Koemana. Terminarz rzeczywiście nie sprzyjał. Pojedynki z czterema drużynami wielkiej szóstki na pewno nie mogły być gwarantem punktów. Everton w większości starć nie wyglądał jednak na drużynę, która miałaby nawiązać walkę z którąkolwiek z typowanych do TOP 6 drużyn.

Zaczęło się nieźle, bo od pokonania Stoke i fantastycznej gry Wayne’a Rooneya. Potem nadejść miał prawdziwy sprawdzian, który drużyna holenderskiego menedżera zdała na czwórkę z plusem. „The Toffees” zagrali bardzo dobre spotkanie przeciwko Manchesterowi City, w którym do zgarnięcia pełnej puli zabrakło nieco szczęścia. Wszystko przebiegało zgodnie z planem aż do momentu wyjazdu na Stamford Bridge.

Porażka z Chelsea nie sprawiła, że świat fanów Evertonu legł w gruzach. Strata punktów była wkalkulowana nawet pomimo ambicji klubu z Liverpoolu. Z tropu kibice zostali zbici dopiero w dwóch następnych kolejkach. „The Toffees” nie wyglądali na drużynę, która mogłaby postraszyć choćby Crystal Palace. Z tymi „Orłami” to oczywiście lekka przesada, ale Everton sprawiał wrażenie, jakby do obu pojedynków podszedł nieco bojaźliwie. Wysokie porażki bez zdobytej choćby jednej bramki pokazały podopiecznym Ronalda Koemana miejsce w szeregu. Czy nie dało się z tych meczów wycisnąć więcej? Czy holenderski menedżer na pewno odpowiednio dobrał taktykę i piłkarzy na spotkanie?

Widać brak Lukaku?

Odejście Lukaku było czymś nieuniknionym i mogło jedynie zostać odwleczone w czasie. Trudno też, by klub taki jak Everton błyskawicznie znalazł kogoś, kto będzie w stanie godnie zastąpić Belga na pozycji numer 9. Wraz z przyjściem Rooneya zmienił się również styl gry drużyny. Załóżmy bowiem na chwilę, że Koemanowi udałoby się pozyskać kogoś, kto idealnie potrafiłby wpasować się w wyrwę pozostawioną przez Lukaku. Czy grający tuż za typowym bramkostrzelnym napastnikiem Rooney mógłby pokazać pełnię umiejętności? Czy byłby w stanie pracować niejako w cieniu na dorobek bramkowy napastnika?

Koeman musi jednak zaufać Rooneyowi, co prawdopodobnie nie jest jakimś wielkim wyrzeczeniem, niemniej jednak to odejście od czegoś dobrze znanego. Były piłkarz Manchesteru United pokazał się już z bardzo dobrej strony i możliwe, że zmiana stylu przyniesie wkrótce niezłe rezultaty.

Miejsce w szeregu

18. miejsce w żadnym stopniu nie oddaje potencjału drużyny z hrabstwa Merseyside i ze sporą dozą pewności możemy stwierdzić, że w kolejnych tygodniach Everton wróci do pierwszej dziesiątki. W meczu z Manchesterem United zabrakło przekonania, że można coś zdziałać, czyli czegoś, czym punkty „Czerwonym Diabłom” urwało Stoke. Everton wyszedł na boisko po jak najmniejszy wymiar kary, a przebieg tego sezonu nauczył już nas, że tak przeciwko United nie można grać. Słabości zostały do bólu wykorzystane, a porażka aż 0:4 była mocno przybijająca.

Everton nie rozpoczął sezonu słabo z powodu trudnego terminarza. „The Toffees” zajmują 18. miejsce z powodu swojego podejścia do tych trudnych gier. Przegrali próbami gry z kontry bez odpowiednich do tego piłkarzy i tym, że podopiecznym Koemana zwyczajnie zabrakło przekonania.

Na co więc naprawdę stać Everton? Przekonamy się w najbliższych kolejkach oraz prawdopodobnie jeszcze kilku kolejnych. O tym, że stać ich na dobrą grę, przekonaliśmy się już w pierwszych dwóch rundach. Klub dysponuje szeroką kadrą i zawodnikami na każdą możliwą okazję. Mamy eksgwiazdy, sprawdzonych średniaków, młode talenty – z tej mieszanki można ulepić naprawdę solidną ekipę, która będzie w stanie stawić czoła najlepszym. Potrzeba jedynie odpowiedniego doboru tych elementów do każdego ze spotkań, bo tego na razie zabrakło.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze