Zegar tyka nieubłaganie


W telewizji na okrągło polityczny kabaret z cyklu "POPiS". Parlamentarzyści przez siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę "obrzucają się błotem", używając przy tym coraz bardziej żenujących sposobów. Ciekawe kiedy nasi politycy przestaną zachowywać się jak dzieci w piaskownicy i usłyszą dźwięk wskazówek najważniejszego dla Polski zegara, który nieubłaganie odmierza czas do rozpoczęcia EURO 2012.


Udostępnij na Udostępnij na

Niby od czasu do czasu nowe informacje, konferencje prasowe i fachowe komentarze, ale konkretnych planów brak, nie wspominając już o efektach. Ciągłe zapewnienia o skutecznej organizacji EURO 2012 pozostają jedynie niespełnionymi obiecankami i niestrawioną jeszcze przez wielu Polaków „wyborczą kiełbasą”. Być może ktoś źle nastawił budzik, ponieważ ludzie odpowiedzialni za organizację najważniejszej imprezy w dziejach Polski nie obudzili się jeszcze z dziesięciomiesięcznego snu, w który zapadli po korzystnej decyzji UEFA z 18 kwietnia 2007 roku. A zegar organizacyjny tyka nieubłaganie i to coraz głośniej. Do pierwszego spotkania EURO 2012 pozostało 1579 dni, ale najważniejsze organy państwowe i organizacje w Polsce nie wykazują żadnego zmartwienia tym faktem. Polacy z natury lubią odkładać wszystko na ostatnią chwilę, ale martwię się, że tym razem możemy dać przysłowiową „plamę” i stać się pośmiewiskiem dla całego środowiska piłkarskiego.

Jestem ciekawy ile cierpliwość wykażą nam przez najbliższe lata władze UEFA, które publicznie wyraziły swoje niezadowolenie z przebiegu prac organizacyjnych „nad Wisłą”. Zastanawiający jest również fakt, ile włosów straci do 2012 roku prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej – Michel Platini, który już apeluje do Polaków o włączenie „piątego biegu”. Trudno się temu dziwić, skoro przez dziesięć miesięcy nie zrobiono w naszym kraju nic w kierunku EURO 2012. Politycy zamiast uchwalać kolejne ustawy, ułatwiające np. wykup gruntów i sprawniejsze przeprowadzanie przetargów, zajmują się za przeproszeniem pierdołami, atakując się nawzajem zepsutymi laptopami lub żałosnymi dyktafonami-gwoźdźmi do kolejnych trumien. Z każdym dniem uświadamiam sobie, że nasi parlamentarzyści nie mają w sobie za grosz honoru i przyzwoitości. Gdyby tak było, to sprawa EURO, która jest dla nas wszystkich szansą na lepsze jutro, byłaby dobrem najwyższym ponad wszelkimi podziałami.

Wprawdzie w ostatnim czasie temat EURO 2012, który do tej pory pozostawał tematem tabu, wreszcie ujrzał światło dzienne. Wszystko za sprawą bajecznych i imponujących projektów aren piłkarskich w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu, które przynajmniej na makietach nie odbiegają od światowych standardów. Szkoda tylko, że panowie projektanci zbytnio się nie wysilili i nie błysnęli swoją inwencją twórczą, ponieważ każdy projekt do złudzenia przypomina istniejący już obiekt. Dla przykładu – nasz narodowy „Koszyk” w Warszawie jest bardzo podobny do stadionu, który jest aktualnie budowany w Kapsztadzie, na potrzeby finałów piłkarskich Mistrzostw Świata. Ale nie narzekajmy. Ważne, że chociaż w kwestii obiektów sprawy znalazły swój dobry kierunek i pozytywny oddźwięk w Rządzie, który zapewnił dofinansowanie do budowy wszystkich aren piłkarskich z budżetu Skarbu Państwa.

Stadiony to tylko „duża kropla w morzu innych potrzeb”, które pozostają na razie na drugim planie. Nadal nie pojawiają się informacje o budowie nowych lotnisk, których w Polsce mamy zaledwie kilka. Bądźmy jednak szczerzy, jak mamy realnie zapewniać UEFA o nowych lotniskach, skoro budowa Terminalu nr 2 na warszawskim Okęciu trwa już bodajże trzeci rok. Wcale lepiej nie wygląda kwestia autostrad, które „nad Wisłą” są budowane w „żółwim tempie”. Optymizmem może napawać fakt, że wczoraj rozpoczęto przyjmowanie wniosków polskich miast, które chcą wybudować nowoczesne bazy treningowe. Wymagania UEFA są olbrzymie, bowiem owe środki mają składać się z dwóch boisk (w tym jednego z podgrzewaną murawą), a także ekskluzywnego hotelu z odnową biologiczną. Mimo wszystko chętnych nie brakuje, a to cieszy, bo być może będziemy mogli zapewnić wszystkim reprezentacjom odpowiednie warunki przygotowawcze.

Nikt nie ma wątpliwości, że 18 kwietnia 2007 roku to data, która na stałe zapisała się w annałach historii naszego kraju. Pytanie tylko w jakiej kategorii znajdzie swoje odpowiednie miejsce. Patrząc na ostatnie dziesięć miesięcy chyba wszyscy obawiamy się, że wybór naszego kraju na współorganizatora EURO 2012 może okazać się początkiem wielkiego końca rodzimego futbolu. Chciałbym się mylić, ale stanie się tak, jeśli politycy nie „zakopią toporków wojennych”, a w Komitecie Organizacyjnym nie znajdą się niezależni eksperci i menadżerowie z prawdziwego zdarzenia.

Komentarze
małka) (gość) - 17 lat temu

mhm.. tylko westchnęłam. Nagły przypływ wiary.
Powinnam skomentować ten artykuł, ale nie wiem co
napisać. Ważne, że Ty wiesz :*

Odpowiedz
Damian Jursza (gość) - 17 lat temu

To co sie teraz dzieje, te polityczne przepychanki to
kpina. Politycy muszą zrozumieć, że Euro 2012 trzeba
organizować ponad podziałami, bo inaczej nic z tego
nie będzie. A już najbardziej boję się o polskie
drogi...

Odpowiedz
1145 (gość) - 17 lat temu

A ja się bardziej boję o to, że przygotowań nie
firmuje swoim nazwiskiem żaden były wielki piłkarz.
Tak było we Francji (Michel Platini był szefem sztabu
przygotowań) czy Niemczech (Franz Beckenbauer). A u
nas? Szczerze to ja nawet nie wiem kto tym szefem w
końcu został. I z całym szacunkiem dla tego pana, ale
ludzie raczej nie będą jakoś super pracować nie mając
nad sobą niekwestionowanego autorytetu. Na Ukrainie
kimś takim mógłby zostać Oleg Błochin, w Polsce np.
Henryk Kasperczak. Wiem, że to kropla w morzu
potrzeb, bo od tego stadiony się same nie wybudują,
ale...zawsze byłby to jakiś krok do przodu i impuls
do bardziej wytężonej pracy. Ech...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze