Ze szczytu na dno?


W zeszłym roku o tej porze impetu nabierał marsz po Puchar UEFA jego sensacyjnego triumfatora – Zenitu Sankt Petersburg. Rosjanie przypominali Dariusza Michalczewskiego za najlepszych czasów, który nie wybierał sobie przeciwników, tylko walczył z każdym, którego przyprowadził mu jego menadżer. Obecnie sytuacja Zenitu przedstawia się coraz gorzej. Czyżby oczko w głowie prezydenta Rosji – Dmitrija Miedwiediewa - miało być tylko rewelacją jednego sezonu?


Udostępnij na Udostępnij na


By odnieść sukces w futbolu, potrzebne są pieniądze. To nie ulega żądnej wątpliwości. W przypadku piątej ekipy poprzedniego sezonu w Premier Lidze na brak funduszy narzekać nie można. Każda drużyna chciałaby mieć pewnie tak bogatego i hojnego sponsora, jakim niewątpliwie jest największa spółka naftowa na rynku europejskim – Gazprom. Przedsiębiorstwo, w którego radzie nadzorczej niegdyś zasiadał obecny Prezydent Federacji Rosyjskiej nie szczędzi pieniędzy na jak najlepszych zawodników, którzy pomogę drużynie ze stadionu Pietrowskiego w odniesieniu prestiżowego sukcesu. Pierwszą oznaką tego, na jak wiele stać sponsora Zenitu, było sprowadzenie do miasta nad Newą kapitana Szachtara Donieck i reprezentacji Ukrainy – Anatolija Tymoszczuka. Defensywny pomocnik okazał się niezwykle ważnym wzmocnieniem. Nie tylko zwiększyła się w Sankt Petersburgu szczelność defensywy, ale także wzrosła kreatywność w ataku. Dickowi Advocaatowi udało się zbudować naprawdę dobrze rozumiejący się zespół, który w miarę trwania Premier Ligi 2007 nabierał rozpędu. To nieoczekiwanie petersburczycy, a nie CSKA, do samego końca rywalizowali o mistrzostwo największego kraju świata z faworyzowanym Spartakiem, co skończyło się dla nich pomyślnie. To okazało się tylko przedsmakiem do tego, co fanów tego klubu czekało pół roku później.

W lutym 2008 Zenit udanie prezentował się w Pucharze UEFA. Ku zaskoczeniu całej piłkarskiej Europy, Rosjanie z kwitkiem odprawiali kolejnych przeciwników. Wśród pokonanych znalazły się słynne Olympique Marsylia, Bayer Leverkusen i Bayern Monachium. Także szkocki Glasgow Rangers nie dał im rady w finale, co zaowocowało drugim w historii zdobyciem klubowego trofeum przez ekipę z Rosji. Triumf ten miał także drugie dno – podczas gdy wszyscy grali na dwa fronty, Zenit rywalizował tylko w Europie, przekładając połowę rundy wiosennej na późniejsze terminy. Gdy ówcześni mistrzowie największego kraju świata wrócili do rywalizacji na własnym podwórku, nie prezentowali się aż tak rewelacyjnie. Potrafili pokonać Tom Tomsk 5:1, by w następnym ulec Spartakowi Nalczik 3:4. Nieciekawą postawę ówczesnych czempionów należało uznać za pierwszą oznakę tego, że w klubie jest coś nie tak. Nikt się tym specjalnie nie przejął.

Po rewelacyjnych dla Sbornej mistrzostwach Europy po raz kolejny objawiła się siła Gazpromu. Z Dynama Moskwa na stadion Pietrowski przybył Portugalczyk Danny. Choć pomocnik z Półwyspu Iberyjskiego nie zalicza się do światowej czołówki, gigant naftowy zapłacił za niego 30 milionów euro. Nowy nabytek od razu zaczął się spłacać, m.in. dzięki strzeleniu bramki w meczu o Superpuchar Europy, co kibice znad Wołgi skwitowali gromkimi okrzykami: „Rassija, Rassija”. Zenit kreowano na równorzędnego partnera dla faworytów grupy H Ligi Mistrzów. Tymczasem sytuacja podopiecznych Dicka Advocaata nie miała się za ciekawie. Znajdowali się oni zaledwie w środku tabeli. Przygoda z Champions League w ich wykonaniu okazała się marna. Zenit w ogóle nie przypominał zespołu, który parę miesięcy wcześniej wzniósł Puchar UEFA. Dodatkowo w klubie panowała dość nieciekawa atmosfera wokół osoby Andrieja Arszawina, którego ciągle łączono z którymś z europejskich gigantów. To była kolejna oznaka tego, że w teamie jest nie najlepiej. Po raz kolejny to zbagatelizowano.

Zima okazała się z wielu względach przykra dla zespołu z Sankt Petersburga. Przez cały czas trwania okna transferowego prasa, nie tylko rosyjska, prześcigała się w znajdowaniu nowych pracodawców Andriejowi Arszawinowi. Przytaczano przykłady Arsenalu Londyn, Tottenhamu Hotspur, Realu Madryt. Barcelony, a nawet… Fenerbahce Stambuł. „Arsz” miał nawet sam wykupić swój kontrakt, by móc odejść z Zenitu. Ostatecznie opera mydlana z udziałem gwiazdy Sbornej zakończyła się jego transferem do Arsenalu. Jednak nie tylko „Szawa” został zauważony przez europejskich bossów. Zimą ze stadionem Pietrowskim miał pożegnać się także inny lider – Anatolij Tymoszczuk. Ukraińca mocno kusił Bayern Monachium. Ostatecznie kapitan współgospodarzy Euro 2012 pozostał nad Newą, by pomóc swojemu teamowi w walce o Puchar UEFA. Podpisał jednak kontrakt z Bawarczykami, którzy będzie obowiązywać od lata.

Wydawało się, że strata „Maleńkiego Maestro” zostanie zrekompensowana. Dokonano zakupu Szabolcsa Husztiego i Fernando Meiry. To jednak wzmocnienia defensywy. Zapomniano o ataku. Zwłaszcza, że jego siła osłabła po odejściu do Rubinu Kazań skłóconego z Dickiem Advocaatem Argentyńczyka Alejandro Domingueza. Na chwilę obecną kibice teamu z Pietrowskiego nie muszą obawiać się o zdobywanie bramek przez swój zespół. Druga linia Zenitu jest pod względem nazwisk po prostu bajeczna. Każdy szkoleniowiec w tej części Europy chciałby wybierać pomiędzy takimi zawodnikami, jak: Roman Szyrokow, Danny, Igor Denisow, Szabolcs Huszti, Igor Siemszow, Wiktor Fajzulin czy Konstantin Zyrjanow. W świetnej formie jest Paweł Pogriebniak. Jednak pieniądze Gazpromu to nie wszystko i nadal szczytem marzeń dla rosyjskich piłkarzy jest Zachód. Chęć na wyższym poziomie robi swoje, co sprawia, że byli mistrzowie Rosji tracą siłę ofensywną. W drużynie nie ma już Andrieja Arszawina i Alejandro Domingueza. Latem odejdzie Anatolij Tymoszczuk. Trener Advocaat nie ufa Fatihowi Tekke. Ponadto niepewna jest przyszłość w grupie pełniących bardzo ważne funkcje w drużynie Wiaczesława Małafiejewa i Pawła Pogriebniaka. Obaj nie kwapią się do podpisania nowych umów. Dotyczy to zwłaszcza tego drugiego. Rosły napastnik Zenitu jest gwiazdą nie tylko we własnej ekipie, ale też w Sbornej i coraz częściej mówi się o jego odejściu. Nieoficjalnie ma podążyć śladami Anatolija Tymoszczuka i przenieść się na Allianz Arena. Sam zawodnik przyznał, że jego marzeniem jest Manchester United.

Rok temu o tej porze Zenit Sankt Petersburg był w piłkarskim niebie. Teraz obserwujemy coraz więcej oznak zmierzania mistrzów Rosji 2008 ku piłkarskiemu piekłu. Coraz mniej ciekawa atmosfera w klubie oraz perspektywa utraty liderów może doprowadzić do tego, że niedługo na Pietrowskim nie będzie miał kto zdobywać bramek. Sytuacja jeszcze pogorszy się w przypadku opuszczenia zespołu przez jego golkiperów. Wiaczesław Małafiejew nie kwapi się z podpisaniem nowego kontraktu, a Kamil Contofalsky już wyraził chęć opuszczenia stadionu Pietrowskiego. Jeżeli do tego dojdzie, Zenit naprawdę może okazać się teamem jednego sezonu i wrócić do roli silniejszego średniaka. Kto na tym zyska. Najprawdopodobniej zespoły z Moskwy, głównie CSKA i Spartak. Taki obrót spraw może sprawić, że dosłownie nikt nie odbierze „Wojskowym” czwartego mistrzostwa Rosji, a „Miaso” zyskają łatwiejszą możliwość odbudowania morali zespołu i powrotu do czołówki. Jeżeli kierownictwo Zenitu i trener Advocaat czegoś z tym nie zrobią, może okazać się to brzemienne w skutkach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze