Zagraniczni trenerzy, którzy powinni trafić do ekstraklasy


15 grudnia 2015 Zagraniczni trenerzy, którzy powinni trafić do ekstraklasy

Skauting piłkarzy w Polsce nie stoi na wysokim poziomie. Można rzec, że dopiero się powolutku rozwija, ale to tylko w niektórych klubach, bo gdzieniegdzie kierownictwo świadomie unika tego typu idei, woląc wysłuchiwać propozycji opowiadających bzdury agentów, ostatecznie ściągając do swojego zespołu szrot.


Udostępnij na Udostępnij na

To w takim razie gdzie jest miejsce w naszym kraju na siatkę wyszukującą utalentowanych trenerów? Coś takiego nie istnieje. Sprawa zatrudnienia szkoleniowców w Polsce wygląda przykładowo tak:

Gabinet, a w nim dyrektor zarządzający i prezes. Pierwszy z nich podsuwa temu drugiemu na biurko stek kartek z biografiami kilkunastu trenerów ze znanymi nazwiskami i nie mających zatrudnienia. Jak to powiadają: jeden z karuzeli wychodzi, drugi na nią wskakuje, a ta się dalej kręci. Wybierają kandydata na zasadzie dobrego CV, uzgadniają z nim warunki i ten zostaje po raz 50. w jednym sezonie szkoleniowcem kolejnego zespołu. Śmieszna, ale bolesna prawda.

Prezes warszawskiej Legii, Bogusław Leśnodorski, jeszcze przed zwolnieniem Henninga Berga mówił, że od roku obserwuje trenerów, którzy mogliby ewentualnie zająć miejsce na ławce trenerskiej stołecznego klubu. Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy, ale jeśli rzeczywiście tak było, to prawdopodobnie on zapoczątkował w ekstraklasie pomysł wyszukiwania i dopasowywania szkoleniowca do drużyny. Ja będę drugi.

Najpierw wyjaśnię. Nie mam takich samych możliwości jak właściciele polskich zespołów, a moim jedynym narzędziem przy tworzeniu tego artykułu był tylko i wyłącznie internet. Z nikim się nie kontaktowałem, z nikim nie rozmawiałem — opinię na temat danej osoby wyciągnąłem ze zbioru liczb i opisów. Nie jestem w stanie zapewnić, że wyszukany przeze mnie trener zgodziłby się za jakiekolwiek pieniądze trafić do Polski. Nie wiem. Starałem się jednak, żeby nie były to osoby szerzej znane przeciętnemu kibicowi piłki nożnej. Poza jednym przypadkiem.

Aleksandar Janjic — Javor Ivanjica

(Novosti.rs)

Nie patrzę na niego przez pryzmat średniej liczby zdobytych punktów w sezonie, bo choć ona wynosi 1,43 i jest to niezły wynik, to bardziej zaciekawił mnie fakt, że prowadzi on klub, z którym awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej w Serbii. Prościej: Javor Ivanjica jest beniaminkiem, a zajmuje wysoką, 7. lokatę w klasyfikacji. Prowadzony przez niego zespół nie zdobywa wielu goli, ale jednocześnie mało ich traci. 13 straconych bramek na 21 meczów, będąc przed sezonem skazywanym na spadek, pokazuje, ze Janjic wykonuje dobrą pracę. Nie dysponuje szeroką kadrą, w zespole nie ma ani jednego reprezentanta jakiegokolwiek kraju, a jednak coś w Serbii potrafi ugrać.

Jakob Michelsen — SonderjyskE

(24tanzania.com)

Młody, 35-letni trener tegorocznej niespodzianki duńskiej Superligi. Klub piłkarski z siedzibą w Haderslev w południowej Danii rok w rok zajmował miejsce w okolicach dolnej połowy tabeli. Latem nastąpiła zmiana na ławce, zarząd postanowił zaryzykować i dać szansę młodej osobie. Opłaciło się, bo po 18 meczach ma tylko o sześć punktów mniej niż rok wcześniej po 33 spotkaniach. Michelsen w swojej krótkiej karierze trenował samodzielnie tylko jeden zespół, grający na zapleczu Superligi Skive IK, a oprócz tego przez rok asystował selekcjonerowi… Tanzanii i pełnił także funkcję szefa działu młodzieżowego w tym kraju. Egzotycznie, prawda?

Jindrich Trpisovsky — Slovan Liberec

(plejer.cz)

Nie, nie ma on nic wspólnego z obecnie rządzącą partią w kraju, jak sugeruje druga część jego nazwiska, ale do któregoś z polskich zespołów ewidentnie by pasował. Slovan wcześniejszy sezon zakończył na słabym, 12. miejscu, co wydawałoby się tamtejszym władzom nie do pomyślenia, więc jedynym krokiem do odbudowania swojej pozycji była zmiana trenera. Z Viktorii Zizkov do Liberca trafił Trpisovsky. Napiszę w ten sposób: zdecydowany król gry na swoim stadionie i przeciętniak, jeśli mowa o grach na wyjazdach. Średnia 2,75 punktu u siebie i 0,88 na wyjeździe daje ogólną, dobrą 1,81 punktu na mecz. W Libercu na osiem meczów wygrał aż siedem i tylko jeden zremisował. W roli gościa spisuje się raczej kiepsko, bo wygrał tylko raz, remisując cztery razy i trzy razy odnosząc porażkę. Jest to jego pierwszy sezon w klubie, więc na doszlifowanie umiejętności gry w kontrataku będzie jeszcze czas. No, chyba że po moim artykule weźmie go przykładowe Zagłębie czy inne Podbeskidzie.

Bohumil Panik — FC Zlin

(g.denik.cz)

Doskonale znane i zapamiętane nazwisko w Polsce. Trenował u nas między innymi Lecha Poznań, Miedź Legnica oraz Pogoń Szczecin. — To doskonały teoretyk futbolu. Każdy, kto choć godzinę porozmawia z nim na temat piłki nożnej, jest po takim spotkaniu zauroczony jego wiedzą i fachowością — mówił o nim w rozmowie dla poznan.sport.pl w 2003 roku ówczesny wiceprezes „Kolejorza”, Radosław Sołtys. W Czechach nie mógł znaleźć uznania, choć wprowadził tam grę czterema obrońcami w strefie, więc wyjechał na podbój Polski razem z Liborem Palą i Wernerem Liczką. O jego karierze trenerskiej wiele nie wiemy, bo po zwolnieniu z Pogoni — według dostępnych mi źródeł — przez dziesięć lat był bezrobotny, a pracę znalazł dopiero w 2014 roku przejmując FC Zlin. Awansował z nimi do czeskiej Synot Ligi, radząc sobie bardzo dobrze, zajmując wysokie jak na beniaminka szóste miejsce.

Jak mawiał Czesław Michniewicz — praca trenera jest jak molo, kiedyś się kończy. Apeluję do władz polskich zespołów: wyszukujcie szkoleniowców i wpasowujcie ich do modelu drużyny. Niekoniecznie muszą być to fachowcy z zagranicy. Dawajcie szanse młodym. Nie korzystajcie z karuzeli, bo powoli staje się ona już niemodna. I mało skuteczna.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze