Z Wisły Kraków wyrzucono go, bo piłkarze nie akceptowali jego metod trenerskich. Pożegnano go bez żalu. Odszedł w niesławie. Teraz podbija Europę z małym rumuńskim klubem, a we wtorek rozgromił na wyjeździe Glasgow Rangers. O kim mowa? Oczywiście o Danie Petrescu.
Szanowne gwiazdy krakowskiej Wisły cierpiały na treningach prowadzonych przez Petrescu niemiłosiernie. Trener wymagał od nich rzeczy nieludzkich. Musiały ciężko pracować, pocić się i męczyć, a przecież komu by się chciało i na co to komu w ogóle potrzebne?! Rumun powiedział kiedyś, że z taką mentalnością Polacy nigdy niczego nie wygrają (na razie ma rację). Nasi gracze nie rozumieją, że bez ciężkiej pracy sukcesu nie odniosą. Dlatego w Krakowie zorganizowana kampanię pod tytułem „Petrescu musi odejść”. I rzeczywiście, po wywalczeniu drugiego miejsca w lidze Rumuna zwolniono. Wiślackie gwiazdy odetchnęły z ulgą, bo nowy trener już takiego poświęcenia od nich nie wymagał.
Petrescu znalazł nowego pracodawcę w swojej rodzinnej Rumunii. Objął mały klubik, jakim jest Unirea Urziceni. To drużyna, której stadion może pomieścić zaledwie siedem tysięcy fanów, a budżet jest kilkakrotnie mniejszy od tego, jakie mają „polskie potęgi”. Miasto zamieszkuje ledwie kilkanaście tysięcy ludzi. Klika miesięcy temu miałem okazję przejeżdżać przez Urziceni i rzeczywiście, stadion przypomina mniej więcej te, które znamy z naszej drugiej ligi. Miasto? Małe i szare, jak wiele. Dla kibiców w Polsce było jasne, że Petrescu został sportowo zdegradowany. Ale nagle sezon temu ten mały, nędzny rumuński klubik został mistrzem kraju, zostawiając w tyle CFR Cluj oraz stołecznych hegemonów, jakimi są Rapid, Steaua i Dynamo. Był to pierwszy taki tryumf w historii Unirei. Drużna awansowała także do fazy grupowej Champions League, gdzie los skojarzył ją z Sevillą, Stuttgartem i Glasgow Rangers. Na początek przyszła porażka z Hiszpanami 0:2, ale przecież Sevilla pokonała w tym sezonie sam wielki Real, więc wstydu nie było. Potem był remis z Niemcami i w ostatni wtorek piękne zwycięstwo nad Rangers 4:1. Takich wyników nie osiąga się przypadkowo. Petrescu dostał w Rumunii czas, który okazał się bezcenny.
A piłkarze Wisły? Do Ligi Mistrzów nie awansowali. Na swoim podwórku jak zwykle byli wielkim faworytem, ale do wyników pucharowych Wisły za czasów Kasperczaka nawet się nie zbliżyli. Brak sukcesów w Europie skutecznie zniechęca najlepszych piłkarzy w naszej lidze, więc często decydują się odjeść, by podbić zachód i tam zaznać smaku Ligi Mistrzów. Jednak najczęściej ten podbój kończy się utratą formy i ławką rezerwowych.
Wisła bryluje w kraju, ale żaden polski klub nie potrafi zagrać tak, jak parę lat temu wspomniana Wisła Kasperczaka. A może trzeba było dać szansę Petrescu? W Krakowie miałby dużo większe możliwości niż w Urziceni. Fakt, „Biała Gwiazda” nie grała za jego czasów pięknie dla oka, ale Real pod wodzą Capello też nie grał ładnie, a mistrzostwo zdobył. Dopóki piłkarze w Polsce nie nauczą się, że przysłowie „bez pracy nie ma kołaczy” ma związek z rzeczywistością, dopóty rumuńskie sukcesy Petrescu pozostaną marzeniem dla naszych klubów.
Rumun pokazał, że piękny, wielki Kraków z Wisłą, mającą budżet w wysokości około 40 mln złotych i planami na duży nowoczesny stadion, okazują się niczym w porównaniu do 17-tysięcznego Urziceni z małą Unireą (posiadającą budżet znacznie od Wisły skromniejszy) i jeszcze mniejszym stadionem.