Ostatnie wydarzenia w Egipcie zatrzęsły całym piłkarskim światem. To największa tego typu tragedia ostatnich lat. Coraz szerzej roznosi się wieść, że wcale nie chodziło tam o piłkę.
Były to zamieszki z przyczyn czysto politycznych. Kibice Al-Ahly uznawani są za opozycjonistów. Domagają się przekazania rządów Bractwu Muzułmańskiemu, które właśnie wygrało wybory, ale nie zostało jeszcze dopuszczone do władzy przez armię, za którą z kolei opowiadają się kibice Al-Masry. Zamieszki wybuchły po rozgrywanym w Port Said w Egipcie meczu ligowym wygranym przez Al-Masry 3:1. 76 osób zginęło, a ponad tysiąc zostało rannych. Wśród zabitych są ochroniarze i policjanci, którzy próbowali rozdzielić walczące strony. Piłkarzom obu drużyn na szczęście udało się uciec. Mecz stał się tylko pretekstem do rozpoczęcia zamieszek między grupami kibiców.
O tym, że polityka i piłka nożna są ze sobą ściśle związane, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Piłka bywała wykorzystywana w celach propagandowych bądź wzniecała w społeczeństwie ruchy rewolucjonistyczne. W manipulacji kibicami piłkarskimi najdalej posunęli się serbscy politycy podczas konfliktu bałkańskiego w latach 90. Żeljko Raznatović, gangster i fan Crvenej Zvezdy, bardziej znany jako „Arkan”, selekcjonując najzagorzalszych i najagresywniejszych kibiców belgradzkiej drużyny, utworzył z nich bojówkę, nazwaną później „Tygrysami”. Władze serbskie w pełni popierały tę grupę kibiców, ponieważ potrzebowały narzędzia do zastraszania, a wyjątkowo brutalne oddziały „Arkana” świetnie spełniały tę funkcję. Armia siała postrach podczas działań wojennych w Chorwacji i Bośni. Członkowie „Tygrysów” w czasie walki śpiewali piosenki na cześć Crvenej Zvezdy, a kiedy zostali ranni, mogli liczyć na odwiedziny piłkarzy ich ukochanego klubu w szpitalach. Lata wojny na Bałkanach są niechlubnym przykładem nierozerwalnych więzi piłkarsko-politycznych i pokazują, z jaką łatwością władze mogą manipulować kibicami, często przepełnionymi zawiścią, agresją i uprzedzeniami.
Kolejny, powszechnie znany przykład opisał w „Wojnie futbolowej” Ryszard Kapuściński. Bezpośrednią przyczyną wybuchu sporu granicznego pomiędzy Hondurasem a Salwadorem w czerwcu 1969 roku stały się mecze reprezentacji obu państw w ramach eliminacji do mistrzostw świata. Pierwsze spotkanie rozgrywane w stolicy Hondurasu Tegucigalpie wygrali gospodarze 1:0. O awansie którejś z drużyn miał zadecydować rewanż w Salwadorze. Na stołeczny stadion piłkarze Hondurasu zostali dowiezieni wozami pancernymi, a na maszt zamiast ich uprzednio spalonej flagi wciągnięto brudną ścierkę. W pomeczowych zamieszkach dwie osoby zginęły, natomiast kilkadziesiąt zostało rannych. Wkrótce po tych wydarzeniach na stolicę Hondurasu spadły pierwsze bomby. Pomimo że stosunki między państwami były napięte już znacznie wcześniej, dopiero mecz stał się dla fanów obu drużyn okazją do wyładowywania agresji, a dla władz pretekstem do zbrojnych działań. Wojna została zakończona po interwencji OPA, jednak napięcie pomiędzy państwami na dobre opadło dopiero w 1980 roku po podpisaniu traktatu pokojowego.
Polityka była również obecna podczas Gran Derbi. Członkowie obu klubów brali udział w hiszpańskiej wojnie domowej, oczywiście po przeciwnych stronach barykady. Podczas tego konfliktu zginął między innymi prezes „Dumy Katalonii” Josep Sunyol. Został on schwytany i rozstrzelany przez faszystów generała Franco, który w tym konflikcie opowiedział się za Realem Madryt. 16 marca 1938 roku spuszczono bombę na budynek klubu z Katalonii, zniszczeniu uległo pomieszczenie z trofeami i kasa. Wojna domowa zakończyła się po trzech latach walk zwycięstwem generała Franco. Na jego rozkaz w 1940 roku zmieniono nazwę klubu z Foot-ball Club Barcelona na Club de Futbol Barcelona, a do śmierci Franco obowiązywał zakaz wywieszania flag Katalonii na stadionie FC Barcelona. Do dziś pojedynki odwiecznych rywali elektryzują kibiców w całej Hiszpanii, a pikanterii dodaje fakt, że klub z Barcelony cały czas pozostaje wizytówką katalońskich nacjonalistów.
W historii jest jeszcze wiele podobnych przykładów. Polityka zawsze będzie obecna w sporcie, a piłkarskie stadiony pozostaną miejscem afiszowania się swoim pochodzeniem i dumą narodową, będą też przestrzenią wykorzystywaną do wyładowania agresji. Warto więc powtórzyć za Janem Pawłem II, że: – Obok sportu, który pomaga człowiekowi, istnieje inny sport, który mu szkodzi. Obok sportu, który służy wyniosłym ideałom, jest też sport, który zabiega wyłącznie o zysk. Obok sportu, który jednoczy, jest też taki który dzieli.
Co wy macie z tym Franco??? było minęło...źle
było wszystkim i tyle.