Wnioski po dwóch meczach – ta drużyna utrzymuje ciągłość


Tak, wiem. Pompowanie balonika. Tak było przed Koreą, tak było przed Niemcami, nie inaczej jest przed Austrią. No i oczywiście przed rodzimym Euro. W żadnym z tych przypadków nie można było zauważyć jednego – tego, że zespół zmierza w dobrym kierunku przed samym turniejem.


Udostępnij na Udostępnij na

Z jednej strony mamy bardzo dużo czasu do imprezy we Francji (oby tylko się odbyła!). Z drugiej – przed poprzednimi turniejami już dość wcześnie było widoczne niebezpieczne rozprężenie, ewentualnie pierwsze stresy zawodników – ktoś przecież z selekcji musiał wypaść. Teraz tego nie ma. Wychodzimy na Islandię i tracimy szybką bramkę po dziwnym karnym. Od razu widać w nas determinację do odrobienia tej straty. Dopadamy rywala, kończymy z czwórką z przodu. Tak ma być.

Przyjeżdżają Czesi, mecz gramy na stadionie, który przywołuje w nas bolesne wspomnienia. Niczym Stambuł dla Milanu, Maracana dla Brazylii i Old Trafford dla Romy. Wychodzimy bez respektu dla Petra Cecha, szybko wbijamy dwa gole i kontrolujemy mecz. Coś, co jeszcze dwa lata temu wydawało się niedoścignionym marzeniem, zaczyna się ziszczać. Polacy nareszcie zaczynają grać na miarę potencjału pojedynczych jednostek. A ten, jak doskonale wiemy, jest niemały.

Polska - Gibraltar, Eliminacje EURO 2016 w Piłce Nożnej, Bartosz Kapustka, Kamil Grosicki, 07.09.2015, fot. Grzegorz Rutkowski;
Polska – Gibraltar, Eliminacje EURO 2016 w Piłce Nożnej, Bartosz Kapustka, Kamil Grosicki, 07.09.2015, fot. Grzegorz Rutkowski;

Co warto podkreślić po tych dwóch meczach? Godni uwagi na pewno są wykonawcy. Bartosz Kapustka – wiemy, że nie można go przesadnie głaskać. Ale to tarnowianin, więc ręczę za niego swoją lewą dłonią. Piłkarz Cracovii wszedł z Islandią i strzelił piękną bramkę. Wyszedł na Czechów i zaliczył fantastyczną asystę. Zwróćcie uwagę na jedno, kiedy będziecie oglądać powtórki bramki Milika. Kapustka biegnie, PODNOSI GŁOWĘ i znakomicie dośrodkowuje. Idealna siła, znakomita precyzja. Inteligentny skrzydłowy, w naszym kraju towar mocno deficytowy.

Boiskowa pewność siebie Bartosza nie wzięła się znikąd. Kiedy Nawałka powołał go po raz pierwszy, nominację przyjęto raczej sceptycznie. O wiele bardziej zasługiwali na to przecież Cetnarski z Dąbrowskim. Tymczasem nie dość, że młody nie zawiódł, to jeszcze zamienił się w bestię w lidze. Teraz to najlepszy asystent w ekstraklasie i człowiek, który niemal nigdy nie gra słabego meczu.

Inna ciekawostka. Z Islandią pozamiatał Zieliński, z Czechami nie wstał nawet z ławki. Trener uznał, że pora przetestować Jodłowca i Linettego i również się nie zawiódł. Adam Nawałka nie boi się ryzykować, i jak dotąd nie ma też powodów, by porzucić swój styl poszukiwań.

Martwić mogą dwie sprawy. Pierwsza to brak odwagi przy testowaniu opcji w ataku. Nieobecność Roberta Lewandowskiego w drugim z meczów towarzyskich była wręcz idealnym momentem dla Mariusza Stępińskiego czy Artura Sobiecha na pokazanie swoich umiejętności. Gdyby doszło do koszmarnego scenariusza, w którym tracimy na jakiś ważny mecz naszą największą gwiazdę i towarzyszącego mu Arkadiusza Milika – tracimy wszystkie przetestowane opcje. Inna kwestia, że znając Nawałkę, ten wyciągnąłby z kapelusza kogoś, kto zagrałby mecz życia.

Tomasz Jodłowiec (fot. Grzegorz Rutkowski)

Druga sprawa to defensywa. Jest postęp, widzimy to na każdym kroku. Niestety ciągle dochodzi do prostych i niewytłumaczalnych błędów przez naszych defensorów, przez które tracimy głupie bramki. Tak było w przypadku Szukały i Islandii, podobnie przy niefrasobliwym wybiciu Tomasza Jodłowca we wtorkowym meczu z naszymi południowymi sąsiadami.

Wniosek, fajnie jest oglądać naszą kadrę, która ciągle wygrywa. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do pięknych porażek, że nie możemy wyjść z podziwu, kiedy obserwujemy piękne zwycięstwa. Widzimy strzelających jak na zawołanie dumnych reprezentantów, ale też radosnych chłopaków, pragnących zabawy na boisku. Widzimy wielkiego Roberta Lewandowskiego, którego boiskowa pewność siebie osiągnęła poziom zarezerwowany dla największych, ale też Krzysztofa Mączyńskiego, który w kadrze gra lepiej niż w swoim klubie. Wreszcie widzimy Kamila Grosickiego, który może irytować przez większą część meczu, ale i tak zyskuje wielki szacunek, kiedy podnosi i całuje szalik reprezentacji. Do tego strzeli jeszcze jakąś bramkę.

Ta drużyna jest tak dobra i godna zaufania, że nawet w przypadku słabszego jej momentu, powinniśmy razem z nią zejść do piekła porażki i oczekiwać lepszego czasu. Ten, na szczęście, nastąpił już teraz i nie zanosi się, by coś miało się w tej materii zmienić. Niech ta dobra passa trwa i nie opuszcza „Biało-Czerwonych” podczas francuskiego Euro, a wtedy wszyscy będziemy zadowoleni. I może wreszcie nie pęknie ten cały medialny balonik.

Najnowsze