Parę dni temu prezentowaliśmy Wam Real Valladolid. Dziś czas na pierwszego z galisyjskich beniaminków. Celta Vigo wraca do Primera Division po zdecydowanie zbyt długiej banicji w Segunda.
Historia
Okoliczności założenia Celty Vigo są bardzo ciekawe. Pomysł utworzenia klubu w Galicji został wysunięty przez Manuela de Castro, lokalnego pisarza i wielkiego zwolennika lokalnych nacjonalizmów, a także orędownika działań unitarystycznych. Hiszpan patrzył na Kraj Basków, patrzył na tamtejsze drużyny, na ich moc i sobie myślał: dlaczego my nie możemy stworzyć ekipy zdolnej do przeciwstawienia się Athletikowi, Realowi Sociedad, Realowi Union…? Osiem lat zajęło mu lobbowanie. Osiem długich lat, ale ostatecznie się udało. Włodarze dwóch galisyjskich klubów podpisali umowę zjednoczeniową. Bardzo długo deliberowano nad nazwą. Ostatecznie stanęło na Real Club Celta. Real, bo była to drużyna królewska, Club, bo był to klub, Celta, bo Celtowie. W momencie utworzenia „Os Celestes” Primera Division była dopiero w fazie planów. Gdy w 1929 roku powołano do życia ligę zawodową, Galisyjczycy trafili do niższej klasy rozgrywek, z której zresztą od razu spadli. Graczom z Vigo przypadł więc wątpliwy zaszczyt bycia pierwszą drużyną, która z Segunda spadła do Tercera. Rok później byliśmy już świadkami ponownego awansu Celty. Po sześciu kolejnych sezonach klub po raz pierwszy zameldował się w Primera. I właśnie najwyższa klasa rozgrywkowa była – jak się okazało – najlepszym dla Celty miejscem. Jeśli klub z północy Hiszpanii spadał do niższej ligi, to zazwyczaj na bardzo krótko. I na takim szarym, bardzo solidnym ligowym rzemieślnictwie mijały drużynie z Galicji kolejne sezony. Dopiero lata 90. przyniosły zmianę. Ludzie zajmujący się historią ekipy lubią ten okres nazywać czasami EuroCelty, jakby dla przeciwwagi dla EuroDepor. Zespołowi szło na wszystkich frontach tak znakomicie, że historycy i statystycy z IFFHS ogłosi drużynę „Os Celestes” najlepszą na świecie w 2001 roku. Jeśli dziwią Was takie zaszczyty dla małego przecież klubiku, może przekonają Was nazwiska zawodników, którzy wtedy biegali po murawie Balaidos: Walerij Karpin, Michel Salgado Catanha, Benny McCarthy czy – uwaga – Claude Makelele. Błękitną koszulkę zakładali też między innymi David Silva, Manuel Almunia, Santi Canizares, Jose Enrique, Juanfran, Angel Lopez… Lista nazwisk znakomitych piłkarzy będących w przeszłości piłkarzami Celty jest długaśna z dwóch powodów. Po pierwsze, klub z Vigo zawsze zajmował w sercu Hiszpanów specjalne miejsce, bardzo łatwo było przekonać piłkarzy, by się do niego przenosili. Po drugie, szkółka „Os Celestes” jest prawdopodobnie jedną z najlepszych w kraju. Ale dość już o tym, wracamy do EuroCelty. Jest sezon 2003/2004, a Galisyjczycy dokonują rzeczy niezwykłej. Z jednej strony wspaniale walczą w Lidze Mistrzów, wychodzą z grupy, walczą jak równy z równym z napakowanym gwiazdami Arsenalem, a z drugiej zupełnie zawalają rozgrywki ligowe, zajmują przedostatnie miejsce i spadają do Segunda. Po roku wracają, ale po kolejnych dwóch znów spadają. Z dawnej potęgi nie zostało już nic. Przygoda z drugą ligą trwała tym razem aż pięć lat i zakończyła się w maju tego roku.
Poprzedni sezon

Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby z Primera Division nie spadło Deportivo, to Celta by już teraz do La Liga nie awansowała. Perspektywa rywalizacji ze śmiertelnym wrogiem sprawiła jednak, że Galisyjczycy z Vigo rzucili się do walki z zaciętością godną najwyższych pochwał. Ostatecznie zajęli w tabeli miejsce za „Los Turcos”, ale dostali to, czego chcieli. Bezpośredni awans do La Liga był celem, który udało się zrealizować bez większego trudu. Real Valladolid walczył do samego końca, ale ostatecznie z Celtą przegrał. Drużyna z Balaidos w ciągu 42 kolejek zdobyła 83 bramki (najwięcej w lidze), tracąc ich zaledwie 37 (najmniej w lidze). Tak imponujące popisy sprawiły, że na liście najlepszych strzelców ligi znalazło się miejsce dla dwóch zawodników klubu z północy kraju. Iago Aspas z dorobkiem 23 goli był drugi, a Fabian Orellana z trzynastoma trafieniami dziewiąty. Chilijczyk znacznie lepiej radził sobie za to w rankingu asystentów, zajmując pierwsze miejsce. „Os Celestes” sezon rozpoczęli dość niemrawo, po dziewięciu kolejkach zajmowali miejsce w środku tabeli. Wyraźna poprawa przyszła na półmetku, wtedy gdy Deportivo objęło przewodnictwo w tabeli. Przypadek? Nie wierzymy w takie przypadki. Celta rzuciła się w pogoń za wielkim rywalem i chociaż go nie dogoniła, to szybko usadowiła się na podium Segunda Division.
Kadra
Największą gwiazdą Celty w poprzednim sezonie był Fabian Orellana. Po jego odejściu (o którym trochę więcej w paragrafie o transferach) pałeczkę lidera przejął Iago Aspas. 25-latek, wychowanek klubu, świetnie radził sobie w Segunda Division, ale nie jest wcale powiedziane, że równie dobrze będzie mu szło na boiskach pierwszoligowych. Gra przeciwko Barcelonie to zupełnie inna para kaloszy, zupełnie inne wyzwanie. Prawie sto tysięcy Katalończyków na Camp Nou może sprawić, że człowiek zapomni, jak się nazywa. Kibice trochę obawiają się braku doświadczenia swojego asa, ale mimo wszystko są dobrej myśli. Kolejnym zawodnikiem, wartym uwagi, jest z pewnością Enrique de Lucas znany po prostu jako Quique. Jak na napastnika może on pochwalić się naprawdę solidną liczbą asyst. W jego przypadku o jakimkolwiek strachu mowy być nie może. Hiszpan ma na swoim koncie roczny epizod w londyńskiej Chelsea (25 meczów, całkiem nieźle), a także grubo ponad sto spotkań w Primera Division. Niewykluczone, że to właśnie on będzie odgrywał kluczową rolę w układance trenera Paco Herrery. Trzecim graczem, na którego sugerujemy zwracać baczną uwagę, jest Hugo Mallo, prawy obrońca, również wychowanek Celty. Chłopak niedawno skończył 21 lat, jest etatowym młodzieżowym reprezentantem Hiszpanii, a na mundialu U-20 grał tak znakomicie, że był poważnym kandydatem do nagrody dla piłkarza turnieju.
Transfery

Celta na rynku transferowym była bardzo aktywna. Już na samym starcie udało jej się załatwić znakomite wypożyczenie – Javi Varas, zepchnięty w Sevilli do roli bramkarza numer trzy, przeniósł się na drugi koniec kraju, by odbudować formę i renomę. Z takim golkiperem Galisyjczycy mogą poważnie myśleć o celach bardziej ambitnych niż utrzymanie. Na pewno świetnym transferem okaże się też sprowadzenie Gustavo Cabrala. Argentyńczyk miał lekkie problemy, by przebić się do wyjściowej jedenastki Levante, ale gdy już grał, to nie zawodził. Na Estadio Balaidos przenieśli się również dwaj solidni piłkarze, którzy jednak mogą mieć problem z przystosowaniem się do warunków Primera Division. Chodzi o Samuela z Herculesa Alicante i Daniego Abalo z Gimnasticu. Czas pokaże, czy któryś z nich będzie miał umiejętności wystarczające do walki o miejsce w składzie. Jeśli chodzi o ubytki, to z pewnością najbardziej bolesny będzie powrót Fabiana Orellany do Granady. Chilijczyk wiele meczów Celcie w poprzednim sezonie wygrał w pojedynkę, teraz takiego zawodnika może bardzo brakować. Hiszpańskie media nieśmiało podają, że być może piłkarz wróci do Vigo, ale na razie wygląda to na klasyczny przykład prasowych wymysłów pomieszanych z myśleniem życzeniowym.
Prognoza
Celta to Celta. Galisyjczycy tak długo przebywali poza szczytami hiszpańskiego futbolu, że po prostu niemożliwe wydaje się, by teraz tak łatwo dali sobie tę upragnioną Primera Division wyrwać. Skład pozwala myśleć o zajęciu miejsca nawet w górnej połowie tabeli. Pozwala też myśleć o walce o utrzymanie. Niestety wielu zawodników „Os Celestes” nie ma doświadczenia w meczach pierwszoligowych. Jeśli tych kilku weteranów będzie umiało odpowiednio nastawić kolegów, może być bardzo dobrze. Personalnie klub z Vigo jest w tym momencie mocniejszy od mniej więcej czterech ekip La Liga. Na papierze więc utrzymanie jest prawdopodobne. Czas pokaże, czy nasze przypuszczenia się sprawdzą.
Nasza prognoza: utrzymanie po leciutkiej nerwówce.