Wielki Brat patrzy


Do publicznej egzekucji Leo Beenhakkera, ku olbrzymiej rozpaczy wielu przeciwników holenderskiego szkoleniowca, nie doszło, ale Don Leo może już zapomnieć o spokojnym i sielskim życiu w Polsce. Działacze PZPN zrobią wszystko by były trener Feyenoordu Rotterdam i Realu Madryt czym prędzej opuścił nasz kraj, a ci nie musieliby mu wypłacać za to pokaźnej odprawy. Beenhakker w najbliższych miesięcąch może czuć się niemalże tak samo jak bohaterowie książki George`a Orwella "Rok 1984".


Udostępnij na Udostępnij na

Pożegnanie z asystentami, przede wszystkimi tymi z tak „wrogiej i niemiłej” dla nas Holandii, wskazanie Don Leo palcem kandydata na jego następcę, a w przypadku rezygnacji z takiej propozycji, odpowiedź w stylu Grzegorza Lato: „tam są drzwi”, cykliczne spotkania Beenhakkera z „polską myślą szkoleniową” w celu dyskusji nad sprawami selekcji i systemu gry reprezentacji- to co zastał Leo gdy po raz pierwszy przekroczył granice naszego kraju, to nic z tym co czeka go teraz. Wielki Brat patrzy i czuwa, a gdy coś mu się nie spodoba, nie zawaha się interweniować.

Kompleksy, kompleksy

Nachodzą ciężkie dni dla Leo Beenhakkera.
Nachodzą ciężkie dni dla Leo Beenhakkera. (fot. bbc.co.uk)

Polskim trenerom pomysł na zatrudnienie Beenhakkera nie podobał się już od samego początku. Najpierw przypuścili frontalny atak na Holendra, a gdy ten zaliczył falstart w el. EURO 2008, krytyka przybrała na tak ogromnej sile, że jej adresat nawet poważnie myślał o rzuceniu wszystkiego w diabli i powrotu do Holandii. W końcu jednak „polska myśl szkoleniowa” zamilkła bo Leonowi w sukurs zaczęły przychodzić wyniki. Ktoś tam czasem co jakiś czas pisnął to i owo, ale generalnie taktyka była taka, by w obecności mediów chwalić Holendra za wszystko co się tylko da, a ciężką artylerię szykować i planować za jego plecami, bo kiedyś pewnie przyjdzie taki dzień, że trzeba będzie ją w końcu wytoczyć. Ten dzień w końcu nadszedł i dla polskich trenerów czwartek, 3 lipca 2008 r. był chyba najszczęśliwszym dniem pod słońcem, bo w końcu mogli stanąć z wrogiem „oko w oko” i zacząć obrzucać Go błotem, nie bacząc na to, że za broń mają tylko puste frazesy i opinie żadnymi konkretnymi i skutecznymi argumentami niepoparte.

Paradoks czwartkowego zebrania Zarządu PZPN polega na tym, że za ocenianie Leona wzięli się ludzie, którzy osiągnięciami trenerskimi nie dosięgają mu do pięt. Wyobrażacie sobie, że w Niemczech nad przyczynami porażki w finale EURO 2008 Joachim Loew debatuje ze szkoleniowcami prowadzącymi kluby Regional-ligi? I tak Beenahkker był na cenzurowanym takich ludzi jak Władysław Stachurski, który reprezentacje prowadził w czterech meczach- wszystkie Polska przegrała czy Henryk Apostel, który z drużyną narodową pożegnał się po dwóch latach pracy i wstydliwym remisie 0:0 z Azerbejdżanem. W rolę cenzorów wcielili się również Grzegorz Lato, który swego czasu trenował Stal Mielec, Widzew Łódź, Amikę Wronki i Olimpię Poznań- z marnym skutkiem, a także Janusz Wójcik. Wójt spośród w/w trenerów to niewątpliwie gwiazda pierwszej wielkości. Srebro na olimpiadzie w Barcelonie w 1992 r., a także walka do samego końca eliminacji EURO 2000 w grupie z Anglią mówią same za siebie. Dziś jednak Janusz W. to persona zdeczko zakurzona, w dodatku z wieloma wpadkami na koncie. Wójcik obiecywał, że nie zaśnie póki poziom polskiego futbolu w satysfakcjonujący go sposób się nie podniesie, po czym chciał czmychnąć do Surinamu, gdy w Warszawie spotkał się w restauracji z jednym z tamtejszych szejków. Wójt snuł wielkie plany i wizje, czego to z tą reprezentacją nie osiągnię i tak mógł to robić w nieskończoność, gdyby nie to, że szejk okazał się…dziennikarzem „Faktu”, a cała sprawa to zwykła podpucha. Potem był rajd po pijanemu po torach tramwajowych w centrum stolicy, po czym, bez żadnych wyrzutów sumienia poseł Samoobrony chciał prowadzić w szkołach zajęcia profilaktyczne,dotyczące…alkoholizmu. W zeszłym sezonie Wójcik prowadził Znicz Pruszków (4 mecze bez zwycięstwa i szybkie pożegnanie się z beniaminkiem II ligi), a także Widzew Łódź (nie uratował klubu z Al.Marszałka Piłsudskiego przed spadkiem do III ligi, a niepowodzenie tłumaczył fatalną postawą Bartosza Fabiniaka i działalnością tajemniczej osoby, która kierowała klubem zza pleców właściciela Widzewa, Sylwestra Cacka).

Rozmawiać, a nie wojować

Kto zatem ma prawo oceniać Don Leo? Na pewno trenerzy, którzy coś w trudnym trenerskim fachu osiągnęli, ale też tacy, którzy będą chcieli z Holendrem prowadzić merytoryczną dyskusje na wiele tematów, a nie wojować w imię „polskiej myśli szkoleniowej”, byle tylko Beenhakkerowi pokazać, że i bez niego polski futbol sobie poradzi. Czy tacy ludzie w Polsce są? Chyba tak, bo też szkoleniowców, którzy mają w swoim CV niemałe sukcesy i którzy mają na głowie ważniejsze cele niż walka z Leo nie brakuje. Przykładów daleko nie trzeba szukać- Henryk Kasperczak (wicemistrzostwo Afryki z Tunezją, 3. miejsce z Wybrzeżem Kości Słoniowej i 4. miejsce z Mali, awans z Wisłą Kraków do 1/8 finału Pucharu UEFA i 3 mistrzostwa Polski z Białą Gwiazdą), Paweł Janas (awans z Legią Warszawa do 1/4 finału Ligi Mistrzów, awans do finałów MŚ 2006, 2 mistrzostwa Polski z Legią, Puchar a także Superpuchar Polski z Wojskowymi), Franciszek Smuda (awans z Widzewem Łódź do Ligi Mistrzów, 3 mistrzostwa Polski: dwa z Widzewem, jeden z Wisłą), Jacek Gmoch (5. miejsce na MŚ`78 w Argentynie z reprezentacją Polski, asystent Kazimierza Górskiego na IO`72 i MŚ`74, 2 mistrzostwa Grecji- z Panathinaikosem Ateny i Larissą, 1/2 finału Pucharu Mistrzów z Panathinaikosem), Andrzej Strejlau (asystent Kazimierza Górskiego na IO`72 i MŚ`74), Antoni Piechniczek (3. miejsce na MŚ`82 w Hiszpanii, 1/8 finału na MŚ`86 w Meksyku- jedyny selekcjoner, który z drużyną narodową dwa razy z rzędu wywalczył awans do finałów MŚ). Osobny rodział to Jerzy Engel, który idealnie wpasowuje się w obraz szkoleniowca, który o Leo zdanie zmienia jak w kalejdoskopie, ale to w końcu on po 16 latach posuchy, wywalczył z reprezentacją Polski awans do finałów MŚ`02 w Korei Płd. i Japonii, więc też ma prawo oceniać Beenhakkera. A reszta? Reszta powinna tą dyskusje uważnie obserwować, notować to co w niej najważniejsze, ale na tym koniec ich kompetencji.

Znamionujące jest również to, że gdy „polska myśl szkoleniowa”wręcz kipi z nienawiści do Leo, młodzi trenerzy, tacy jak Czesław Michniewcz, Jan Urban, Maciej Skorża czy Michał Probierz wpatrzona jest w Beenhakkera jak w obrazek i od Latającego Holendra chce brać wszystko to co najlepsze, po to, by w przyszłości spróbować mu dorównać. Nie musi też nic a nic udowadniać Don Leo, że Polacy nie gęsi i swoich trenerów też mają.

Co dalej?

Przyszłość Beenhakkera nie rysuje się jednak w różowych barwach. Młodzi szkoleniowcy, którzy zapewne za Holendrem poszliby w ogień, w PZPN wiele do powiedzienia nie mają. Tutaj rządzi Wydział Szkolenia, który zrobi wszystko, by Leo do pracy w Polsce zniechęcił się jak najszybciej i sam podpisał akt kapitulacji. Zwolnienie go nie wchodzi w grę, bo wiązałoby się to z gigantyczną wręcz rekompensatą za przedwczesne rozwiązanie umowy. Gdyby więc do tego doszło, kto by finansował wesołe wycieczki działaczy, koniecznie ostro zakrapiane alkoholem? Wydział Szkolenia ma już swój plan na szybkie wyrzucenie Leo- ograniczenie jego władzy do minimum. I tak najpierw poleciał cały sztab Beenhakkera, poza opiekunem bramkarzy, Fransem Hoekiem, co jednak Holendra zbytnio nie przeraziło, bo wiedział, że asytentom kończą się umowy i raczej ich nie przedłużą. Ale już pożegnanie się z dyrektorem reprezentacji, Janem de Zeeuwem, to pierwszy akt wojny z Don Leo. Kiedy Beenhakker opuścił salę obrad, wraz z rzeczniką prasową reprezentacji, Martą Alf, a także z de Zeeuwem, ten po krótce opowiedział dziennikarzom jak wyglądało spotkanie selekcjonera z Zarządem PZPN. Biedak nie wiedział jednak, że w tym samym czasie za drzwiami działacze PZPN odśpiewali wielki przebój Perfektu „Nie płacz Ewka”, zmieniając tylko troszeczkę słowa na „nie płacz Jan, bo tu miejsca brak”, samego zainteresowanego jednak o zwolnieniu w cztery oczy nie informując.

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo teraz rzecz najważniejsza, a więc wybór asystenta, czyli równocześnie następcy Leo. W tym kontekście padają różne nazwiska- ostatnio wiele mówi się o szkoleniowcu Zagłębia Lubin, Rafale Ulatowskim, wcześniej murowanym kandydatem na to stanowisko był Czesław Michniewicz. PZPN ma jednak swojego kandydata- Stefana Majewskiego i Leo B. czy chce czy nie, będzie musiał popularnego Doktora zaakceptować. A to może zrodzić kolejny problem, bo przecież Majewski miał być asystentem Beenhakkera już dwa lata temu, gdy ten zaczynał pracę w Polsce, ale Holender wolał pracować wspólnie z Dariuszem Dziekanowskim. Czy po dwóch latach coś w tej kwestii się zmieniło? Chyba nie. Majewski jest PZPN na rękę, bo w przeciwieństwie do młodych trenerów, raczej aż tak bardzo nie podziwia Leo i chyba niekoniecznie będzie chciał brać od niego to co najlepsze.

Zapowiadają się więc ciężkie dni dla Leo. Wielki Brat, czyli PZPN uważnie będzie go monitorować, śledzić i czuwać nad tym aby wszystko było po jego myśli. Jeśli Beenhakker będzie chciał się wyłamać i pracować po swojemu, Wielki Brat na pewno zareaguje i zrobi wszystko by Beenhakker sam zrezygnował z posady. Najbliższe miesiące to więc nie tylko walka o bilety bialo- czerwonych na MŚ`10 do RPA, ale też walka Holendra z Wielkim Bratem o spokój, możliwość podejmowania własnych decyzji i brak konieczności tłumaczenia się z nich Wydziałowi Szkolenia. Gdyby George Orwell żył, miałby gotowy materiał na drugą część swojej kultowej książki.

Komentarze
Wojciech Kocjan (gość) - 16 lat temu

Bardzo fajny felieton, zgadzam się z Tobą w 95% w
ocenie sytuacji - różnimy się jedynie co do ocen
kilku trenerów (Co to za sukces być asystentem
Górskiego? (Strejlau), tak sam jak i Piechniczek,
który chyba nie zauważa, że przez ostatnie 20 lat
piłka troszkę się zmieniła) - ale to tam szczegół.
PZPN cały czas rzuca kłody pod nogi Leo - jasne,
można krytykować, sam mam b. wiele uwag np. co do
spraw personalnych, ale bez argumentów to nie jest
krytyka, a rzucanie błotem.

Odpowiedz
1145 (gość) - 16 lat temu

No z tymi sukcesami Strejlaua faktycznie, może
zdeczko podkoloryzowałem sprawę, ale to ze względu na
moją sympatię do tego trenera, z którym miałem okazję
się spotkać podczas benefisu Bobo Kaczmarka w 2005 r.
(prywatne sympatie wzięły górę nad obiektywizmem) A
Piechniczka wymienić po prostu musiałem, bo jednak
skoro wymieniłem Engela i Janasa to i Piechniczka
wypadało, tym bardziej, że 3. miejsce na MŚ`82 i 2
awanse na mundial pod rząd swoją wymowę mają.
Wracając jednak do tematu, to co się dzieje teraz
wokół Leo to już nie są nawet kompleksy, ale po
prostu próba wymuszenia na nim dymisji. A w takiej
atmosferze nieustannej walki, o awans na MŚ`10 będzie
więcej niż ciężko...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze