„Wielka czwórka”, „Wielka piątka”, wielu ilu ?


Od kilkunastu lat w Anglii bryluje słynna „Wielka czwórka”. Między czterema najsilniejszymi zespołami z Anglii toczy się bój o mistrzostwo kraju. Wszyscy regularnie zapewniają udział w prestiżowych rozgrywkach Ligi Mistrzów, nie dopuszczając żadnej innej drużyny spoza ich kręgu. Jednak w zeszłym sezonie nastąpił pewien przełom, coś czego nie było od dawna. Dwa skromne zespoły uznawane za lepsze średniaki pokusiły się o dołączenie do wyścigu o udział w Lidze Mistrzów. Czy nadchodzi kres „Wielkiej czwórki”, czy może powstaje „Wielka piątka” lub „szóstka”? Ilu teraz jest „wielkich”?


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnimi klubami, które odważyły się zdetronizować kogoś z „Wielkiej czwórki”, były Blackburn Rovers oraz Everton. Ci pierwsi zgarnęli mistrzostwo, drudzy zadowolili się Pucharem Anglii. Było to w sezonie 1994/95. Od tamtego czasu bój o mistrzostwo rozstrzyga się między Chelsea Londyn, Manchesterem United, Arsenalem Londyn i Liverpoolem, dzielącymi się również triumfami w Pucharze Anglii. Jedynie ekipie Portsmouth udało się przełamać dominację wyżej wymienionych w rozgrywkach 2007/2008. W ciągu tych wspomnianych przeze mnie 14 lat aż dziewięciokrotnie po tytuł sięgali podopieczni sir Alexa Fergusona, trzykrotnie Arsenal, dwukrotnie „The Blues”. Liverpool natomiast na upragnione mistrzostwo czeka już 20 lat. To mecze między tymi drużynami przyciągają uwagę milionów kibiców na całym świecie. Podczas gdy w Hiszpanii „Gran Derbi” określa się starcia Realu z Barceloną, w Anglii mamy na takie miano zasługują wszystkie konfrontacje z udziałem zespołów z „Wielkiej Czwórki”. Jednak w sezonie 2008/2009 dwie drużyny uznawane za lepsze średniaki zagroziły hegemonii Manchesteru, Liverpoolu, Chelsea i Arsenalu.

Narodziny nowych potęg?

Emmanuel Adebayor jest jednym z symboli narastającej potęgi „Citizens”
Emmanuel Adebayor jest jednym z symboli narastającej potęgi „Citizens” (fot. http://www.mcfc.co.uk)

Owymi lepszymi średniakami okazały się ekipy Evertonu i Aston Villi. Obie drużyny poważnie zagroziły najsłabszemu ogniwu „Wielkiej czwórki”, Arsenalowi, tocząc z nim zażarty bój o czwarte miejsce premiowane grą w IV rundzie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów. Zarówno drużyna z Birmingham, jak i z Liverpoolu, jest prowadzona przez znakomitych młodych trenerów, którzy żmudnie przygotowywali swoje ekipy do ataku na gigantów. David Moyes i Martin O’Neill, bo o tych panach mowa, długo wyczekiwali momentu, by uderzyć. Budowali swoje zespoły najczęściej na młodych zdolnych piłkarzach, którzy z czasem dorośli do wzięcia ciężaru gry na siebie. W Aston Villi wspaniale rozwijają się Gabriel Agbonhlahor czy też Ashley Young. Na Goodison Park coraz lepiej spisują się Jo, Dan Gosling lub Marouune Fellaini. Ekipa O’Neilla po dość niespodziewanej porażce z Wigan na inaugurację sezonu wróciła na właściwy bieg, mając za sobą passę trzech wygranych meczy. Natomiast ekipa Moyesa spisuje się poniżej wszelkich oczekiwań i jest cieniem zespołu z minionego sezonu. Kompromitująca porażka z Arsenalem, upokarzająca przegrana z beniaminkiem Burnley, zaledwie jedno zwycięstwo – oto dorobek Evertonu w tym sezonie. Obie drużyny nie wytrzymały presji tego, że są w stanie doścignąć elitę, ale mogą mieć jeszcze szansę. Dzięki ich śmiałemu atakowi liga stała się jeszcze ciekawsza i emocjonująca.

Arabski kandydat na piątego

W sezonie 2008/2009 Manchesterowi City nawet z Robinho w składzie nie udało się wywalczyć miejsca premiującego grę w jakichkolwiek europejskich pucharach. Mark Hughes szybko wyciągnął lekcję z minionego sezonu i dzięki pomocy arabskich właścicieli wzmocnił zespół. Walijski trener zakupił piłkarzy na każdą formację. Atak miał tworzyć duet Adebayor Tevez, nad środkiem pola powinien czuwać Gareth Barry, a środek obrony utworzyła para Toure Lescott. Cały zespół to maszyna do wygrywania, stworzona w jednym celu, by uderzyć w „Wielką czwórkę” i wreszcie zdetronizować ich 14-letnią hegemonię. „Citizens” odprawili już z kwitkiem Arsenal, pokonując ich 4:2, ale starcia z Liverpoolem i Chelsea nie będą należały do łatwych. Naprawdę emocjonująco zapowiadają się derby Manchesteru. Jak dotąd City jest wciąż niepokonane i kasuje zwycięstwo za zwycięstwem. Już zaczęło się mówić w angielskich mediach, że nie ma już „Wielkiej czwórki”, tylko „Wielka piątka”.

„Koguty” też się liczą

Do miana elity chce także dołączyć Tottenham. Pod wodzą Harry’ego Redknappa zespół spisuje się coraz lepiej, w minionym sezonie Anglikowi udało się podnieść londyńczyków z 20. miejsca na ósmą lokatę. Ten sezon rozpoczął się wręcz jego wielkim wejściem. „Koguty” w meczu inauguracyjnym pokonały Liverpool, jednak ich ambicje na ziemię boleśnie sprowadziła ekipa sir Alexa Fergusona. Ale w Londynie nikt się nie przejmuje ostatnią porażką i wszyscy wierzą, że można dogonić „Wielką czwórkę” i powalczyć o udział w Lidze Mistrzów lub Lidze Europejskiej.

Epilog

Kres władzy „Wielkiej czwórki” być może jest kwestią czasu. Rosnąca potęga Manchesteru City, w który są wpompowane setki milionów funtów, dojrzewanie młodych talentów Aston Villi i Evertonu, a także talent trenerski ich menadżerów może wkrótce zdetronizować angielskich gigantów. Premiership z roku na rok staje się coraz atrakcyjniejsza i coraz bardziej wyrównana. W innych ligach o mistrzostwo walczą dwie, trzy drużyny, w Anglii cztery i powoli ta liczba się zwiększa. Kto wie, kto będzie mistrzem Anglii wtedy, gdy w Polsce rozpoczną się mistrzostwa Europy w 2012?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze