Vamos, vamos Argentyna


Tylko Argentyna z grona faworytów do zwycięstwa w Copa America, od początku 42. edycji tego turnieju imponuje formą. A to oznacza, że Brazylia i Urugwaj będą musiały wznieść się na wyżyny umiejętności, by przeszkodzić w końcowym triumfie Albicelestes.


Udostępnij na Udostępnij na

Następcy Diego Maradony od 1993 r. nie wygrali Copa America. A przecież, wspólnie z Urugwajem mają na koncie najwięcej tytułów najlepszej ekipy w Nowym Świecie (14). Teraz jest to o tyle łatwe, że w przeciwieństwie do reszty pretendentów, Argentyna swój skład oparła na piłkarzach z klubów europejskich. W dodatku nowym selekcjonerem 2- krotnych mistrzostw świata od sierpnia jest Alfio Basile.

Bohater i pechowiec

Hugo Sanchez i jego Meksyk wspaniale rozpoczął Copa America.
Hugo Sanchez i jego Meksyk wspaniale rozpoczął Copa America. (fot. http://wm2006.deutschland.de)

Popularny Coco to specjalista od zwycięstw w Copa America. Nie ma co prawda tyle tytułów na koncie co legendarny Guillermo Stabile (aż sześć!), ale dwa triumfy też mają swoją wymowę. Teraz marzy mu się trzeci. I wiele wskazuje na to, że marzenie zrealizuje.

W pierwszym meczu CA`07 jego podopieczni mierzyli się z USA. Faworytem byli zdecydowanym, bo dla Jankesów mistrzostwa Ameryki Płd. to impreza drugorzędna. Dla nich priorytetem był sukces w Concacaf Cup. Sukces, który ostatecznie osiągnęli, w finale pokonując 2:1 Meksyk. Dlatego po tym turnieju, szkoleniowiec USA, Bob Bradley dał wolne swoim asom, zaś do Wenezueli zabrał dublerów. A ci, mimo porażki z Argentyną 1:4 nie zaprezentowali się źle. Ba, w pierwszej połowie piłkarzom Basile napędzili niemałego stracha. Już w 9. minucie prowadzili 1:0, po bramce Eddie Johnsona z rzutu karnego. Wykonawcę jedenastki kilka sekund wcześniej na murawę powalił Gabriel Millito, zaś sędzia wskazał na wapno. Na szczęście Argentyna ma w swoim składzie Hernana Crespo, który mimo 31 lat udowodnił po raz kolejny, że w tej chwili jest najlepszym argentyńskim napastnikiem. Jego dwie bramki (w 10. i 64. minucie), a także Pablo Aimara w 78. i Carlosa Teveza w 85. sprawiły, że Albicelestes pewnie wygrali.

Crespo wpisał się na listę strzelców również w kolejnym meczu, z Kolumbią, ale było to prawdopodobnie jego ostatnie trafienie w tej edycji CA. Gracz Interu Mediolan, przy strzale z rzutu karnego nadwyrężył mięsień, co sprawiło, że natychmiast musiał zejść z boiska. – Tylko cud może sprawić, że jeszcze zagram w tym turnieju – powiedział tuż po spotkaniu, ze łzami w oczach „El Polaco”. Na osłodę pozostały mu trzy bramki w CA. Najważniejsza była bez wątpienia ta, zdobyta w potyczce z Kolumbią. Było to bowiem 35. trafienie w reprezentacji Crespo, dzięki czemu wyprzedził on w klasyfikacji najlepszych strzelców argentyńskiej jedenastki samego Diego Maradonę. Jednakże do lidera tejże listy, Gabriela Batistuty (56 goli) wiele mu jeszcze brakuje.

Brak Crespo w kolejnych meczach to niewątpliwie wielka strata dla Argentyńczyków. Z drugiej jednak strony, Basile jest w o tyle dobrej sytuacji, że ma Hernana kim zastąpić. Diego Milito, Carlom Tevez, Leo Messi, Pablo Aimar. Patrząc na te nazwiska nie sposób nie odnieść wrażenia, że Crespo nie osierocił wcale reprezentacji.

Czkawka Canarinhos

W odwrotnych nastrojach niż argentyńscy kibice, są fani z Brazylii i Urugwaju. Ich pupile mieli na wenezuelskich boiskach zachwycać, a tymczasem już w swoich pierwszych meczach zawiedli na całej linii.

Canarinhos na początek przegrali 0:2 z Meksykiem, pokazując, że wciąż czkawką odbijają im się MŚ w Niemczech. W dodatku podopiecznych Dungi obciąża fakt, że gdy oni w spokoju przygotowywali się do udziału w Copa America, Rafel Marquez i spółka rywalizowali w Concacaf Cup, gdzie zaszli aż do finału, ulegając tam USA. Jednak w meczu z byłym mistrzem świata, podopieczni Hugo Sancheza za porażkę z Jankesami w pełni się zrehabilitowali. Już do przerwy było w zasadzie wiadomo, że wygra Meksyk. W 21. minucie Nery Castillo najpierw ośmieszył Juana, przerzucając nad nim z łatwością piłkę, by za chwilę pięknym strzałem z powietrza pokonać Doniego. Ładnej bramki koledze musiał chyba pozazdrościć Evo Morales, który kapitalnie przymierzył z rzutu wolnego. Brazylijczycy w tym spotkaniu nie pokazali zupełnie nic. Ustępowali Meksykowi w każdym elemencie gry, zaś gdy dochodzili już do doskonałych sytuacji, to niemiłosiernie pudłowali.

W drugim meczu podczas CA Brazylijczycy pokonali co prawda Chile 3:0, ale znów nie zachwycili. Dobrym omenem może być jednak występ Robinho. Z Meksykiem napastnik Realu Madryt zagrał jak cały zespół, czyli źle. Z Chile wpisał się trzy razy na listę strzelców. Kibice 5- krotnych mistrzów świata liczą, że z meczu na mecz ich pupile będą grać coraz lepiej. Nie mogę za to już liczyć na Freda, który podobnie jak Crespo, zakończył już swój udział w CA. Nie dość, że napastnik Olympique Lyon do Wenezueli przyjechał z kontuzją kostki, to jeszcze na jednym sparingów złamał stopę i wrócił już do kraju.

Wzloty i upadki

Nadzieje na pierwszy od 1995 r. triumf w Copa America miał również Urugwaj. I nie ma się co dziwić marzeniom Urusów, tym bardziej, że do Wenezueli przyjechali z najbardziej, obok Argentyny, europejskim składem. W dodatku, w przeciwieństwie do Albicelstes i Canarinhos, trafili do stosunkowo łatwej grupy. Łatwej jednak tylko z pozoru, bo już w pierwszym meczu grupy A, Peru rozbiło w pył zespół Oscara Tabareza, wygrywając aż 3:0. – Peru należało się to zwycięstwo – powiedział po spotkaniu szkoleniowiec przegranych. Moi piłkarze nie zrobili absolutnie nic aby wygrać. Co ciekawe Urugwaj nie przyzwyczaił swoich fanów do porażek z Peru. W historii CA obie reprezentacje naprzeciwko siebie stawały osiemnaście razy i tylko siedem razy spotkania na swoją korzyść nie kończyli Celestes. A teraz…nie dość, że przegrali, to jeszcze najwyżej od 1959 r., kiedy polegli z Incaios 3:5.

W cieniu doskonałych występów Argentyny oraz niespodziewanych problemów na początku turnieju Brazylii i Urugwaju znalazły się dobre występy Meksyku i Paragwaju. Meksykanie najpierw łatwo poradzili sobie z Canarinhos, by później pokonać także 2:1 Ekwador. Dzięki dwóm wygranym, piłkarze Sancheza zapewnili już sobie awans do 1/4 finału CA. – Marzy nam się triumf w Wenezueli – przyznał po spotkaniu z Kondorami, selekcjoner Meksyku. Ale musimy być cierpliwi. Na razie jesteśmy w ćwierćfinale. Od dwóch zwycięstw imprezę rozpoczął również Paragwaj. Najpierw rozbił w pył Kolumbię, a później równie łatwo poradził sobie z USA. W pierwszym meczu błysnął Roque Santa Cruz, który popisał się hat-trickiem. Własne stadiony służą również Wenezueli. Co prawda na inaugurację Los Vinotino tylko zremisowali z ulubionym rywalem- Boliwią, ale już kilka dni później pokonali Peru 1:0, odnosząc pierwsze od 40 lat zwycięstwo w CA.

O ile za dobrą postawę Meksykowi, Paragwajowi i Wenezueli należą się słowa pochwały, o tyle USA, Kolumbii, Boliwii i Ekwadorowi słowa nagany. Zwłaszcza Kolumbii, która przed sześcioma laty wygrała CA, zaś trzy lata temu odpadła dopiero w półfinale. Do tej pory Kolumbijczycy również imponowali wspaniałą defensywą. W 2001 r. nie stracili ani jednej bramki, zaś w 2004 r. sposób na ich defensywę znalazła dopiero w 1/2 finału Argentyna. Teraz już dwóch meczach Ivan Cordoba i spółka stracili aż dziewięć goli! Boliwia i Ekwador może tak wielu bramek jak Kolumbia nie tracą, a i na pewno w Wenezueli prezentują o niebo lepszy futbol. Co z tego jednak, skoro przegrywają?

Skandal goni skandal

Turniej w Wenezueli od samego początku jest niezwykle interesujący i ciekawy, ale już nie raz pokazał również swoje ciemne oblicze. Wiele meczów stoi pod znakiem brutalnej gry i licznych pomyłek sędziowskich. Czystego sumienia nie mogą mieć również organizatorzy.

Lawina błędów arbitrów ruszyła w niedzielę, kiedy rozpoczęła się 2. kolejka fazy grupowej CA. Ostro krytykowany za fatalne błędy podczas Concacaf Cup, Benito Archundia swój „show” dał również podczas meczu Wenezuela- Peru. Najpierw ukarał w 14. minucie zawodnika Peru, Pedro Garcii czerwoną kartką za uderzenie łokciem Giancarlo Meldonando. Jak jednak wykazały powtórki do żadnego starcia Peruwiańczyka i Wenezuelczyka nie doszło. Meksykanin nie podyktował również ewidentnego rzut karnego dla podopiecznych Julio Cesara Uribe. W szesnastce Claudio Pizarro został podcięty przez Hektora Gonzaleza. Widzieli to wszyscy, poza arbitrem. Sędzia nie zapanował również nad piłkarzami w końcówce meczu, kiedy ci rzucili się na Alejandro Cichero, za to, że ten długo przetrzymywał piłkę w polu karnym. W szatni omal nie doszło do bijatyki.

Obiektywnym nie można nazwać również sędziowania w spotkaniu Urugwaju i Boliwii. Baldomero Toledo z USA na bardzo wiele pozwalał Urusom, nie wyrzucił również z boiska Carlosa Diogo za brutalny faul na Jaime Moreno. Nie wyrzucił, a powinien. Skandali nie zabrakło również w innych spotkaniach. W potyczce Brazylii z Chile, spadkobierców Marcelo Salasa i Ivana Zamorano skarcono niesłusznie podyktowanym rzutem karnym. Podobna sytuacja miała miejsce w meczu Argentyny z Kolumbią, kiedy tych drugich arbiter skrzywdził jedenastką dla Albicelestes. Najlepiej postawę sędziów skomentował selekcjoner ekipy kolumbijskiej, Jorge Luis Pinto. – Sędziowie boją się gwizdać przeciwko wielkim. Ot, cały komentarz – stwierdził.

Oprócz arbitrów, nawalają również organizatorzy. Wielu kibiców, mimo, że za bilety zapłaciło, nie otrzymało ich. Wiele mówi się o tym, że stoi za tym prezydent Wenezueli, Hugo Chavez, który zamówione już wejściówki odkupuje i oddaje w posiadanie swoim zwolennikom, tak by uniknąć protestów antyrządowych na trybunach. Ale pieniędzy tym, którzy pierwej za nie zapłacili, oczywiście nie oddaje.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze