Po wczorajszych emocjach dzisiejsza kolejka miała przynieść łatwe zwycięstwo Atletico i dać Valencii możliwość podbudowania się po odpadnięciu z Ligi Europejskiej. Madrytczycy przegrali gładko, a Lewantyńczycy pokazali, że bez swoich liderów są kompletnie bezsilni. Okazuje się, że La Liga bywa ciekawa.
Bez Silvy i Villi nie ma Valencii
Już dziś, po zakończeniu Gran Derbi, mieliśmy do czynienia z kolejnym meczem za sześć punktów, Mallorca podejmowała Valencię – obie drużyny walczą o miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów. Największym przedmeczowym zaskoczeniem był brak w podstawowym składzie najlepszych graczy – Villi oraz Silvy. W ich miejsce zobaczyliśmy Nikolę Żigicia i Choriego Domingueza.
Ubytki w składzie dały o sobie znać bardzo szybko. Cała pierwsza połowa to wielki szok dla kibiców, piłkarzy i trenera „Los Ches”. Valencia prezentowała się tragicznie, grała bez ładu, bez pomysłu. Nawet Cesar, zazwyczaj żelazny punkt defensywy gości, popełniał błędy. Nie minęła połowa pierwszej części gry, a Mallorca prowadziła już 2:0. I był to najmniejszy wymiar kary.
Liczący na wejście któregoś z Davidów srodze się rozczarowali. Najlepszy strzelec zespołu przesiedział mecz na ławce, a przebojowy pomocnik nawet się na niej nie znalazł. Valencia musiała sobie bez nich radzić. Początek był obiecujący. Już w 47. minucie Jordi Alba, skrzydłowy, grający od kilku spotkań na boku obrony, zdobył kontaktowego gola. Kolejne trafienie również było autorstwa gracza z nietoperzem na koszulce. Jednak trafienie Fernandesa z pewnością bardziej ucieszyło gospodarzy. Portugalczyk trafił bowiem do bramki Cesara. Jak się później okazało, czarnoskóry pivot był głównym architektem dzisiejszej porażki, do gola samobójczego dokładając czerwoną kartkę. Gol Pablo Hernandeza tylko zmniejszył wymiar klęski Valencii.
Istne męczarnie zgotowali swoim kibicom „Los Ches”. Piłkarze Valencii w ciągu całego spotkania byli znacznie słabsi, wynik nie do końca oddaje przebieg meczu i słabość gości. Co prawda Unaia Emery’ego częściowo usprawiedliwia absencja Silvy i Villi, to jednak z taką grą jego ekipa nie ma wielkich szans na utrzymanie pozycji gwarantującej grę w Lidze Mistrzów. Mallorca pokazała dziś, że jest gotowa na grę w najważniejszych rozgrywkach klubowych świata.
Antybohaterem spotkania został oczywiście Fernandes, ale na słowa krytyki zasługuje cała linia obrony Valencii, poza Jordi Albą, który, nie dość, że grał najpewniej spośród lewantyńskich defensorów, to jeszcze zdobył bramkę. Niewidoczny był Ever Banega. Po raz kolejny swojej szansy nie wykorzystał Chori, zmieniony w drugiej połowie przez Joaquina.
Atletico znów zawodzi
O 19 rozpoczęło się spotkanie, w którym Espanyol podejmował Atletico. Piłkarze z Madrytu przyjechali podbudowani awansem do półfinału Ligi Europejskiej i nawet brak w podstawowym składzie Kuna Aguero wydawał się nie być wielkim problemem. Jednak stało się inaczej i problemów nie brakowało. Przede wszystkim szwankowała gra defensywy – nie od dziś wiadomo, że w tej pięcioosobowej formacji naprawdę dobrze gra tylko David de Gea. Widać było to w dzisiejszym meczu, chociaż rywal, słabiutki Espanyol, nie posiadał wielkich umiejętności ofensywnych, ale miał równą i zgraną obronę, a także bardzo dobrego bramkarza.
Mecz zakończył się wynikiem 3:0. Gole zdobyli Ruiz, Osvaldo oraz Alonso. Wynik, mimo że wysoki, wydaje się sprawiedliwy – gospodarze byli stroną znacznie lepszą, grali spokojnie, nie szarpali, przez długie części spotkania pozwalali piłkarzom Atletico utrzymywać się dłużej przy piłce, jednak ta matematyczna przewaga nie przekładała się na to, co widzieliśmy na murawie. Espanyol przeprowadzał świetne kontry – duża tu zasługa młodego, przebojowego Jose Callejona. Ten młody chłopak, jeden z lepszych „produktów” szkółki Realu Madryt ostatnich lat, jest piłkarzem niezbędnym dla funkcjonowania ofensywy barcelońskiego zespołu. Atletico, które w drugiej części spotkania odzyskało wigor dzięki wejściu Aguero, zostało ostatecznie dobite czerwoną kartką dla Ujfalusiego. Czech ujrzał kartkę na kilka chwil przed końcem meczu, w 87. minucie, ale i tak Espanyol wykorzystał lukę w defensywie madrytczyków, strzelając trzeciego gola już w doliczonym czasie gry. „Rojiblancos” pokazali po raz kolejny, że potrafią przegrać z każdym. Wydaje się, że miejsce Atletico jest w środku tabeli. Oby tylko w tym sezonie.
Athletic za mocny dla Almerii
Spośród pozostałych dzisiejszych spotkań, na szczególną uwagę zasługuje mecz Atlethiku Bilbao z Almerią. Spotkanie było rozgrywane na San Mames, stadionie, na którym Baskowie są niesamowicie groźni. Przekonały się o tym oba ligowe giganty, przekonała się dziś i Almeria. Goście wyjechali z bagażem czterech goli, strzelając przy tym jednego. Z pewnością największym bohaterem gospodarzy był Javi Martinez. Defensywny pomocnik, oczywiście wychowanek Athletiku, od dłuższego czasu gra na poziomie, który predysponuje go do występów w klubie znacznie lepszym. Mający dopiero 21 lat gracz strzelił dwa gole – bardzo rzadkie osiągnięcie, jeśli gra się na pozycji niemal czysto defensywnej. Po jednym trafieniu dołożyli Igor Gabilondo oraz, któż by inny, Fernando Llorente. Reprezentant Hiszpanii nie dostanie jednak zbyt wysokich ocen za ten mecz – nie wykorzystał rzutu karnego.
W innym ciekawym spotkaniu Racing Santander na pięć minut przed końcem uratował remis na El Riazor. Warto odnotować, że gol dla gospodarzy padł już w 1. minucie, strzelił go Riki.
Również dziś rozegrany został mecz pomiędzy Osasuną a Saragossą. Gospodarze pewnie wygrali 2:0. Mecz był daleki od ducha fair play, a sędzia nie wahał się pokazywać kartki – łącznie 8 żółtych i czerwona dla Rupera. Kibiców Osasuny z pewnością zasmuciła informacja, że kontuzji nabawił się jeden z filarów drużyny – Javad Nekounam.