Urugwaj zagrał futbol piękny, co było łatwe do zauważenia przy bezbarwnej grze RPA. Ataki Południowoafrykańczyków pod koniec spotkania były wręcz rozpaczliwe, a „La Celeste” nie spoczęli na laurach. Podopieczni Tabareza wygrali 3:0 (1:0).
Piłkarze RPA wyszli na boisko, śpiewając bojową pieśń, mającą na celu przezwyciężenie stresu i presji. Gospodarze znajdowali się w uprzywilejowanej sytuacji, grali bowiem u siebie, na oczach własnych kibiców. Piłkarze „Bafana Bafana” po raz kolejny zebrali się w okręgu, kładąc ręce na głowie Pienaara i motywując się do zwycięstwa w tej wielkiej potyczce. Starcie rozpoczęli Afrykańczycy.
To właśnie oni doszli do pierwszej sytuacji. Nie potrafili jednak wykorzystać kolejno rzutu wolnego oraz rożnego. Z odpowiedzią ruszyli Urugwajczycy, którzy wywalczyli rzut wolny w okolicach pola karnego. Do piłki dwa razy podchodził Forlan, a to dlatego, że Pienaar zbyt szybko wybiegł z muru i już w 7. minucie został ukarany żółtą kartką. Urugwajczycy mieli jeszcze kilka okazji, lecz żadna nie okazała się na tyle dobra, by uzyskać prowadzenie.
W pierwszym kwadransie zawodnicy RPA zaskoczyli tylko raz, kiedy z dystansu uderzył Tshabalala. To była także jedna z nielicznych sytuacji, w których Południowoafrykańczycy znajdywali się w obrębie pola karnego Muslera. Zupełnie inaczej było w przypadku Urugwaju, który by dojść do sytuacji bramkowej, często szukał rozmaitych, przyjemnych dla oka rozwiązań.
Wraz z upływem czasu gra się rozpędzała. W 23. minucie minąć obrońcę i oddać strzał na bramkę zdołał Suarez, a niedługo później z dystansu uderzał Forlan. Był to strzał z najwyższej światowej półki – kunsztowny i piękny – a przede wszystkim dający prowadzenie Urugwajowi. Zawodnik Atletico Madryt udowodnił, że jest w formie i podczas tegorocznego czempionatu może błysnąć.
Południowoafrykańczycy zostali zmuszeni do ataków i od zamiaru przeszli do czynów. Ataki „Bafana Bafana” nie sprawiły jednak problemu dla obrony „La Celeste”. Od tej pory Urugwaj zaczął grać spokojnie, bez problemów wymieniając podania w środkowej strefie boiska. Zawodnicy poruszali się płynnie, co kontrastowało z szarpanymi atakami RPA oraz ich twardymi, bezwgzlędnymi odbiorami. Wyważona gra podopiecznych Tabareza prezentowała się dużo lepiej. Piłkarze nie mieli problemów z przejęciem piłki nawet w obrębie bramki Khunego. W takich sytuacjach pole do popisu miał przede wszystkim Suarez, którzy czaił się przy prawej flance, nieopodal linii obrony RPA.
Piłkarze RPA na drugą połowę po raz kolejny wybiegli zmotywowani. Jednak jak pokazały pierwsze minuty, to znowu Urugwaj dyktował tempo gry. Dwa razy błysnął Forlan, podyktowano również rzut wolny blisko bramki Południowoafrykańczyków. Obrońcy musieli grać zdecydowanie, przez co doszło do niemałych kontrowersji, czy sędzia spotkania powinien podyktować rzut karny za starcie Khumalo z Suarezem.
Minęła godzina gry, a pojedynek zespołów nie zachwycał. Gra się uspokoiła i wyglądała tak, jakby żadna z reprezentacji nie kwapiła się do ofensywy. Parreira przeprowadził pierwsze zmiany i piłkarze „Bafana Bafana” rozpoczęli śmielsze ataki. Były jednak one zbyt niedokładne, często zbyt wolne, by zagrozić Muslerowi. Pocieszeniem dla Południowoafrykańczyków mógł być spadek skuteczności Urugwaju. Strzały zawodników „La Celeste” nieraz szerokim łukiem omijały bramkę Muslera.
RPA bardzo dobrą akcję przeprowadziło w 66. minucie. Po świetnym dośrodkowaniu Mphela omal nie zdobył bramki. Była to akcja, po której rzeczywiście mógł paść gol, gdyż w polu karnym znalazło się trzech zawodników „Żółto-zielonych”. Zagrożenie ze strony Południowoafrykańczyków okazało się zimnym prysznicem dla Urugwaju. Z atakiem ruszył Cavani, by za moment strzałem mógł odpowiedzieć Modise. Gra się zatem rozpędziła i zaczęła być przyjemna dla oka kibiców obydwu drużyn, a także neutralnych obserwatorów.
Gospodarzom nie układały się stałe fragmenty gry. Dobrym prognostykiem było to, że w ogóle do nich dochodziło, ponieważ próby Południowoafrykańczyków były coraz bardziej groźne. Nie pozostało to bez echa w drużynie Urugwaju, kilka chwil później doszło bowiem do sytuacji kuriozalnej.
„La Celeste” stworzyli sytuację bramkową w okolicach 75. minuty. Suarez sprytnie wszedł w pole karne rywala i kiedy miał przed sobą bramkarza, ten lekko wyprowadził zawodnika z równowagi. Sędzia oglądał sytuację z bardzo bliska i pozostał nieubłagany. Khune otrzymał czerwoną kartkę, a za Pienaara na boisko wszedł rezerwowy bramkarz Josephs. Nie sprawiał on wrażenia spiętego, a raczej rozluźnionego. Szansy na zostanie bohaterem „Bafana Bafana” jednak nie wykorzystał. Forlan nie dał szans bramkarzowi i strzałem pod poprzeczkę uciszył wuwuzele. Rezultat? Część sympatyków RPA zrezygnowała z oglądania swojej drużyny i opuściła trybuny stadionu.
Podopieczni Parreiry po prostu zgaśli. Ich ataki oraz strzały nie były błyskotliwe, zabrakło w nich werwy i samej wiary we własne umiejętności. Inaczej było w przypadku Urugwajczyków. Oni zwycięstwo mieli praktycznie w kieszeni, a niemal każdy odbiór kończył się dojściem pod bramkę Josephsa.
Na tym jednak się nie skończyło, bo Afrykańczycy przestali sprawiać jakikolwiek problem. Po kolejnej, pięknej akcji wynik na 3:0 podwyższył Pereira. Stało się to tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego, który doliczył aż pięć minut.
Wymienienie duetu Forlan – Suarez to najlepsze podsumowanie pierwszego meczu drugiej kolejki tegorocznych mistrzostw świata. Urugwaj był świetnie zorganizowany w defensywie i rozbijał większość ataków Południowoafrykańczyków. To wystarczyło do pokonania słabego rywala. Urugwaj – RPA 3:0 (1:0).