Tytuły zdobywa się defensywą. Triumf Liverpoolu nie był wyjątkiem


"The Reds" w finale odeszli od futbolu emocjonującego na rzecz pragmatycznego

2 czerwca 2019 Tytuły zdobywa się defensywą. Triumf Liverpoolu nie był wyjątkiem
www.rte.ie

Finał to wyjątkowy mecz. Tutaj bardzo często ze względu na wagę spotkania, trenerzy rezygnują z dotychczasowej taktyki. Bywa tak, że po zdobyciu gola drużyna się chowa i jedynie wyczekuje błędu rywala, oddając mu pole gry. Styl się nie liczy. Bowiem najważniejsze jest zwycięstwo. Nieważne jak, nawet kosztem samego widowiska. Tak właśnie postąpiła wczoraj ekipa dowodzona przez Jürgena Kloppa.


Udostępnij na Udostępnij na

Najlepsza od lat edycja Ligi Mistrzów niestety zakończyła się bezbarwnym triumfem Liverpoolu. Wielu kibiców oczekiwało wielkiego widowiska, gdyż doskonale zdawało sobie sprawę z tego, jak podopieczni Kloppa gromili rywali na ligowym podwórku. Neutralni kibice mogą czuć się zawiedzeni, bo emocji zbyt wiele nie było, ale fani „The Reds” z pewnością nie mają nic przeciwko, jeśli chodzi o wczorajszą grę ich ulubieńców.

Defensywa kluczem do sukcesu

Każdy zna cytat Jose Mourinho, który mówił, że ofensywa wygrywa mecze, ale tytuły zgarnia defensywa. Przykładów potwierdzających ową tezę daleko szukać nie trzeba. Chociażby rok temu mogliśmy oglądać na rosyjskich stadionach mistrzów świata z Francji, których gra była – delikatnie mówiąc – brzydka przez cały turniej. Po zdobyciu bramki „Les Bleus” wyłącznie się bronili, co dla neutralnych widzów było po prostu nudne.

Liverpool do triumfu w Champions League doszedł, grając piękny futbol. Od fazy grupowej do półfinału, za małymi wyjątkami, jak na przykład pierwszy mecz z Bayernem Monachium, oglądaliśmy podopiecznych Kloppa grających niesamowitą piłkę. Kwintesencją tego był rewanż w półfinale z Barceloną na Anfield. Wówczas Liverpool rozgromił „Dumę Katalonii” 4:0, tym samym meldując się w finale.

Jednakże sukces był budowany stopniowo. Trzeba było cierpliwości, by drużyna wreszcie zdobyła upragnione trofeum. Wszyscy doskonale pamiętają fatalne popisy w bramce Lorisa Kariusa w zeszłym roku. Być może gdyby nie fatalne błędy Niemca w bramce Liverpoolu, sukces przyszedłby wcześniej. Jednakże po tamtym spotkaniu Jürgen Klopp wyciągnął wnioski.

Niemiec zdawał sobie sprawę z tego, którą formację należy w pierwszej kolejności wzmocnić. Szeregi Liverpoolu zasilił były bramkarz Romy – Alisson Becker, który przychodził na Anfield jako najdroższy golkiper na świecie, bo kosztował całe 75 milionów euro! Warto dodać, że za podobne pieniądze nieco wcześniej przyszedł Virgil Van Dijk, którego transfer wyśmiewano, a dziś jest jednym z najlepszych obrońców w Premier League i na świecie.

Po takim meczu, jaki za nami mam wrażenie, że musimy być głodni kolejnych sukcesów. Naszym marzeniem było wygrać Ligę Mistrzów. Teraz mamy trochę czasu na radość, ale w lipcu zaczynamy myśleć o kolejnych triumfach – mówił Holenderski defensor cytowany przez FourFourTwo niedługo po finale. – Wierzę, że w kolejnej kampanii będziemy mogli znów jak równy z równym rywalizować z Man City o mistrzostwo Premier League. Dwa razy z rzędu byliśmy w finale Champions League, ale chcemy być w nich co roku. Wiemy jednak, że nie jest to łatwe – dodał Van Dijk.

Finał jest po to, by go wygrywać

Jürgen Klopp mógł wziąć sobie do serca słowa Piotra Stokowca po finale Pucharu Polski. Szkoleniowiec Lechii Gdańsk powiedział, że finał jest po to, by go wygrywać. Styl w tym wypadku nie jest do niczego potrzebny. Z podobnego założenia, jak już wspomniano wyszedł niemiecki szkoleniowiec. Kiedy Mohamed Salah wykorzystał już w trzeciej minucie rzut karny, to od tego momentu Liverpool nie chciał ryzykować.

Celem numer jeden podopiecznych Kloppa było po prostu dowiezienie zwycięstwa do końca i co najważniejsze – sprawienie radości swoim kibicom, o czym zresztą mówił szkoleniowiec na konferencji prasowej przed finałem: – Jedyną rzeczą, którą próbujemy robić przez cały rok jest sprawianie ludziom radości i tworzenie momentów do zapamiętania. Dzielimy te momenty, dzielimy to doświadczenie, to robi z nas przyjaciół.

Wczorajsze spotkanie pokazało, że finał, to wyjątkowy mecz, który po prostu rządzi się swoimi prawami. Nic więc dziwnego, że „The Reds” nie zagrali fenomenalnego widowiska. Ze względu na rozmiar spotkania, ale także szacunek do rywala. Bowiem Tottenham wyeliminował przecież ekipę, która wygrała z Liverpoolem wyścig po triumf w Premier League.

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze