Dla wielu kibiców stojących z boku i nie śledzących szczególnie portugalskiej Primeira Liga, walka o mistrzostwo tego kraju to rokroczne tasowanie się pewnych trzech klubów na pierwszych trzech miejscach. Ten sezon wcale od tej reguły nie odbiega, ale jest pewne zaskoczenie, bowiem od dobrych paru lat nie zdarzyło się, żeby o tytuł do ostatniej kolejki walczyły dwie stołeczne drużyny - Benfica i Sporting.
Kiedy w zeszłym roku Jorge Jesus zamieniał ławkę trenerską Benfiki na tę Sportingu zapowiedział, że w zielonej części Lizbony kibice pierwszy raz od 2002 roku będą świętować mistrzostwo. Cała Portugalia przyjęła tę deklarację z lekkim przymrużeniem oka, w końcu Sporting zawsze był numerem trzy na krajowym podwórku. Niemal rok później klub z Estadio Jose Alvalade zajmuje miejsce na szczycie tabeli z liczbą zaledwie dwóch przegranych. Jest to jednak trochę naciągane prowadzenie, bowiem druga w tabeli Benfica ma jedno spotkanie mniej na koncie.
Podopieczni Jesusa mieli pewien handicap, ponieważ z europejskimi pucharami pożegnali się już w lutym, natomiast ich rywale zza miedzy dotarli aż do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, w międzyczasie osiągając finał Pucharu Ligi. Jednak kluczem do sukcesu, za jaki niewątpliwie będzie uznany ten sezon nawet bez zdobycia przez Sporting mistrzostwa, było umiejętne dysponowanie siłą ludzką. Jesus potrafił wykorzystać w pełni potencjał młodych piłkarzy takich jak Matheus Pereira czy Gelson w połączeniu z doświadczeniem i ograniem zawodników pokroju Islama Slimaniego, Bryana Ruiza i Williama Carvalho.
Bryan Ruiz finds Gelson who finishes with class. #SportingCP @SportingCP_en pic.twitter.com/gCEo7McrZQ
— Eric Krakauer (@EricKrakauer) May 7, 2016
Można śmiało stwierdzić, że oglądamy najlepszy Sporting ostatnich lat. „Verde-e-Brancos” w ostatniej kolejce mają do rozegrania mecz z Bragą i właśnie w tym spotkaniu ich lokalni rywale z Lizbony postrzegają szansę na potknięcie się „zielono-białych”.
Widok góry tabeli portugalskiej Ligi Sagres bez obecności w niej Benfiki Lizbona byłby widokiem co najmniej niepokojącym. „Orły” zajmują przed ostatnią kolejką pierwsze miejsce w tabeli z przewagą dwóch punktów do wicelidera. To właśnie klub z Estadio Da Luz rozdaje karty w walce o mistrzostwo, a mając na horyzoncie przeciętny Nacional, każdy inny wynik niż zwycięstwo będzie traktowany jak kataklizm.
Co należy oddać trenerowi Rui Vitorii to fakt, że pomimo tego, iż jego zespół jest niemal w ciągłej przebudowie, to wcale nie traci na jakości i w dalszym ciągu to krajowy i europejski top. Wystarczy spojrzeć na ostatnie transfery z klubu w poprzednich latach – Oblak, Matić, Gomes, Marković, Cavaleiro, Rodrigo. Można wymieniać dalej, bo portugalskie kluby przyzwyczaiły nas do produkcji graczy na miarę najlepszych europejskich lig. Bardzo optymistycznie wygląda również teraźniejszość z Brazylijczykiem Jonasem w czubie klasyfikacji Złotego Buta i młodzieżą, która lada chwila może zaistnieć w Europie, ileż klubów przecież ostrzy sobie zęby na gwiazdki pokroju Goncalo Guedesa i Renato Sanchesa.
W lidze portugalskiej naprawdę ciężko o jakąkolwiek sensację. Drużyna ze stolicy przegrała w tym sezonie dwukrotnie z FC Porto i po jednym razie ze Sportingiem i Aroucą. Poza trzema przewodzącymi zespołami i próbującą nadążać za ich tempem Bragą, reszta ligi nawet nie marzy o zbliżeniu się do czołówki. Z resztą, właśnie te cztery topowe ekipy oraz, co może być małym zaskoczeniem, wspomniana Arouca zajmująca piąte miejsce, nie zanotowały więcej niż dziesięć porażek.
Co zatem stało się z trzecim portugalskim muszkieterem? FC Porto zajmuje lokatę za plecami dwójki z Lizbony, jednak w przeciwieństwie do nich nie ma już szans na mistrzostwo Portugalii. 70 punktów na koncie, 13 oczek straty do Sportingu, a za sobą porażki z takimi „gigantami” jak Tondela i Pacos de Ferreira. Nic dziwnego, że w mieście wina kibice uznają ten sezon za jeden ze słabszych od lat. Nie pomogło zwolnienie Julena Lopeteguiego, „Smoki” po prostu w tym sezonie były tłem dla stołecznych rywali i można odnieść wrażenie, że powoli Porto oddaje plac Lizbonie na dłużej.
Jakkolwiek skończy się sezon 2015/2016 w portugalskiej Primeira Liga to trzeba przyznać, że rozgrywki stojące od zawsze w cieniu Hiszpanów w tym roku były wyjątkowo interesujące. Pozostaje jedynie z zapartym tchem obserwować, jakie kolory będą dominować w Lizbonie pod koniec maja – czerwień czy zieleń.