Pięć kolejek Ekstraklasy już za nami. Oczekiwania których prezesów są spełnione, a którzy szykują rewolucję na ławkach trenerskich?

Józef Wojciechowski, który przeznaczył niebagatelne sumy na wzmocnienia swojej drużyny, notabene adekwatne ambicjom biznesmena, stracił cierpliwość, aby patrzeć, jak jego zespół traci kolejne ligowe punkty. O tym, że ma ją krótką, przekonaliśmy się już kilka razy, szczególnie na początku poprzedniego sezonu, kiedy to zmieniał trenerów jak rękawiczki. Impulsywność Wojciechowskiego była pożywką dla Pawła Janasa, trwającego w oczekiwaniu na stołek, poprzez podjęcie pracy jako dyrektor sportowy Polonii. Czy za tropem prezesa „Czarnych Koszul” pójdą właściciele kolejnych klubów Ekstraklasy, które nie spełniają oczekiwań na starcie rozgrywek?
Cracovia a’la Cormach

Jeśliby przyjąć za punkt rozliczenia trenera wyniki, Rafał Ulatowski mógłby się już żegnać z posadą. Młody szkoleniowiec na ławce trenerskiej Cracovii pojawia się jedynie dzięki długofalowości planów Janusza Filipiaka. Prezes krakowskiego klubu, zafascynowany dalekosiężnymi projektami swojej firmy, stara się przełożyć politykę Cormachu na ligowe realia. Efekty to… zero punktów w pięciu meczach i robienie dobrej miny do złej gry. Jakkolwiek trzeba przyznać, że gra Cracovii, mimo wszystko, nie wygląda najgorzej i zerowa liczba oczek po pięciu kolejkach jest nieco niesprawiedliwa. O ile, upatrując pozytywnych aspektów w grze „Pasów”, mecz z Lechem Poznań można przemilczeć, o tyle spotkania z Legią, Koroną czy Górnikiem powinny zakończyć się zdobyczą punktową. Problem krakowian polega na żenująco słabej formie całej defensywy. Liderem formacji obronnej miał być Arkadiusz Radomski, lecz postawa 33-latka jest bardziej podobna do gry zawodnika Młodej Ekstraklasy niż doświadczonego reprezentanta Polski. Hesdey Suart jak ognia unika przebywania na własnej połowie, Polczak jako główny cel obrał wyśrubowanie rekordu zdobytych kartek Sławomira Peszki z poprzedniego sezonu. Jarabica, Janus oraz Wasiluk grają na alibi, czyniąc się tym samym własnymi katami. Tragiczne wrażenie sprawiają również bramkarze – słowo „cabaj” zagościło już na stałe w nomenklaturze Ekstraklasy, jako bramka stracona po głupim błędzie bramkarza. Janusz Filipiak musi poważnie zastanowić się nad polityką swojego klubu, bo zmiany są niezbędne. Pytanie tylko – czy lepiej wymienić cały blok defensywny, czy szkoleniowca? Łatwiej dokonać roszady na ławce trenerskiej, przedłużając tylko agonię. I znając życie, tak się stanie.
Koniec ery Tarasiewicza?

Gorący stołek jest również we Wrocławiu, włodarzy stołecznego Śląska nuży już bowiem perspektywa ciągłego tkwienia w środku tabeli. Działacze co prawda do tej pory nie mieli podstaw do narzekań, ale teraz zespół znalazł się w strefie spadkowej. Drużyna ze stadionu przy Oporowskiej w tym sezonie może poszczycić się jedynie tym, że jako jedyna urwała punkty obecnemu liderowi – Jagiellonii. Podbudowani remisem z mocnym rywalem Ślązacy zgarnęli pełną pulę w pojedynku z Cracovią w ramach drugiej kolejki. Później z wrocławianami działo się już tylko gorzej. Przegrana w niezwykle słabym stylu z Legią (Diaz nie zdołał umieścić piłki w pustej bramce, zaś gol, który zdobył Maciej Rybus, był pierwszym i ostatnim celnym strzałem w wykonaniu warszawian) oraz porażki z Lechią i Lechem mogą budzić poważne wątpliwości co do odpowiedniego wykorzystania potencjału zawodników. A możliwości ta drużyna ma ogromne. Śląsk Wrocław bazuje na kolektywie, próżno upatrywać w drużynie gwiazd. Latem przeprowadzono bardzo dobre transfery – Diaz tworzy zgrany duet z Sotiroviciem, na skrzydle zachwyca Sobota. Może trochę zawodzi Kazimierczak, ale i tak, mimo wszystko, zakup ten można zaliczyć na plus. Tylko gdzie wyniki? – zastanawiam się, a wraz ze mną włodarze wrocławskiego klubu. Wygląda na to, że głodny ligowych punktów prezes połakomi się na zwolnienie Tarasiewicza, który spośród obecnych szkoleniowców Ekstraklasy może się pochwalić najdłuższym stażem w obecnym klubie. Jeśli Śląsk przegra w Łodzi, cierpliwość włodarzy klubu powinna dobiec końca.
Ulatowski i Tarasiewicz to najpoważniejsi kandydaci do opuszczenia aktualnych stanowisk, jednak niejedyni. Na szali stoi los między innymi Szatałowa, Bajora, Kafarskiego praz Skorży. Czy szkoleniowcy klubów z dolnej części tabeli dadzą radę się obronić?
To co przynosi jakieś rezultaty w klubowej piłce
nożnej to najczęściej cierpliwość, konsekwencja
taktyczna i zgranie. Nie można tych rzeczy
osiągnąć (są oczywiście wyjątki) jeśli
trenerów zmienia się regularnie co kilka miesięcy.
Niestety mało kto w Polsce to potrafi zrozumieć.
To trenerem Polonii nie byl J.W. Engel? Nieslychane.