The Reds oddalają sie od pucharów


Premier League nie daje nam choćby chwili wytchnienia. Rozegrano dzisiaj pięć spotkań, spośród których najciekawsze było na White Hart Lane. Liga wkracza w decydującą fazę, a piłkarze wybiegają na ostatnią prostą, która zadecyduje, kto zgarnie nagrodę, a kto obejdzie się smakiem. Do kogo należała zatem niedziela, a kto rozczarował swoich sympatyków?


Udostępnij na Udostępnij na

Liverpool – West Ham 0:0

Gdyby ściany mogły płakać, te na Anfield Road zawyłyby okrutnie. Publiczność zgromadzona tłumnie w czerwonej części Liverpoolu była świadkami nieporadności własnej drużyny, która przez 90 minut nie potrafiła sforsować muru obronnego bramki Jussiego Jääskeläinena. Fin był tego dnia nie do przejścia, tak samo jak cały blok defensywny West Hamu. W meczu nie mógł wystąpić napastnik „Młotów” Andy Carroll, ponieważ wypożyczony jest właśnie z „The Reds” i taka klauzula widnieje w umowie pomiędzy klubami. Reasumując – wielki sukces ekipy Sama Allardyce’a i zwycięski remis „Młotów”.

Tottenham – Everton 2:2

Emmanuel Adebayor
Emmanuel Adebayor (fot. Skysports.com)

Ależ się działo! Kibice nie zdążyli jeszcze usiąść wygodnie w fotelach, a tu już Tim Howard musiał wyjmować piłkę z siatki po uderzeniu Emmanuela Adebayora! Everton wziął się jednak do roboty i po rzucie rożnym wyrównał Phil Jagielka, zdobywając gola głową. Na 2:1 dla „The Toffees” podwyższył Kevin Mirallas, a zrobił to w iście bajkowym stylu. Wjechał z piłką w pole karne „Kogutów” niczym gorący nóż w kostkę masła, robiąc przy tym wodę z mózgu Stevena Caulkera. Serię zwodów zakończył precyzyjnym strzałem i White Hart Lane zamilkło. Kiedy wydawało się, że ekipa Davida Moyesa wywiezie trzy punkty, do wyrównania doprowadził tuż przed końcem meczu Gylfi Sigurdsson. Piłkę meczową miał jeszcze Victor Anichebe, jednak przegrał pojedynek sam na sam z Hugo Llorisem. Świetne widowisko i kawał porządnego futbolu!

Newcastle – Fulham 1:0

Aż do 93. minuty meczu musieli czekać na gola kibice zgromadzeni na St. James’ Park. Bramkę na wagę trzech – bardzo ważnych dla „Srok” – punktów zdobył ten, od którego wymaga się właśnie seryjnego trafiania do siatki rywali, czyli Papiss Demba Cisse. Senegalczyk miał wcześniej dwie doskonałe okazje, ale je zmarnował. Gracze Newcastle w drugiej połowie obijali słupki bramki Marka Schwarzera, ale piłka za nic nie chciała wpaść do siatki, niczym zaczarowana. Kiedy wydawało się, że Fulham wywiezie jednak jeden cenny punkt, Cisse zrehabilitował się za wcześniej niewykorzystane sytuacje i zapewnił gospodarzom trzy punkty. Ekstaza radości Alana Pardew nie do opisania – jak mówi się nieoficjalnie, uratował tą wygraną swój stołek.

Chelsea – Sunderland 2:1

Gdyby nie przebłysk geniuszu Branislava Ivanovica, Paolo Di Canio mógłby uważać swój debiut w roli szkoleniowca Sunderlandu za bardzo udany. Mecz ten był dość jednostronny. „The Blues” nacierali, a „Czarne Koty” czaiły się na kontrataki. I to właśnie goście niespodziewanie schodzili na przerwę z jednobramkową przewagą. O’Shea strzelał głową na bramkę Czecha, a Cesar Azpilicueta zmienił jej tor lotu i zaliczył swojaka. Lustrzaną sytuację mieliśmy za to po przerwie. Już 120 sekund po wznowieniu gry Oscar odpalił na bramkę Sunderlandu, a tor lotu piłki nieszczęśliwie zmienił Matthew Kigallon. 1:1 i dwa samobóje, a później była już tylko magia. David Luiz strzelał z dystansu, a uderzenie przeciął Ivanović, zmieniając piętką trajektorię uderzenia. Magiczna chwila, a geniusz Serba zapewnił „The Blues” cenne trzy punkty!

QPR – Wigan 1:1

Ciąg dalszy degrengolady spod znaku Loftus Road. QPR od 21. minuty meczu grało w osłabieniu po tym, jak w „Karate Kida” postanowił zamienić się Bobby Zamora, kopiąc rywala w głowę. Obie drużyny długo się boksowały, aż nadeszła 85. minuta meczu i bardzo skuteczny Loic Remy zdobył prowadzenie dla drużyny Harry’ego Redknappa. Zapanowała euforia, ale trwała ona jedynie do 94. minuty meczu. Wtedy to bajecznym rzutem wolnym popisał się Shaun Maloney, doprowadzając do skrajnej rozpaczy kibiców na Loftus Road dosłownie sekundy przed końcem spotkania. Wigan wciąż walczy o życie, a „Rangersi” są już blisko dna. Jakby to powiedział Grek Zorba: „Ależ piękna katastrofa!”.

Mimo iż pyszne dzisiejsze mecze były jedynie przystawką przed daniem głównym. Wszystkie oczy zwrócone są bowiem na Manchester, który już jutro wieczorem stanie się centrum piłkarskiego wszechświata. Komu kibicujecie w derbach?

Komentarze
ole! (gość) - 11 lat temu

,,gdyby nie przebłysk geniuszu Branislava
Ivanovicia" - od razu widać, że red. Machowina nie
oglądał meczu. Nie ma w tym nic dziwnego, bo
większość kibiców Premier League wybrałaby inny
mecz, mimo to radziłbym sprawdzić nie tylko, kto
zdobył gola, ale też jak. Otóż po rzucie rożnym
piłka powędrowała do Davida Luiza, który uderzył
mocnym wolejem. Wtedy futbolówka rykoszetem odbiła
się od nóg kapitana reprezentacji Serbii i
powędrowała do bramki Mignoleta. To taka drobna
uwaga.

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Analiza tej sytuacji może być indywidualna dla
każdego odbiorcy, jednak moim zdaniem to nie był
rykoszet. Ivanovic zwrócony był twarzą do
strzelającego Serba, a tyłem do bramki. Widząc,
że piłka leci w jego stronę, zrobił celowy,
szybki ruch nogą. To mogło wyglądać jak rykoszet,
ale moim zdaniem nim nie było. Branislav miał dużo
szczęścia, ale moim zdaniem bramka padła
wyłącznie dzięki jego refleksowi i chłodnej
głowie. Pozdrawiam

Odpowiedz
~przemo (gość) - 11 lat temu

Redaktor ma rację . Widziałem tą bramkę . . PS.
Liverpool i tak zagra w pucharach .

Odpowiedz
ole! (gość) - 11 lat temu

Ja też widziałem i faktycznie Ivanović specjalnie
dostawił nogę, ale nazywanie tego geniuszem to
lekka przesada.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze