Teraz albo nigdy dla PSG. BVB pierwszą przeszkodą ekipy Tuchela


Nostalgiczny powrót do Dortmundu będzie szansą dla Thomasa Tuchela na zmazanie win z poprzedniego sezonu. Czy to już ten sezon dla PSG?

18 lutego 2020 Teraz albo nigdy dla PSG. BVB pierwszą przeszkodą ekipy Tuchela
sportskeeda.com

Teraz albo nigdy – ta fraza wydaje się najlepiej opisywać obecne nastroje w PSG. Paryska ekipa przystępuje do fazy pucharowej Ligi Mistrzów w najlepszej formie od lat. Czy ekipie Thomasa Tuchela uda się wreszcie spełnić marzenie o europejskiej dominacji?


Udostępnij na Udostępnij na

Ileż to już razy przerabialiśmy ten temat. Paris Saint-Germain niemalże co roku jest stawiane w gronie kandydatów do podniesienia uszatego pucharu, ale nigdy mu się to nie udaje. Ba, w erze katarskiego kapitału paryżanom ani razu nie udało się awansować chociażby do półfinału Ligi Mistrzów. Rok temu ekipa Thomasa Tuchela skompromitowała się, odpadając już w 1/8 finału przeciwko Manchesterowi United.

W tym sezonie jednak ma być inaczej.

Zidanes y Pavones w wersji PSG

– Nie chcę więcej widzieć celebryckiego zachowania. Piłkarze będą musieli brać odpowiedzialność jeszcze bardziej niż przedtem. Wszystko musi się zmienić, a zawodnicy będą pracowali dużo więcej. Nie są tutaj dla czystej przyjemności. Jeśli się z tym nie zgadzają, to drzwi są otwarte. Ciao!

Tak latem 2019 roku grzmiał prezes PSG Nasser Al-Khelaifi. Ta wypowiedź miała być sygnałem skierowanym nie tylko do własnych zawodników, ale i do całego świata. PSG rozpoczęło zmianę swojego podejścia do futbolu. W Paryżu zrozumiano, że nie da się podbić świata wyłącznie przy pomocy kapryśnych supergwiazd. Futbol jest grą jedenastu na jedenastu i nawet tacy gracze jak Neymar czy Mbappe potrzebują wokół siebie odpowiednich graczy. Swoista filozofia Zidanes y Pavones, która swoją nazwę zawdzięcza dwóm zawodnikom Realu Madryt. To właśnie za czasów pierwszych „Galacticos” okazało się, że najlepsze efekty uzyska się, mieszając grupę supergwiazd z zawodnikami od czarnej roboty. Podobne założenia obserwujemy właśnie w PSG.

Ta zmiana podejścia u katarskich właścicieli została bowiem przełożona na rynek transferowy. Latem 2019 roku paryżanie celowali w graczy, którzy umożliwią drużynie zachowanie odpowiedniego balansu. Najgłośniejszym nazwiskiem okazał się wypożyczony z Interu Mauro Icardi, ale to tylko jedno z imponujących wzmocnień. Ander Herrera z Manchesteru United, Idrissa Gueye z Evertonu czy Pablo Sarabia z Sevilli – to zawodnicy, których zadaniem jest właśnie praca dla zespołu.

Z grona przybyłych to właśnie Senegalczyk wywalczył sobie najmocniejszą pozycję w zespole. Były piłkarz Evertonu zacementował pomoc Paris Saint-Germain, co pokazują statystyki – średnio trzy odbiory na mecz w Ligue 1 i celność podań na poziomie 92,8%.

– Pierwszy raz od dawna PSG zaliczyło udane lato. Powrót Leonardo na stanowisko dyrektora sportowego wniósł nową jakość w porównaniu ze skrajnie nieudolnym Antero Henrique. O większości nowych graczy można powiedzieć sporo dobrego. Icardi, który zapowiadał się na piąte koło u wozu, świetnie wkomponował się do składu. Nie dość, że pozbawił miejsca Cavaniego, żywą legendę, to jeszcze zmusił Tuchela do zmodyfikowania systemu tak, by zawsze było miejsce dla Mauro – twierdzi Eryk Delinger z portalu „Le Ballon”.

– Gueye to wzmocnienie, na jakie Paryż czekał od lat. Takiego pomocnika chciał jeszcze Unai Emery. Na razie spełnia nadzieje – ma już za sobą kilka spektakularnych występów – ale prawdziwym testem będzie właśnie BVB. Keylor Navas i Abdou Diallo nie błyszczą aż tak mocno, ale też nie ma wątpliwości, że wzmocnili jedenastkę. Sarabia i Herrera znacząco poszerzyli zaś trenerowi pole manewru – w poprzednim sezonie ławka PSG, nawet gdy wszyscy cieszyli się zdrowiem, potrafiła szokować nijakością – podsumował redaktor „Le Ballon”.

Osobiste starcie Thomasa Tuchela

Starcie na Signal Iduna Park może być odebrane także jako prywatna misja Thomasa Tuchela. Jeszcze w kwietniu 2017 roku prowadzona przez niego Borussia Dortmund walczyła z AS Monaco o awans do półfinału Ligi Mistrzów. Wtedy jednak zamach terrorystyczny na klubowy autobus dortmundczyków kompletnie rozsypał zespół. Od tego momentu relacje trenera z grupą znacznie się pogorszyły. Kilka tygodni później Tuchel odchodził z Borussii w nieciekawej atmosferze mimo wygrania tam Pucharu Niemiec i ambitnego wicemistrzostwa kraju w swoim pierwszym sezonie pracy.

Dzisiaj Thomas Tuchel wraca na stadion, który niegdyś go pokochał, ale już w zupełnie innej roli. 46-latek przyjeżdża z rozpędzoną ekipą PSG pełną wielkich nazwisk, wobec której także ma coś do udowodnienia. Tuchel będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości oraz kompromitującą porażką z zeszłego sezonu. Wtedy jego ekipa w kuriozalnych okolicznościach wypuściła prowadzenie z rąk i ostatecznie dała się wyeliminować dzięki rzutowi karnemu Marcusa Rashforda z doliczonego czasu gry.

PSG

– Możemy przegrywać w fatalnym stylu, ale możemy też przegrać w dziwnych okolicznościach, jak wtedy stało się z nami. Byliśmy wtedy bardzo smutni, a ja czułem się martwy w środku. Mimo wszystko taka jest natura sportu. Ważne jest, by to zaakceptować. Teraz musimy wrócić i kluczowe jest to, byśmy wrócili z uśmiechem na ustach – mówił Tuchel na przedmeczowej konferencji.

W tym sezonie kolejna taka wpadka nie może się paryżanom przydarzyć. O ile jego pierwszy, pełen niedosytów sezon dla PSG można było tłumaczyć potrzebą czasu, o tyle teraz tego czasu już nie ma. Od Tuchela wymaga się w Paryżu spełnienia marzeń katarskich właścicieli, którzy chcą zobaczyć swój klub na europejskim tronie. Mistrzowie Francji jak dotąd prezentowali się znakomicie, wygrywając swoją grupę Ligi Mistrzów w cuglach oraz mając bezpieczną, 10-punktową przewagę w lidze nad drugą Marsylią.

Jak zdaniem Eryka Delingera zeszłoroczna porażka z Manchesterem United wpłynęła na Tuchela i całe PSG?

– Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że ta porażka szczególnie zmieniła Tuchela, chociaż w przededniu meczu z BVB rzeczywiście wyznał, że zeszłoroczny dwumecz mentalnie go zniszczył. Jeśli już, drużyna dorosła od tego czasu do jego filozofii. Piłkarze są stale w ruchu, nieprzewidywalni, nieprzywiązani do ofensywnej formacji – podobnie jak jego Borussia w najlepszym okresie. W zeszłym roku PSG było łatwiejsze do odczytania dla przeciwników, mniej wyraziste.

Czas Neymara

Brazylijczyk przychodził do Paryża z jedną myślą stać się najlepszym piłkarzem świata. W Barcelonie cień Leo Messiego okazał się dla niego zbyt przytłaczający. Dzisiaj, niemalże trzy lata później od tego transferu, plan Neymara zupełnie nie wypalił. Ciągle łapane kontuzje oraz imprezowy styl życia w Paryżu nie pozwoliły mu wykrzesać z siebie całego potencjału. Przez te 2,5 roku Neymar opuścił aż 63 mecze swojego zespołu, w tym trzy z czterech meczów fazy pucharowej. Marzenie o zdobyciu Złotej Piłki oddaliło się na tyle, że w ostatnim plebiscycie nie było go nawet w najlepszego trzydziestce.

Dzisiaj jednak 28-latek wydaje się pogodzony z PSG jak jeszcze nigdy dotąd. Nieudana próba odejścia w letnim oknie transferowym musiała sprawić, że Neymar postanowił coś udowodnić w Paryżu. I trzeba przyznać, gra chyba najlepiej od momentu przybycia na Parc Des Princes. W ciągu zaledwie 18 spotkań zdołał już zdobyć 18 goli i dołożyć 10 asyst. Co jednak ważne dla paryżan, Neymar trafił z formą na kluczowy etap sezonu. Tylko w styczniu Brazylijczyk miał udział przy większej liczbie bramek niż jakikolwiek inny piłkarz Ligue 1. Jeśli do tego dołożymy najwięcej udanych dryblingów (22) i najwięcej kluczowych podań w lidze (12) na przestrzeni ostatniego miesiąca, to wniosek jest jeden Neymar wraca do topowej dyspozycji.

– Coś się w nim zmieniło. Teraz fantastycznie pracuje na boisku. Jestem przekonany, że będzie chciał utrzymać taką dyspozycję – komplementował go Tuchel w grudniu 2019 roku.

Podobnego zdania jest redaktor „Le Ballon”:

– Jak dotąd to jest „ten” sezon. Neymar nigdy nie grał w PSG lepiej, mimo że jego rola na pozór nie jest tak centralna jak wcześniej. W nowym systemie częściej operuje przy lewej linii bocznej jako wsparcie dwójki napastników, co powinno go ograniczać, ale wcale tak się nie dzieje. Ney wydaje się czerpać frajdę z gry. Wygląda też na to, że udało mu się odzyskać pozycję gwiazdy nr 1, której w zeszłym sezonie dużo mocniej zagrażał Mbappé. Oczywiście ocena jego sezonu ostatecznie zależy od Ligi Mistrzów, więc cała narracja może się rozsypać już za kilka godzin – ale na razie wszystko jest na jak najlepszej drodze. Prócz tego, że znów nie dopisało mu zdrowie i do meczu z BVB ruszy po dwutygodniowej przerwie od treningów.

Odrodzony anioł stróż wielka forma Angela Di Marii

Czas jednak poświęcić nieco uwagi najbardziej niedocenianemu piłkarzowi w ekipie Thomasa Tuchela. Gdy Angel Di Maria przechodził do Paryża po nieudanej przygodzie w Manchesterze United, wielu twierdziło, że Argentyńczyk będzie teraz tylko odcinał kupony. W rzeczywistości jednak 32-letni skrzydłowy znalazł u boku Tuchela nowe piłkarskie życie. Di Maria okazał się idealnym katalizatorem, łączącym kreatywność w ataku z pracą w defensywie.

Statystyki Argentyńczyka z tego sezonu są fenomenalne. W 33 spotkaniach dla PSG Di Maria zdobył 12 bramek i zaliczył aż 18 asyst. Jeśli dodamy do tego średnią trzech kluczowych podań na mecz, średnią 2,8 udanych dryblingów na spotkanie oraz aktywną pracę w defensywie mamy przepis na piłkarza niezbędnego.

– Gdy Di Maria gra w piłkę, jest odpowiedzialny, nie rezygnuje łatwo i pracuje dla zespołu. Jako pierwszy dociera do ośrodka treningowego. Ma w sobie ducha rywalizacji i próbuje w każdym aspekcie się poprawiać. Dużo pracuje i jest przy tym profesjonalny, to świetny facet. Gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy w Barcelonie, od razu między nami zaiskrzyło. Znaleźliśmy porozumienie. Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się go przekonać do zostania. Teraz on nabrał pewności siebie i odzyskał jakość. To bardzo ważny piłkarz dla PSG i mógłby grać w każdej drużynie na świecie komplementował Argentyńczyka Thomas Tuchel.

To Argentyńczyk jest kluczowy w systemie, który od niedawna wprowadził niemiecki szkoleniowiec. 4-2-2-2, które w defensywie przechodzi w 4-4-2, daje drużynie odpowiedni balans między ofensywą a defensywą. Pomoc złożona z Di Marii, Verrattiego i Gueye zapewnia nie tylko doskonały pressing, lecz także wartościowy element w kreacji gry.

Zdaniem redaktora „Le Ballon” Angel Di Maria nie jest już na Parc des Princes cichym bohaterem:

– Ofensywa PSG to nie tercet, ale kwartet. Angel di Maria jest w tym sezonie równie ważny jak wiadome nazwiska. Dość powiedzieć, że nie zagrał od pierwszej minuty zaledwie w trzech meczach Ligue 1 i LM. Trudno go jednak nazwać „cichym” bohaterem. Takim jest za to Idrissa Gueye – gdyby spróbować uprościć sprawę i sprowadzić różnice między PSG z poprzednich lat i obecnym do jednego nazwiska, to byłby właśnie Senegalczyk. Podobnie jak Di Maria, kiedy jest zdrów, gra zawsze. Jego praca daje drużynie równowagę, jakiej z różnych przyczyn nigdy nie byli w stanie zapewnić Motta, Lo Celso i wszyscy inni na siłę dopasowywani w ostatnich sezonach do roli „szóstki”.

Defensywa słabym punktem PSG?

Jeśli jest jedna rzecz, której Thomas Tuchel powinien się obawiać przed starciem z BVB, to jest nią siła ofensywna jego rywali. Podopieczni Luciena Favre’a w ostatnich sześciu spotkaniach zdobyli aż 24 gole, głównie za sprawą rewelacyjnego Erlinga Haalanda. Ekipa z Signal Iduna Park może zatem wykorzystać słabości defensywy PSG.

Chociaż w dotychczasowej edycji Ligi Mistrzów PSG zachowało aż pięć czystych kont, to ta statystyka nie powinna uśpić czujności Thiago Silvy i spółki. W dotychczasowym sezonie Ligue 1 PSG straciło już 21 goli, czyli o dwa więcej niż w całym sezonie 2015/2016. W tej kampanii zdarzało się już mu tracić trzy gole z Monaco, dwa z zespołem Lyonu (i to w siedem minut!) czy aż cztery z Amiens.

Wydaje się, że BVB może skorzystać z dwóch wariantów szybkich kontrataków bądź częstej gry prawą stroną boiska. Defensywa PSG miewała już w tym sezonie problemy z błyskawicznie przeprowadzanymi atakami, czego przykładem były spotkania z Lyonem czy Monaco. Biorąc pod uwagę wielką szybkość Halaanda i jego umiejętność wbiegania w pole karne z głębi pola, Norweg może sprawić paryżanom nie lada problemy.

Kolejnym problemem dla Tuchela może się okazać pozycja lewego obrońcy, gdzie z konieczności wystąpi najprawdopodobniej Layvin Kurzawa piłkarz, którego latem próbowano wypchnąć z klubu. Francuz będzie miał przed sobą niezwykle trudne zadanie, albowiem czeka go pojedynek z jednym z najlepszych skrzydłowych obecnego sezonu w Europie Jadonem Sancho. Anglik we wszystkich rozgrywkach ma już 16 goli i 17 asyst. Jeśli dodamy do tego fakt, że w trzech dotychczasowych porażkach w Ligue 1 aż pięć z siedmiu bramek PSG straciło po dośrodkowaniach z prawej strony boiska, to widzimy skalę problemu.

***

Niezależnie od problemów obronnych nikt w Paryżu nie wyobraża sobie kolejnej klęski w Europie. Borussia Dortmund ma być tylko pierwszym krokiem ku europejskiej chwale, która w tym sezonie wydaje się bliższa niż kiedykolwiek przedtem. Znając mieszaną formę Realu i Barcelony czy Juventusu, a także problemy Manchesteru City, można dojść do wniosku, że Paryż ma niepowtarzalną szansę na wygranie pierwszej Ligi Mistrzów.

– Na papierze PSG wreszcie wygląda na drużynę, która ma wszystko, by dobrze się zaprezentować w Europie. Znacznie poprawiło się organizacyjnie, lepiej niż kiedykolwiek gra pressingiem, a gwiazdorski kwartet z przodu się świetnie zgrał. W dodatku transfery załatały bolączki, które w większym lub mniejszym stopniu odpowiadały za poprzednie porażki w LM. Są oczywiście wątpliwości – Tuchelowska adaptacja 4-4-2, która jest od pewnego czasu szkieletem dla improwizacji kwartetu Ney – Kylian – Icardi – Di Maria, wygląda ryzykownie i nie ma pewności, że sprawdzi się przeciwko naprawdę silnym rywalom. W dodatku kluczowi gracze, jak Neymar, Kylian, ale też Marquinhos i Bernat, dopiero wracają do gry po urazach. W każdym razie wokół klubu czuć aurę „teraz albo nigdy” – jeśli mimo ewidentnego progresu i świetnej formy znów znajdzie jakiś sposób, by przedwcześnie odpaść z najważniejszych rozgrywek, trzeba będzie wreszcie przyznać, że paryska ekipa ma w sobie jakiś feralny gen nieuchronnej klęski – podsumował Delinger.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze