Josef Hickersberger (ur. 27 kwietnia 1948 w Amstetten), austriacki piłkarz i trener. Jego przygoda z futbolem na dobre rozpoczęła się w roku 1960. W tym czasie jako niespełna dwunastoletni chłopiec, Hickersberger uczęszczał na treningi do miejscowego klubu SK Amstetten. W drużynie z Dolnej Austrii spędził kolejne 6 lat, by w 1966 r. odejść do ligowego potentata - Austrii Wiedeń.
Z zespołem ze stolicy święcił swoje największe triumfy. W barwach klubu z Wiednia dwukrotnie zostawał mistrzem kraju (1969, 1970), tyle samo razy sięgał po Puchar Austrii (1967, 1971). W późniejszych latach dwudziestoparoletni Josef został jeszcze wicemistrzem tamtejszej ligi. Wcześniej, bo w roku 1968 zadebiutował w reprezentacji prowadzonej wówczas przez Leopolda Stastny’ego. Pod wodzą tego szkoleniowca popularny „Das Team” większych sukcesów w tamtym okresie niestety nie odniósł.
Zapomniany bohater z Argentyny…
Zwrot ku lepszemu nastąpił w chwili objęcia kadry narodowej przez Helmuta Senekowitscha. Zadanie, które przed nim postawiono było następujące: awans do finałów MŚ i wydobycie austriackiej piłki z chwilowego letargu. Oba te punkty w błyskawicznym tempie weszły w życie. Począwszy od samych eliminacji po turniej finałowy w Argentynie wszystko układało się wspaniale. Skazywani na odpadnięcie Austriacy w pierwszej rundzie pokonali faworyzowane ekipy Hiszpanii i Szwecji awansując ich kosztem do następnej fazy argentyńskiego czempionatu. W grupie ulegli tylko wielkim Brazylijczykom, przegrywając z nimi, 0:1. To, że dali sobie strzelić tylko jednego gola było bardzo znaczącym rezultatem, bowiem dzięki temu to oni, a nie piłkarze z kraju kawy zajęli pierwsze miejsce w końcowej tabeli grupy C.
Ta pozycja oprócz prestiżu większego pożytku im nie przyniosła, gdyż w kolejnej fazie Austriacy trafili do prawdziwej „grupy śmierci”, w której znalazły się m.in. zespoły pokroju Holandii, Włoch i RFN. Już pierwszy mecz z Holendrami zweryfikował możliwości „Das Teamu”. Porażka 1:5 mówi sama za siebie. Gracze prowadzeni przez Senekowitscha o wiele lepiej zaprezentowali się w spotkaniu z Włochami, przegrywając po walce, 0:1. Ten rezultat podziałał niezwykle budująco na rozdrażnioną drużynę austriacką w ostatnim starciu z Republiką Federalną Niemiec. Konfrontacja dwóch sobie bliskich narodów na gruncie piłkarskim zakończyła się sensacyjnym rezultatem, 3:2 na korzyść Austriaków.
Po powrocie do kraju bohaterowie wydarzeń z lata 1978 roku urośli do rangi zbawców narodu. Nad Dunajem najwięcej mówiło się o zmyśle taktycznym nowego selekcjonera i fenomenalnych bramkach przyszłego gwiazdora Barcelony – Hansa Krankla, zapominając o innych znaczących postaciach tamtej imprezy. Mowa tu m.in. o Josefie Hickerbergerze, który zaraz po mundialu zakończył karierę w reprezentacji. W sumie grając z czarnym orzełkiem na piersi wystąpił w 39 spotkaniach, strzelając 5 goli.
…nie spełnił się w Niemczech
Jeszcze przed wspomnianymi Mistrzostwami Świata, Josef zakotwiczył w Niemczech reprezentując barwy tamtejszych zespołów. Przenosiny do Bundesligi były w tym przypadku podyktowane pewną rutyną, która wdarła się w jego życie. Decyzja o odejściu do łatwych na pewno nie należała zważywszy na wspaniałe chwile, które spędził w drużynie „Fiołków” – dla których w 111 meczach zdobył 28 bramek. Od 1972 r. do 1976 r. znajdował się w kadrze zespołu Kickers Offenbach, z którym większych triumfów nie odniósł. Następnie przeniósł się na kolejne 2 lata do Fortuny Düsseldorf z którą zdołał zająć 5 miejsce na koniec sezonu 1977/78.
Grający trener i… dziennikarz
W 1978 r. postanowił zakończyć wojaże po RFN-ie wracając do ojczyzny. Tu w przeciągu 8 lat zaliczył, aż sześć klubów zaczynając od tych mocniejszych kończąc na kompletnych słabeuszach z niższych lig. Terminował odpowiednio w SSW Innsbruck, Rapidzie Wiedeń, Badener AC, UFC Pama, SV Forchtenstein i WSV Traisen. Karierę piłkarską zakończył (w 1986 r.) w tej ostatniej drużynie będąc z resztą jej grającym trenerem. Po drodze dopisał do swojego CV – Puchar kraju (1979) zdobyty w barwach Innsbrucka i Mistrzostwo Austrii (1982) wywalczone w trykocie Rapidu Wiedeń. W między czasie Hickersberger spełniał się jako redaktor pisząc felietony do prasy, łącząc swą pasję z grą dla amatorskiej drużyny z Pamy.
Z nieba do piekła
Jako szkoleniowiec z miejsca został rzucony na głęboką wodę. Perspektywa przejęcia młodzieżowej reprezentacji U-21, a następnie pierwszej drużyny wydawała się szalona, zważywszy na brak doświadczenia w trenerskim fachu. Hickersberger podjął się jednak tego zwyzwania i w 1987 roku przejął stery po zwolnionym Słoweńcu – Branko Elsnerze. Na stanowisku selekcjonera kadry utrzymał się 2 lata spełniając przy tym życzenie rodzimej federacji awansując do Mistrzostw Świata w roku 1990. Na mundialu w Italii sielanka dobiegła końca – porażki z gospodarzami i Czechosłowakami odebrały jakiekolwiek nadzieję austriackich kibiców. Swój pobyt na turnieju Austriacy osłodzili sobie zwycięstwem z reprezentacją USA, 2:1. Po przyjeździe do kraju niemiłosiernie krytykowany Hickersberger musiał ustąpić ze stanowiska selekcjonera. Miała na to wpływ dotkliwa porażka, 0:1 z drużyną… Wysp Owczych.
Światowy szkoleniowiec
Rok później na osiem miesięcy z sentymentu przeniósł się do Fortuny Düsseldorf. Następnym przystankiem w karierze szkoleniowej Austriaka był również mu bardzo bliski klub – Austria Wiedeń. Jego współpraca z„Fiołkami” szybko zaowocowała zdobyciem potrójnej korony (mistrzostwa, pucharu i superpucharu kraju) w 1994 roku. Po roku pracy Josef znów zmienił otoczenie przenosząc się na… kontynent azjatycki, a dokładniej na Bliski Wschód. W 1995 r. za godziwe pieniądze objął ekipę Al.-Ahli, którą w szybkim czasie doprowadził do mistrzostwa Bahrajnu. Ten wynik zrobił niebywałe wrażenie na obserwatorach tej arabskiej ligi i na samej federacji Bahrajnu, która nie namyślając się długo podsunęła pod nos Hickerbergerowi lukratywną ofertę przejęcia tamtejszej reprezentacji, z klauzulą o nie porzucaniu Al-Ahli.
Niestety taki związek nie wpłynął korzystnie ani na wyniki reprezentacji ani na postawę mistrza kraju w rozgrywkach ligowych. Awans do półfinału Pucharu Bahrajnu to jedyny pozytyw zaistniałej w tamtym okresie sytuacji, która narobiła więcej złego niż dobrego. Z powodu braku awansu do mundialu we Francji – austriacki szkoleniowiec w trybie natychmiastowym musiał opuścić Bahrajn. Tym razem znalazł pracę w Egipcie, w klubie Mekaweleen Kair. Z drużyną z Afryki Północnej w dwa lata zdołał jedynie dojść do półfinału Pucharu Egiptu w roku 1998. Dwanaście miesięcy później znów zapałał miłością do petrodolarów i Bliskiego Wschodu zatrudniając się w Al Sha’ab ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, z którym z resztą żadnych sukcesów nie odniósł.
Po roku pracy nie zmienił klimatu przystając na propozycję Al Wasl Dubaj zostając ich trenerem. Tu również wytrzymał tylko rok nie odnosząc żadnego spektakularnego rezultatu. Swój pobyt w państwach arabskich zakończył pięknym akcentem zostając w sezonie 2001/2002 piłkarskim mistrzem Kataru z drużyną Al-Etehad, dokładając do tego jeszcze triumf w krajowym Pucharze. Jego powrót do Europy nie obył się bez echa – po doświadczonego szkoleniowca w kolejce ustawiły się kluby z Austrii i Niemiec. Z natłoku ofert wybrał tę najrozsądniejszą – z Rapidu Wiedeń.
Mistrzowskie aspiracje
Włodarze popularnych „Die Grün-Weißen” od razu nakreślili plany, które z każdym rokiem ekipa z Wiednia miała realizować. Zamierzenia te miały na celu suwerenny rozwój klubu, który w niedługim czasie miał sięgnąć po mistrzostwo Austrii. W sezonie 2004/05 udało się tego dokonać! Po 9 latach posuchy najbardziej utytułowany klub w kraju wreszcie spełnił życzenie kibiców, którzy z niecierpliwieniem oczekiwali tej 31 Wiktorii. W tym samym roku ich ulubieńcy niespodziewanie awansowali do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów. Będący w kryzysie austriacki futbol potrzebował właśnie takiej pozytywnej energii. Sam udział bycia w elicie i możliwość zagrania z Juventusem Turyn, Bayernem Monachium czy FC Brugge (bo właśnie z tymi zespołami spotkała się drużyna Rapidu Wiedeń), było czymś niezwykłym. Niestety po pewnym czasie, życie zweryfikowało mocarstwowe zapędy Wiedeńczyków, którzy Europy nie zawojowali doznając porażek we wszystkich meczach fazy grupowej. Sen o europejskim kopciuszku prysł szybko niczym bańka mydlana – konsekwencją takiego stanu była zmiana trenera.
Mission: Impossible
Nowym szkoleniowcem Rapidu został Georg Zellhofer, a Hickersberger w roku 2006 dostał błagalną propozycję od rodzimego związku dotyczącą ponownego przejęcia kadry narodowej. Nie namyślając się długo postanowił ponownie wejść do tej samej wody obejmując posadę selekcjonera drużyny narodowej. Tym razem na jego barkach spoczywa olbrzymia presja i odpowiedzialność, bowiem podjął się misji niezwykle trudnej. Austriacy, którzy od 10 lat nie grali na żadnym znaczącym turnieju teraz mają z godnością reprezentować swój kraj w Mistrzostwach Europy, których są współgospodarzem. Z racji tej na EURO 2008 kwalifikować się nie musieli, ale może to i dobrze, bo z taką grą raczej nie przedostaliby się do czołowej szesnastki. Kryzys, jaki dopadł Austrię po mundialu w 1998 roku rozwijał się stopniowo z coraz to większą siłą. Blamaż, 9:0 z reprezentacją Hiszpanii (27 marca 1999 r.) był pewną przesłanką do czasów teraźniejszych.
Obecnie kadrowicze Hickersbergera w rankingu FIFA zajmują bardzo odległą 101 pozycję (stan na 14 maja 2008), notorycznie przegrywają niemal wszystkie mecze towarzyskie i są skazywani przez obserwatorów… i swoich kibiców na sromotne klęski podczas zbliżających się ME. Ci ostatni nawet wystosowali apel by wycofać swoją reprezentację z Mistrzostw. Kłótnie z piłkarzami, nieustanna krytyka mediów i dziwne decyzje (m.in. powołanie 39-letniego Ivicy Vasticia) tak mniej więcej można scharakteryzować pracę Hickerbergera podczas ostatnich kilku miesięcy.
Nie pomagają mu nawet najwyżsi oficjele, którzy ostatnimi czasy przyczynili się do nie nadania obywatelstwa najlepszemu piłkarzowi austriackiej Bundesligi – Niemcowi Steffenowi Hofmanowi. W przypadku Hickersbergera doskonale sprawdza się maksyma: „Umiesz liczyć? Licz na siebie” – jeżeli jakimś cudem Austriacy zawojują EURO, lub przynajmniej wyjdą z grupy ich selekcjoner będzie moralnym zwycięzcą, i to on będzie śmiał się ostatni. Jeśli mu się to nie uda zostanie wrogiem publicznym nr 1, ale przecież to też jest wpisane w zawód trenera…