Stępiński znów strzela, a Ruch wygrywa!


Mecz pomiędzy Ruchem Chorzów a Lechią Gdańsk nie zapowiadał się na najciekawszy pojedynek w sobotnich meczach 15. kolejki ekstraklasy. Przed nami jeszcze ostatnie spotkanie pomiędzy Jagiellonią Białystok a liderującym Piastem Gliwice, ale drużyny Waldemara Fornalika i Thomasa von Heesena wysoko zawiesiły poprzeczkę. Kibice na stadionie w Chorzowie obejrzeli aż pięć bramek, a zwycięzcą okazali się ostatecznie gospodarze, którzy pokonali Lechię 3:2.


Udostępnij na Udostępnij na

Początek spotkania należał do Lechii. To drużyna z północy kraju w pierwszych minutach prowadziła grę i oddała więcej strzałów. Ruch wyszedł na prowadzenie w 10. minucie za sprawą świetnie spisującego się w ostatnich meczach Mariusza Stępińskiego, który wykorzystał podanie od Martina Konczkowskiego i głową skierował piłkę do siatki. Była to pierwsza akcja chorzowian w tym meczu.

Kolejny cios gdańszczanom w 23. minucie zadał Marek Zieńczuk. Doświadczony pomocnik, mając sporo wolnego miejsca, wykorzystał podanie od Patryka Lipskiego i posłał piłkę w długi róg. To pokazało, że Lechia musi się mieć na baczności, bo podopieczni Waldemara Fornalika byli dziś wyjątkowo skuteczni. Ruch po oddaniu dwóch strzałów na bramkę gości prowadził 2:0.

Marko Marić po raz trzeci skapitulował w 27. minucie. Marek Zieńczuk wrzucił piłkę w pole karne, gdzie znajdował się Michał Koj, który uprzedził Jakuba Wawrzyniaka i podwyższył prowadzenie Ruchu przy Cichej. W dalszej części pierwszej połowy Lechia długimi fragmentami utrzymywała się na połowie gospodarzy, ale nie potrafiła poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Matusa Putnocky’ego.

Drugą część spotkania Lechia rozpoczęła bardzo podobnie do pierwszej. Drużyna prowadzona przez niemieckiego szkoleniowca długimi fragmentami rozgrywała piłkę na połowie Ruchu, ale jedyną korzyścią były rzuty rożne, z których nic nie wynikało. Na efekty trzeba było czekać do 65. minuty, bo wtedy swą pierwszą bramkę zdobył Michał Mak. Były zawodnik GKS-u Bełchatów do spółki z Grzegorzem Kuświkiem przeprowadził szybką akcję lewą stroną boiska, minął Koja i nie dał żadnych szans interweniującemu Putnocky’emu.

Gdańszczanie od razu próbowali złapać kontakt z „Niebieskimi” i już w 68. minucie było 3:2. W polu karnym biernie zachowali się defensorzy Ruchu, co po raz kolejny wykorzystał Mak, zdobywając kontaktową bramkę dla Lechii. Nerwowa końcówka, której świadkami byli kibice zgromadzeni na stadionie przy ul. Cichej, nie pozwoliła ostatecznie na wyrównanie i podopieczni von Heesena do Gdańska wrócą bez punktu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze