Spokojnie, Yazid, to aż pretemporada


Ameryka zobaczyła Real z poprzedniego sezonu

27 lipca 2019 Spokojnie, Yazid, to aż pretemporada
wikipedia

Przygotowania przedsezonowe to klucz do drzwi ligowych. Drużyny przechodzą ten etap po to, żeby sprawdzić swoje umiejętności i udowodnić kibicom, że są gotowi na nadchodzący sezon. Wyeliminowanie błędów oraz pewność siebie są kluczem do sukcesu, ale wiadomość, że drużyna wygrywa tylko jeden mecz na trzy, i to po rzutach karnych, nie napawa optymizmem. Real Madryt w nowej odsłonie nie pokazał klasy, jaka jest od niego wymagana, a przecież zaszło tyle zmian.


Udostępnij na Udostępnij na

Amerykański sen zakończył się dzisiejszej nocy, ale nie tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Owszem, to tylko sparingi, ale znów mamy do czynienia z deja vu. Frustracja kibiców sięgnęła zenitu. „Królewscy” ponieśli dwie porażki, a raz zwyciężyli w rzutach karnych. Możemy łapać się za głowę, patrząc na wyniki i na kadrę „Królewskich”. Przecież na te wzmocnienia wydano ponad 300 milionów euro, a nie zobaczyliśmy żadnych efektów. Nieprzespane noce europejskich kibiców zostały wynagrodzone dramatami.

Lekcja pokory

Oglądając te trzy mecze, można było wysnuć wniosek, że Zidane i jego armia żądali pokłonów za złoto na koszulkach. Od samego początku widać było, co się święci, ponieważ dreptanie po boisku to nie gra, a to właśnie czynili „Królewscy”. Po kolei przekonali się o tym Bayern Monachium, Arsenal Londyn i Atletico Madryt. Obroty, na jakie wrzuciły swoje silniki te trzy ekipy, były za wysokie dla Realu. Trochę jak wyścig trzech Ferrari z uszkodzoną Dacią.

Na zgrupowanie do Montrealu „Zizou” zabrał 29 piłkarzy, w tym czterech nowo przybyłych. Zabrakło Casemiro, Militao i Valverde, którzy odpoczywali po niedawno zakończonym Copa America. Kibice czekali na moment wylotu piłkarzy z niecierpliwością, a towarzyszyli im do samego Barajas, krzycząc i wiwatując. W końcu nareszcie nadchodził moment na przedstawienie się nowych gwiazd, w których owi kibice są tak zapatrzeni. Często właśnie to okazuje się ich największą wadą, ale nie bez przyczyny.

Pierwszy mecz „Królewscy” rozegrali na NRG Stadium w Houston, a ich przeciwnikiem był Bayern Monachium. Bawarczycy od samego początku pokazali dominację nad Realem, grając swobodnie i z pomysłem, natomiast „Los Blancos” wyglądali, jakby chcieli na siłę udowodnić, że są lepsi od rywali. Sprawiali wrażenie, jakby podeszli do tego sparingu aż zbyt na poważnie. Bayern zwyciężył 3:1 i ze spokojem mógł spoglądać na kolejne spotkania. „Królewscy” znaleźli się pod ścianą, ale przecież to tylko spotkanie towarzyskie. Spokojnie odkujemy się w następnych spotkaniach

Arsenal Londyn przybył do Waszyngtonu jako zwycięzca trzech poprzednich spotkań towarzyskich. Na papierze wyglądał jak chłopcy do bicia, ale papier może posłużyć do różnych celów. Do przerwy prowadził z „Królewskimi” 2:0 za sprawą goli Lacazetta i Aubameyanga. Po przerwie zaszły zmiany, a Real odkuł się dwoma golami Garetha Bale’a i Marco Asensio. Ostatecznie madrytczycy zwyciężyli w rzutach karnych, ale to nic nie znaczyło.

Trzecie spotkanie? Real Madryt 3:7 Atletico Madryt. Nic więcej dodawać nie trzeba. Do tego spotkania jeszcze przejdziemy. A oto pomeczowa wymówka kapitana Ramosa.

Dosłownie czacha dymi

Jakby to powiedział Zenek Martyniuk: „Jak do tego doszło, nie wiem”. Chyba nikt tego nie wie, ale chętnie byśmy się dowiedzieli. Panie „Zizou”, co z wami? Na stadiony przybyły dziesiątki tysięcy kibiców, żeby was podziwiać i wspierać, a wy się tak odwdzięczacie?!

Pytanie teraz, kto tutaj przesadza. Internet kpi z Realu, może i słusznie, ponieważ nie tego się spodziewaliśmy po ekipie Zidane’a, ale pamiętajmy, że dalej są to tylko mecze towarzyskie. Tylko i aż. Wróćmy na chwilę do poprzedniego sezonu. „Królewscy” nie zdobyli niczego, ba, zostali skompromitowani na każdym froncie. Strata Cristiano Ronaldo okazała się kosztowniejsza, niżby się wydawało, dlatego nieuniknione było uzupełnienie braków. I tak się też stało. Real Madryt został wzmocniony wspaniałymi piłkarzami, którzy mają wnieść do zespołu wiele.

Wszystko dzieje się tak, jakby po ostatnim blamażu zawalił się dach nad Bernabeu, którego nie ma. Przecież sezon jeszcze nie ruszył i nie wolno niczego przesądzać. Owszem, takie wyniki nie napawają optymizmem przed nadchodzącą kampanią, ale każda luka może zostać załatana. Weźmy pod uwagę kilka faktów. Mecze przedsezonowe są po to, żeby sprawdzić wszystkie możliwe warianty i przeanalizować błędy. Każdy z zawodników musi pokazać, że zasługuje na pierwszy skład, a młodzi piłkarze mają okazję do wykazania się. No dobra, niby to wszystko zaszło, ale gdzie tutaj logika?

Przed meczami towarzyskimi „Królewscy” odbyli intensywne treningi, na których piłkarze wylewali z siebie siódme poty. Zespół, który zostaje wzmocniony piłkarzami pokroju Edena Hazarda czy Luki Jovicia, wydaje się skazany na sukces, ale do tego potrzeba wsparcia. Zinedine Zidane to autorytet. Były piłkarz i legenda Realu, której słowa są święte dla zawodników. Problemem może być to, że nie do każdego one trafiają, a wyniki dalej są niezadowalające. Mało powiedziane, są fatalne.

Młodzież na plus

W meczu z Bayernem Monachium Real stracił trzy gole, zdobył tylko jednego. Tym, co może naprawdę cieszyć kibiców, jest klasa prezentowana przez młodzież. W tournée wzięli udział tacy piłkarze jak Takefusa Kubo czy Rodrygo Goes i obaj pokazali się z dobrej strony.

W Houston Zidane skorzystał z prawie wszystkich piłkarzy, jakich miał do dyspozycji, a druga połowa należała do młodzieży. Od tego właśnie są przedsezonowe spotkania, żeby dawać im jak najwięcej szans. Co prawda ostateczny wynik nie przełożył się na korzyść Realu, ale mogliśmy być zadowoleni. Takefusa Kubo, czyli Japończyk, który został okrzyknięty „japońskim Messim”, dołączył do „Los Blancos” tego lata za 2 miliony euro z FC Tokio. Japończycy pokładają w nim ogromne nadzieje, a sam zainteresowany nie zawiódł.

Popisał się kilkoma dobrymi  rajdami i zagraniami, a cechuje go niesamowita pewność siebie, co jak na 18-latka jest rzadką cechą. Wstępnie młodzieniec miał być zawodnikiem Castilli, jednak po dobrym okresie przygotowawczym sztab zastanawia się nad włączeniem go do pierwszej drużyny.

Rodrygo Goes w swoim debiucie zdobył piękną bramkę z rzutu wolnego i rozegrał nie najgorsze spotkanie. W jego oczach widać było zachwyt, że mógł wystąpić w koszulce „Królewskich” po raz pierwszy. Wykazał się wszechstronnością na boisku i umiejętnościami gry zarówno z boku, jak i na środku ataku. W koszulce Santosu pogrywał na wszystkich stronach ataku.

Dodatkowo dalej cieszy gra Viniciusa. Młody Brazylijczyk jako jedyny w meczu z Atletico pokazał klasę i potrafił wykreować groźne sytuacje. To jest niepodważalny plus w ekipie „Zizou”, każdy młodziak pokazuje, na co go stać, i przejawia chęć do walki o pierwszą jedenastkę.

Obiecujący, ale dotychczas przegrani

W kwestii Edena Hazarda możemy powiedzieć dotychczas jedno – ma wszystko, żeby stać się liderem. Jest tylko piłkarzem i jak każdy potrzebuje aklimatyzacji w zespole, a to jest długi proces. W Realu Madryt wymaga się wyników, a z zawodnikiem jego pokroju można się ich spodziewać. W USA nie zdobył żadnej bramki, ale trzeba pamiętać, że jest piłkarzem, którego zadaniem na boisku jest głównie wyprowadzanie ataków.

Cieszyć może również postawa Ferlanda Mendy’ego w meczu z Arsenalem. Wyszedł w podstawowej jedenastce, a jego gra owocowała zarówno w ataku, jak i obronie. Można powiedzieć, że trochę przypomina Marcelo, ale to dwaj inni piłkarze. Francuz przyszedł do Realu jako najlepszy lewy obrońca Ligue 1 z sezonu 2018/2019 i ma stanowić alternatywę dla Brazylijczyka. Pokazał, że stać go na spełnienie oczekiwań. Przygotowania zakończyły się dla niego kontuzją uda w prawej nodze. Najprawdopodobniej czeka go od czterech do pięciu tygodni pauzy.

Luka Jović jest jednym z tych piłkarzy, którzy przyjadą do Madrytu nie tylko obolali, ale także niespełnieni. W meczu z Bayernem dwa strzały, oba nieudane. Z Arsenalem rozegrane całe 9 minut, a to za sprawą czerwonej kartki dla Nacho. Na deser zostawił sobie kontuzję po starciu z Janem Oblakiem w meczu z Atletico. Zaraz po Hazardzie oczekiwania wobec Serba są największe, ponieważ wszyscy wiedzą, że Karim Benzema nie ma alternatyw. Niestety na wybuch 21-latka w Realu trzeba będzie jeszcze poczekać. Obecnie czekamy, ale na wyrok w sprawie urazu z minionej nocy.

Kompromitacja z nutką przesady

Sytuacja wyglądała w ten sposób. Kibice wiedzieli, że czeka ich wspaniałe widowisko, ale mecz rozgrywany będzie późno. Dodatkowo jest to ostatni mecz tournée po USA, dlatego trzeba zostawić po sobie dobre wrażenie. Zatem czekamy do 2:00 w nocy, żeby wspierać Real Madryt.

Kończy się to w ten sposób, że po 20 minutach spotkania wszyscy mają ochotę na wyłączenie odbiorników. Real przegrywa z Atletico 0:4, a na przerwę schodzi z wynikiem 0:5. Nie, to nie był sen, to była brutalna rzeczywistość, która dla madridisty była niedowierzaniem. Przerwa się kończy, a jedyne, co da się zauważyć, to brak w jedenastce Viniciusa i Courtoisa, czyli najlepszych z najgorszych. Dodatkowo zmieniony został Alvaro Odriozola, który jak większość zawiódł na całej linii.

Atletico nie zwolniło tempa i zaraz podwyższyło wynik meczu. 0:6, horror trwa. W końcu Real zdobywa gola na 1:6, potem robi się 1:7, 2:7 i 3:7. Rozbrzmiewa końcowy gwizdek. Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Bohaterem spotkania został Diego Costa, który czterokrotnie trafiał do siatki, a z dobrej strony pokazał się Joao Felix, który zdobył swojego debiutanckiego, ale jeszcze nieoficjalnego gola.

Ten mecz przejdzie do historii jako jedno z najlepszych starć w wykonaniu Atletico Madryt przeciwko „Królewskim”. Jego największym minusem, a dla Realu plusem jest, że był to zwykły i nic nieznaczący sparing. No właśnie, dlatego zastanówmy się, czy warto skazywać Real z góry na porażkę?

Oczywiście, rozgoryczenie i niesmak kibiców pozostają, ale przed Realem dalej mecze towarzyskie. Zaproszony jest do Monachium na Audi Cup, gdzie rozegra mecze przeciwko Tottenhamowi i Fenerbahce Istambuł. Przygotowania do sezonu trwają, a martwić się będzie można, jeśli sytuacja do końca nie ulegnie zmianie. Internauci nie pozostają obojętni wobec Realu Madryt, a gazety nie zostawiają na nim suchej nitki.

Trzeba pamiętać, że było wiele ekip, które rozpoczynały swoje turnieje towarzyskie w fatalny sposób, a sezon miały znakomity. Może się okazać, że ostatni będą pierwszymi. „Los Blancos” otworzą sezon na Estadio Balaidos w Vigo, gdzie podejmie ich tamtejsza Celta. Mecz rozpocznie się 17 sierpnia o godzinie 17:00.

Czy pretemporady wymagają aż takiego zaangażowania?

Wyciągnijmy kilka wniosków. W minionym już tournee Real więcej stracił, niż zyskał. Po pierwsze wyniki. Dwie porażki, w tym jedna kompromitująca, plus jedno zwycięstwo po rzutach karnych nie są tym, czego chcieli kibice.

Nie w wynikach największy problem. Spójrzmy, co się dzieje w samej kadrze. Zidane stracił jedno z najważniejszych ogniw, jakie miał w planach na najbliższy sezon, czyli Marco Asensio. Chłopak wycierpi się minimum od ośmiu do dziewięciu miesięcy, a Zidane jest zmuszony znaleźć inne warianty. „Królewscy” w meczu z Atletico oddali hołd koledze, zakładając przed meczem koszulki wspierające go w walce z kontuzją.

Dodatkowo z urazami wylądowali Ferland Mendy, Brahim Diaz i Luka Jović. I teraz pytanie: jaki ma sens wystawianie zawodników na mecze z tak wymagającymi rywalami jeszcze przed rozpoczęciem sezonu?

Kontuzje, czerwone kartki, wysokie wyniki i zażarta walka. Tak wyglądał w skrócie ten turniej w wykonaniu Realu. Wyniknęło z tego więcej złego niż dobrego. Zidane dorobił sobie więcej problemów, niż wyciągnął wniosków. Prosta sprawa, że wszystkich zawodników trzeba przetestować, ale ciekawe, czy nie lepiej wystawiać w podstawowej jedenastce młodych piłkarzy, którzy nie znaczą aż tyle dla zespołu, czy tych, którzy mają stanowić o sile Realu Madryt w przyszłym sezonie.

Zidane ma nauczkę przed kolejnymi sezonami. Czas na wyciągnięcie wniosków dopiero nachodzi, a niewątpliwie będzie to trudna sprawa. Real Madryt to nie jest klub do bicia, tylko do wygrywania. Jeśli nadchodząca kampania potoczy się tak jak poprzednia, to wiadomo, kto poniesie konsekwencje.

***

Wygląda na to, że przed „Królewskimi” jeszcze wiele pracy przed rozpoczęciem sezonu. Wracają do Madrytu jako przegrani, ale nie skończeni. Większość internautów równa Real Madryt z ziemią, twierdząc, że jego gra woła o pomstę do nieba. Jednak nikt nie bierze pod uwagę, że wszystko się dopiero zaczyna. Zidane musiał rozpocząć wszystko od początku, a przede wszystkim wybić piłkarzom z głów poprzedni sezon. Jak widać, nie do końca się to udało. Kiedy zespół uzupełnią piłkarze, którzy nie wyjechali do USA, będzie można patrzeć na Real jako drużynę gotową lub niegotową. Wiara i nadzieja umierają ostatnie, a my jesteśmy przekonani, że „Królewscy” wrócą na odpowiednie tory i udowodnią, że są ekipą, którą stać na walkę o wszystko.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze