Simone Inzaghi – nieoczywista historia najciekawszego szkoleniowca w Serie A


Jak "gorszy z braci Inzaghich" zasiadł przy jednym stole zajmowanym przez Conte, Sarriego czy Ancelottiego

9 marca 2020 Simone Inzaghi – nieoczywista historia najciekawszego szkoleniowca w Serie A

Jest 6 lipca 2016 roku. Znany z despotycznego stylu prowadzenia klubu z błękitnej części Rzymu prezes Lazio – Claudio Lotito, zatrudnia na stanowisku trenera ikonę – Marcelo Bielsę. W niezwykle kuriozalnych i precedensowych, jak na europejskie standardy, warunkach Argentyńczyk po dwóch dniach rezygnuje ze stanowiska. Świeżo upieczony szkoleniowiec "Biancocelestich" doszedł wówczas do wniosku, że nie ma szans na uformowanie składu Lazio na własną modłę. Z Lotito się nie dogadał. Poszło o pieniądze na transfery. I to właśnie zdecydowało, że Simone Inzaghi otrzymał szansę prowadzenia rzymskiej drużyny.


Udostępnij na Udostępnij na

W obliczu braku trenera rzymianie stanęli przed koniecznością wyboru odpowiedniego szkoleniowca na stałe. Ostatecznie padło na kandydata nieoczywistego, znającego jednak całe środowisko Lazio od podszewki. Simone Inzaghi stał się niespodziewanie częstym bywalcem pierwszych stron gazet, zyskując jednocześnie ogromną szansę na wyjście z cienia starszego brata.

Zawsze o krok za bratem – legendą

Bracia Inzaghi przyszli na świat w wiosce San Nicolo obok Piacenzy. Podobno jeszcze jako dziecko Filippo bardzo wyróżniał się wśród nastoletniego towarzystwa na tyle, że miejscowe drużyny amatorskie prosiły matkę młodego Włocha, Marinę, aby pozwalała mu dla nich grać. Kobieta zawsze odpowiadała, że powinni też dopuścić do gry młodszego, wówczas mniej utalentowanego piłkarsko Simone. Obaj bracia pierwsze kroki w dorosłej piłce stawiali w prowincjonalnym zespole Piacenza Calcio. Gra w klubie z  niedużego miasta na południe od Mediolanu wywindowała starszego z braci na najwyższe salony, choć do topowego Juventusu trafił dopiero po udanej przygodzie w Atalancie.

Starszy z braci umiał kapitalnie znajdować wolne przestrzenie w polu karnym, cechując się niezwykłą umiejętnością dostrzegania detali. Jego ciąg na bramkę chyba najlepiej opisuje ironiczne stwierdzenie, że Inzaghi „urodził się na spalonym”. Okazało się, że dla popularnego „Pippo” prawdziwym domem stał się Milan, w którym spędził 11 ostatnich lat swojej kariery, ostatecznie zawieszając buty na kołku. Strzelając 57 bramek dla turyńskiego hegemona oraz 73 dla dwukrotnego w pierwszej dekadzie XXI wieku triumfatora Pucharu Europy, Filippo przeszedł do historii jako legenda włoskiej piłki.

Młodszy Simone na wyższe szczeble calcio wspinał się z dużo mniejszym rozmachem. Piacenza aż czterokrotnie wypożyczała młodego Inzaghiego. Czas „zesłania” spędzał w drużynach niebędących (mówiąc eufemistycznie) potentatami. Do prowadzonego przez Svena-Gorana Erikssona Lazio trafił w roku 1999. „Okrągły” rok 2000 okazał się najjaśniejszym punktem we współczesnej historii klubu. „Biancocelesti” po raz drugi w historii, a po raz pierwszy od 1974 roku wywalczyli upragnione scudetto, wyprzedzając Juventus, którego barwy reprezentował wówczas Pippo, i to o zaledwie  punkt. Świetność zespołu, opierającego się przede wszystkim na takich zawodnikach jak Alessandro Nesta, Juan Sebastian Veron, Pavel Nedved, Diego Simeone czy Roberto Mancini, nie trwała zbyt długo.

Szwedzki menedżer już w 2001 roku opuścił Lazio w połowie sezonu, otrzymując szansę bycia selekcjonerem reprezentacji Anglii. Dla obecnego trenera rzymian zaczął się okres przeciętności. W ramach Serie A będący środkowym napastnikiem Inzaghi nie zdobył w ciągu kolejnych pięciu lat po mistrzostwie więcej niż sześć bramek na sezon. Bezowocna okazała się tułaczka na wypożyczeniach, kolejno w Sampdorii i Atalancie, nieprzynosząca ostatecznie żadnej zdobyczy bramkowej. W konsekwencji dorobek strzelecki 3-krotnego reprezentanta Italii z ostatnich sześciu lat kariery wyniósł finalnie dwie bramki na wszystkich frontach.

Trener akademii, trener tymczasowy, trener na stałe

Simone już w trakcie gry dla Lazio postrzegany był przez kolegów z drużyny jako skrupulatny, widzący więcej boiskowych szczegółów niż pozostali. Abstrahując od piłkarskiego fachu, młodszy z braci Inzaghich wyspecjalizował się w księgowości, uzyskując naukowy dyplom. Bezpośrednio po zakończeniu piłkarskiej kariery otrzymał posadę w Lazio jako trener klubowej akademii w kategorii U-20. Jego sześcioletnia praca przyniosła efekty w postaci dwukrotnej wygranej w krajowym pucharze. Na kilka kolejek przed końcem sezonu 2015/2016, gdy hańbiąca porażka derbowa z Romą 1:4 zmiotła ze stanowiska trenera Stefano Piolego, tymczasowym szkoleniowcem został właśnie Inzaghi.

Furia wśród kibiców, a także niepewność w dyrektorskich gabinetach zostały zażegnane, gdy w debiucie trenerskim Simone ograł Palermo różnicą trzech bramek, prowadząc później drużynę do niesatysfakcjonującego, lecz spokojnego ustabilizowania się w środku tabeli włoskiej ekstraklasy. Początek następnego sezonu to wspomniane na początku turbulencje z Marcelo Bielsą, zakończone zatrudnieniem Inzaghiego na stałe.

Pierwszy pełny sezon pod wodzą Simone Lazio ukończyło na 5. miejscu, wyprzedzając obu potentatów z Mediolanu i zdobywając o 16 punktów więcej niż w poprzedniej odsłonie Serie A. W Coppa Italia rzymianie dotarli aż do finału, ulegając jednak bezkonkurencyjnemu Juventusowi. Kolejna kampania rozgrywek ligowych przyniosłaby długo oczekiwany powrót do Champions League, gdyby nie bolesna porażka z Interem 2:3 w ostatniej kolejce, okraszona także kontrowersyjnym występem Stefana de Vrija, który do dziś podejrzewany jest o celowy sabotaż swojego zespołu. Przyczynił się on bowiem do awansu na czwarte miejsce ekipy „Nerazzurrich”, do której to dołączył miesiąc później na zasadzie wolnego transferu.

Oprócz oczywistego wzrostu poziomu sportowego w drużynie, bazującego na silnej dyscyplinie taktycznej, trenerski okres Inzaghiego w Lazio przyniósł rozkwit talentu kilku obecnie wiodących piłkarzy „Biancocelestich”. Coraz to nowe rekordy bije Ciro Immobile, którego niejeden koneser włoskiego futbolu zdążył już skreślić po nieudanych wojażach w Dortmundzie czy Sevilli. Były król strzelców w barwach Torino zdołał ostatnio wyprzedzić klubową legendę Bruno Giordano, na obecny moment zajmując 4. miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii klubu. Prowadzący w tabeli strzelców obecnej edycji Serie A Immobile nie tylko zdecydowanie wyprzedza Ronaldo, Lukaku, Ilicicia czy Martineza, na dzisiejszym etapie sezonu ma tyle samo bramek ile cała ekipa Milanu (!).

Inzaghi w swoich szeregach ma również najlepszego asystenta w lidze, a sam Luis Alberto pretenduje do bycia jedną z największych gwiazd występujących na Półwyspie Apenińskim. Z kolei Milinković-Savić po niezbyt udanym sezonie 2018/2019 ponownie zyskał respekt kibiców, stając się w układance trenera postacia kluczową. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że apetyt na zakontraktowanie rosłego Serba miała swego czasu cała europejska czołówka z Juventusem na czele.

Podopieczni Simone Inzaghiego zdążyli już udowodnić, że najbardziej zmotywowani wychodzą na wielkie mecze. W 2017 roku „Biancocelesti” sięgnęli bowiem po krajowy Superpuchar, rozstrzygając zacięty bój z „Juve” już w doliczonym czasie gry. Miniony rok 2019 przyniósł kolejne dwa trofea. Najpierw sięgnęli po Coppa Italia, pokonując w finale Atalantę, aby później po raz kolejny zatriumfować nad obecnym mistrzem Italii i sięgnąć po drugi Superpuchar za kadencji Simone. Zadziorność, zaangażowanie i pewność siebie widoczne były jednak przede wszystkim w dwóch starciach ligowych z Juventusem oraz Interem.

Stadio Olimpico dwukrotnie doświadczyło dokonanej przez rzymian rimonty. Pomimo iż drużyny Maurizio Sarriego i Antonio Conte rozpoczynały wspomniane potyczki od prowadzenia, „I giardini di marzo” po końcowym gwizdku w obu przypadkach zostało odśpiewane przez fanów Lazio z wielką radością. Po latach mogli się cieszyć z zajmowanego przez tydzień pierwszego miejsca w tabeli, patrząc z góry na silniejszych kadrowo pretendentów. Choć z początku żaden z oficjeli Lazio nie śmiał nawet poruszyć tematu ewentualnego scudetto, teraz sam trener przyznaje, że jego obowiązkiem jest podjęcie tego wyzwania.

Najbliższa przyszłość trenera – jaki będzie finał sezonu Serie A?

Obecny sezon włoskiej ekstraklasy obfituje w wiele niespodzianek na szczycie tabeli. Mało kto przewidywał chociażby tak dzielną postawę Atalanty czy przede wszystkim Lazio. Emocje w decydującej fazie rywalizacji potęguje tylko paraliżujący całą Italię koronawirus, a ze względu na przekładane spotkania najprawdopodobniej w kwietniu i maju dojdzie do niesamowitej kumulacji zaległych kolejek. Sam Inzaghi zdobył już nie tylko serca własnych kibiców, stał się także jednym z najbardziej renomowanych szkoleniowców we Włoszech. Wiemy, że już po odejściu Massimiliano Allegriego Juventus rozważał trenera „Biancocelestich” jako potencjalnego następcę.

Jak się okazało, ostatecznie do stolicy Piemontu trafił Maurizio Sarri. Trudno przewidzieć, czy Simone zdecyduje się, bez względu na końcowe miejsce w tabeli, na opuszczenie drużyny, z którą jest na dobre i na złe od 20 lat. Jedno jest pewne – na brak ofert narzekać nie będzie. Pod względem kadrowym, biorąc pod uwagę szczególnie jakość ławki rezerwowych, Lazio to najsłabszy spośród trzech kandydatów do tytułu. Emocji jednak na pewno do końca sezonu nie zabraknie. Decydujące może okazać się bezpośrednie starcie obecnych mistrzów z drużyną Inzaghiego. Porażka Interu z Juventusem raczej na dobre wykluczyła „Nerazzurrich” z wyścigu.

Historia Simone Inzaghiego doszła do momentu, w którym zdążył przysiąść się do stołu zajmowanego przez Conte, Sarriego czy Ancelottiego, choć do końca nie wiadomo, jak długo przy nim wytrzyma. Smaczku dodaje tylko kolejny etap tej historii, w którym obaj bracia Inzaghi zmierzą się w następnym sezonie w roli trenerów, kiedy to Filippo wprowadzi do najwyższej klasy rozgrywkowej dominujące w drugiej lidze Benevento. Będzie ciekawie!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze