Sevilla – Real. Jak trwoga, to do Ronaldo?


8 listopada 2015 Sevilla – Real. Jak trwoga, to do Ronaldo?

Parafrazując słynną sentencję z Biblii: niech pierwszy napisze komentarz ten madridista, który w ostatnich dniach chociaż raz nie przeklął na Cristiano Ronaldo. Sam należę do tego grona, mimo że przez lata byłem jego dzielnym obrońcą i zaciekle walczyłem z tezą o wyższości Messiego nad Portugalczykiem. W tym sezonie zaczyna już jednak brakować argumentów, a Cris niestety nie pomaga. Jest ociężały, przechodzi obok spotkań, gra na alibi, a jego próby dryblingu powodują już raczej ironiczny uśmiech u przeciwników. Ale już w niedzielę Ronaldo stanie przed szansą udowodnienia, że nie należy go jeszcze skreślać, a przeciwnik w tym wypadku wydaje się idealny.


Udostępnij na Udostępnij na

Ronaldo jest stworzony do wielkich meczów. Koniec i kropka. Przez lata starano się udowodnić, że Portugalczyk spala się psychicznie w najważniejszych spotkaniach, nie wytrzymuje presji, podwajania krycia, gwizdów kibiców i innych zmiennych, które podobno (?) na niego wpływały. Mimo to krok po kroku przekonywał do siebie niedowiarków, strzelając seriami Barcelonie i Atletico (15 bramek), a także ustanawiając kolejne rekordy w Lidze Mistrzów (17 bramek w sezonie 2013/2014). Głosy ucichły, zastąpione przez wyrazy podziwu, a samego Portugalczyka można było z pełną odpowiedzialnością określić jako piłkarza kompletnego.

 

Największe "ofiary Ronaldo w La Liga
Największe „ofiary” Ronaldo w La Liga

Nie ulega wątpliwości, że spotkanie z Sevillą będzie kolejnym z wielkich starć, w których przyjdzie mu zagrać. Większego sensu nie ma przedstawianie zasług obu klubów dla hiszpańskiej i europejskiej piłki, ich wyników z ostatnich lat, a także indywidualności, które występują po obu stronach. Real będzie grał o utrzymanie passy i zaliczenie kolejnego trudnego terenu bez strat w ludziach punktowych, a Sevilla o ustabilizowanie formy, która w ostatnim czasie przypomina bardziej rozdwojenie jaźni.

Ronaldo ma więc okazję ku temu, żeby się odbudować. A rzeczywiście, jest z czego się podnosić i czym się martwić. Portugalczyk w tym sezonie, mimo ośmiu strzelonych bramek w La Liga, daje drużynie o wiele mniej niż w poprzednich sezonach. Oczywiście, taki wynik strzelecki byłby w kontekście innych napastników traktowany jako wybitny, ale mówimy tutaj przecież o jednym z dwóch „kosmitów” i człowieku, którego niektórzy posądzali o bycie nawet „nadpiłkarzem”. W tym sezonie wykręca on jednak liczby na poziomie zwykłego śmiertelnika i tę niewygodną dla całego madridismo tezę potwierdzają niestety statystyki.

Na pierwszy rzut oka najbardziej denerwującą manierą u Ronaldo są jego bezsensowne uderzenia z dystansu. Oczywiście ktoś powie: „nic nowego, zawsze dużo strzelał”. W tym sezonie jego uderzenia są jednak o wiele bardziej irytujące niż w poprzednich latach. Spójrzcie przykładowo na poniższą statystykę celnych uderzeń.

Screenshot_2
Uderzenia na bramkę Ronaldo w obecnym sezonie po 10 spotkaniach (Squawka)
Screenshot_2
Uderzenia na bramkę Ronaldo w poprzednim sezonie po 10 spotkaniach (Squawka)

Jak możemy zauważyć, Ronaldo wykonuje w tym sezonie znacznie więcej strzałów niż na początku poprzednich rozgrywek La Liga. Jednak ich liczba w żadnym przypadku nie przekłada się na jakość, a nawet zauważalna jest tendencja odwrotna. Z czego to wynika?

Być może z faktu, że Ronaldo w defensywnej taktyce Beniteza często pozbawiony jest wsparcia ze strony swoich kolegów z drugiej linii, a hasający na skrzydle Jese nie daje takiej jakości w ofensywie jak chociażby Gareth Bale. Ronaldo, będąc osamotniony z przodu (zwłaszcza w ostatnim czasie w obliczu kontuzji Benzemy), częściej decyduje się na nieudane próby uderzeń z dalszej odległości, które zazwyczaj nabijają tylko statystyki bramkarzom rywali. W poprzednich sezonach ciężar rozgrywania akcji, a co za tym idzie – uwaga obrońców była rozproszona na więcej jednostek, co powodowało, że Ronaldo miał wypracowywane dogodniejsze sytuacje, w których siłą rzeczy łatwiej było mu umieścić piłkę w siatce. Teraz oddaje strzały z trudniejszych pozycji, często nieprzygotowane. Często scenariusz wygląda w ten sposób, że Portugalczyk, dostając piłkę na lewym skrzydle, mija jednego przeciwnika i pod presją innych oddaje strzał, którego efekt jest zazwyczaj mizerny. Brak wsparcia może nie wpływać nawet na liczbę uderzeń, która raczej pozostaje na tym samym poziomie, ale na ich jakość.

Do tego dochodzi czynnik Benzemy, czyli piłkarza, który najczęściej asystuje przy bramkach Ronaldo. Nie od dzisiaj wiadomo, że ta dwójka świetnie się ze sobą rozumie i to często Francuz, swoją świetną grą bez piłki, robił więcej miejsca Portugalczykowi. Przykładem bezsilności przy braku Benzemy było chociażby ostatnie spotkanie z PSG, gdy najbliżej Ronaldo grał… Toni Kroos, który nie do końca najlepiej czuł się w tej roli, a Ronaldo brakowało miejsca w okolicach pola karnego.

Najczęściej asystujący przy bramkach Ronaldo
To właśnie Benzema jest najlepszym asystentem Ronaldo w jego karierze

Całkiem dobrze było to widoczne zwłaszcza w spotkaniu z Bilbao, w którym Ronaldo z Benzemą byli głównymi motorami napędowymi drużyny, nieźle ze sobą współpracując po lewej stronie boiska (Francuz często schodził do Cristiano).

Za dużą liczbą niecelnych strzałów idzie oczywiście spadek ogólnej skuteczności Ronaldo w postaci procentu strzałów zamienianych na bramki. O ile rok temu blisko 35% uderzeń Portugalczyka lądowało w siatce, o tyle w tym sezonie niespełna 13% kończy się strzeleniem bramki. Dla porównania procent Benzemy wynosi 37,5, Guerry 34,8, Agirretxe 33,3, Suareza 26,7, a Neymara 26,5. Zjazd jest zauważalny, prawda?

Jednak w grze Ronaldo nie tylko nadmierna liczba strzałów jest strasznie irytująca. Denerwują jego krótkie podania, gra na alibi, podejmowanie dryblingów, w których rzadko przeciwnik zostaje zaskoczony i minięty, indolencja strzelecka przy rzutach wolnych, a także wątpliwy udział Portugalczyka w grze defensywnej Realu. Co więcej, jego zagrania zazwyczaj kierowane są do najbliższego zawodnika. Trudno też nie dostrzec, że Ronaldo często spowalnia grę, podejmując decyzję o wejściu w niepotrzebny drybling przy potrzebie szybkiego rozegrania futbolówki.

Nie popadajmy jednak w skrajność, krytyka ta spowodowana jest tylko i wyłącznie faktem, że wobec Ronaldo stosujemy trochę inną skalę oceny, o czym już zresztą wspominałem. W niedzielę nastąpi więc najlepsza jak dotąd okazja do uciszenia krytyków (w tym mnie) i powrotu na królewski tron. Nie ma co ukrywać, że Ronaldo uwielbia strzelać bramki Sevilli i w ciągu sześciu lat już 21 razy pokonywał bramkarzy „Nervionenses”. Wystarczy wszak przypomnieć, że w spotkaniach z klubem z Andaluzji odnotowywał on aż trzykrotnie hat-tricki, z czego ostatni miał miejsce w zeszłym sezonie, kiedy to praktycznie w pojedynkę zapewnił przyjezdnym zwycięstwo 3:2. Godny odnotowania jest również fakt, że Cristiano odpowiadał za 11 z ostatnich 16 strzelonych bramek przez Real w stolicy Andaluzji, co tylko dobitniej świadczy o tym, jak Estadio Sanchez Pizjuan leży portugalskiemu crackowi.

A zadanie Portugalczyk może mieć o tyle ułatwione, gdyż Sevilla już od dłuższego czasu musi radzić sobie bez pary świetnych stoperów Carrico – Pareja, a zastępujący ich Rami i Kołodziejczak nie dają klubowi takiej gwarancji jakości. Przy ograniczonej zwrotności, zwłaszcza pierwszego stopera, grający defensywnie Real będzie mógł wykorzystać swoją największą broń – kontrataki – co powinno być wodą na młyn dla Ronaldo. Jeżeli Ronaldo ma wracać na szczyt, to właśnie w takich meczach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze