Już we wtorek rozpoczynają się zmagania w europejskich pucharach. W poprzednim sezonie cała piłkarska Polska mogła czuć się dumna. Wreszcie jakiemuś zespołowi udało nawiązać się do sukcesów Wisły Kraków i Groclinu Grodzisk Wielkopolski. Wszyscy kibice w naszym kraju pasjonowali się występami Lecha Poznań, który, przy odrobinie szczęścia, mógł awansować nawet do ćwierćfinału. Za to tegoroczny występ wszystkich polskich drużyn należy raczej pominąć milczeniem.
Jeszcze na początku XXI wieku polskie drużyny trzymały się jakiegoś pewnego, dobrego poziomu. Mistrzowi kraju zawsze jakoś udało się przejść II rundę eliminacji Ligi Mistrzów. Pogromcę odnajdował dopiero w III i porażka z zespołem tego kalibru nie przynosiła plamy na honorze „Biało-czerwonych”. Tak działo się w przypadku Polonii Warszawa, która uległa Panathinaikosowi Ateny, Wisły Kraków i Legii Warszawa stających na drodze słynnej Barcelony. Teamy z naszego kraju swój udział w rozgrywkach międzynarodowych kończyły na ogół na II rundzie Pucharu UEFA. W pewnym momencie okazało się, że jest to jednak granica do przekroczenia. Kiedy w 2002 roku „Wojskowi” nie dawali sobie rady z „Dumą Katalonii”, po największy sukces na arenie międzynarodowej dzielnie maszerowała Wisła Kraków. „Biała Gwiazda” w eliminacjach drugich najważniejszych rozgrywek w Europie gładko uporała się z Glentoranem Belfast, a w pierwszej rundzie ze słoweńskim Primorjem. Problemy pojawiły się w kolejnej fazie, kiedy przeciwnikiem graczy z Małopolski okazała się słynna Parma. Po pierwszym przegranym starciu krakowianie się nie poddali i wyeliminowali słynnego przeciwnika. W wielkim stylu uporali się również z Schalke 04 Gelsenkirchen, zwyciężając Niemców na wyjeździe aż 4:1. Przeszkodą nie do przejścia okazało się dopiero Lazio Rzym. Krakowianie, choć przegrali, nie mieli się absolutnie czego wstydzić.
Piętro niżej rok później zatrzymał się Groclin Grodzisk Wielkopolski. Podopieczni Dusana Radolsky’ego w rundzie wstępnej łatwo uporali się z Atlantasem Kłajpeda. We właściwym turnieju już na początku trafili na mocną Herthę Berlin. Jednak zarówno z Niemcami, jak i ze słynnym Manchesterem City, udało im się wygrać. Znowu polski klub odniósł sportowy sukces, prezentując się w wiosennych zmaganiach Pucharu UEFA. Jednak grodziszczanom humor zepsuł Girondins Bordeaux, który wyeliminował Groclin, dwukrotnie go pokonując.
W 2008 roku cała Polska z zapartym tchem przyglądała się europejskiej przygodzie Lecha Poznań. „Kolejorz”, choć dostał się do rozgrywek międzynarodowych kuchennymi drzwiami, okazał się najlepszą polską drużyną w zmaganiach pucharowych. Poznaniacy po wielkich meczach eliminowali Chazara Lenkoran, Grasshoppers Zurich i Austrię Wiedeń, którą pogrążył gol Rafała Murawskiego zdobyty w drugiej połowie doliczonego czasu gry. Do ostatnich minut ostatniej kolejki trwała grupowa rywalizacja o miejsce w zmaganiach pucharowych. Remisy z Deportivo La Coruna i AS Nancy, porażka z CSKA Moskwa i zwycięstwo nad Feyenoordem Rotterdam dały pierwszy w historii awans z grupy polskiego zespołu. Ostatecznie, choć nie prezentował się gorzej, Lech uległ Udinese Calcio i odpadł. Można by rzec, że mamy świetną i rozwijającą się ligę, a drzwi do Europy stoją przed nami otworem. Rzeczywistość rysuje się jednak w znacznie ciemniejszych barwach.
Już obserwując triumfalny pochód Groclinu, należało zastanowić się nad poziomem naszej Ekstraklasy. Zwycięstwa, jakie odnosili grodziszczanie, były nie tyle zasłużone, co szczęśliwe. Wygraną nad Herthą zapewnił strzał Grzegorza Rasiaka, choć do dziś nie wiadomo, czy piłkę dotknął Polak, czy zrobił to obrońca rywali, Josip Simunić. Wyeliminowanie Manchesteru City okazało się możliwe dzięki ogromnemu fartowi Sebastiana Mili, którego strzał na City of Manchester Stadium zlekceważył David Seaman. Dopiero Girondins Bordeaux dał nam srogą lekcję futbolu. A pozostałe polskie drużyny? Wisła Płock była faworytem potyczki z łotewskim Ventspilsem. Potrafiła jednak tylko dwa razy z nim zremisować 1:1 i 2:2. Ten drugi rezultat niestety padł w Płocku i spowodował awans rywali. W ten sam sposób z Pucharem UEFA pożegnał się GKS Katowice. Bramkowy remis u siebie dał promocję do dalszych gier Cementarnicy Skopje. Nikt nie sprawił nam tak przykrej niespodzianki jak Wisła Kraków. Ta po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów nie potrafiła pokonać słabiutkiej i walczącej zaledwie o utrzymanie w lidze Valerengi Oslo. Przez 210 minut (dwa mecze plus dogrywka) nie mogła pokonać bramkarza rywali, a w konkursie rzutów karnych lepsi okazali się Norwegowie. Już wtedy należało dojść do wniosku, że z naszą Ekstraklasą jest coś nie tak. Nikt się tym jednak nie zajął, pozwalając na kolejne kompromitacje.
W sezonie 2004/2005 największą przykrość sprawił nam Lech Poznań. W eliminacjach Pucharu UEFA „Kolejorz” pozwolił się ograć Terekowi Grozny. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że Czeczeni nawet nie byli uczestnikami najwyższej klasy rozgrywkowej w Rosji. Innymi słowy – poznaniaków wyeliminował drugoligowiec. W kolejnej rundzie z Europą pożegnały się Legia Warszawa i Wisła Kraków. O ile porażka „Wojskowych” z Austrią Wiedeń była do przełknięcia, o tyle nie można „Białej Gwieździe” wybaczyć przegranej z Dinamem Tbilisi. Po wygranej 4:3 krakowianie ulegli w Gruzji 1:2, a większa ilość goli na wyjeździe przesądziła o awansie Gruzinów. Do grupy udało się dostać tylko Amice Wronki, która ledwo uniknęła kompromitacji z Honvedem Budapeszt. Jednak jej występ lepiej przemilczeć: 0:5 z Glasgow Ranger, 1:3 z Grazer AK, 1:3 AZ Alkmaar, 0:5 z Aj Auxerre.
Wejście podopiecznych Macieja Skorży do grupy w Pucharze UEFA potraktowano jako zapowiedź złotych czasów polskiego futbolu. Podobnie jak przed rokiem, wszyscy, którzy w to wierzyli, mogli poczuć się ogromnie zawiedzeni. Już w eliminacjach drugich najważniejszych rozgrywek w Europie pożegnaliśmy piłkarzy Wisły Płock i Legii Warszawa. Pierwsi nie zaprezentowali się źle, ale zmuszeni byli uznać wyższość Grasshoppers Zurich z powodu… mniejszej liczby bramek strzelonych na wyjeździe. Na tym samym etapie skompromitowali się „Wojskowi”, którzy w bardzo złym stylu pozwolili się ograć FC Zurich. Już wtedy można było czuć niesmak. W głównym turnieju pozostały nam Wisła Kraków i Groclin Grodzisk Wielkopolski. Podopieczni Dusana Radolsky’ego, choć w pierwszym meczu osiągnęli korzystny rezultat, musieli uznać wyższość RC Lens. Natomiast występu „Białej Gwiazdy” nie można nazwać inaczej niż upokorzeniem. Krakowianie zostali wyeliminowani przez portugalską Vitorię Guimaraes z Markiem Saganowskim w składzie. Smaczku dodaje to, że Wisła została mistrzem Polski, a jej przeciwnicy spadli z ligi! Dotychczas nie wiedziałem, że najlepsza nasza drużyna jest na poziomie drugoligowca na Półwyspie Iberyjskim. Słabiutka Vitoria obnażyła całą prawdę o naszej lidze. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść.
Sezon 2006/2007 miał okazać się lepszy. Tymczasem przyniósł kolejne kompromitacje. Już w pierwszej rundzie eliminacji po frajersku z Pucharem UEFA pożegnało się Zagłębie Lubin. Pogromcą trzeciego polskiego zespołu poprzednich rozgrywek okazało się… Dynamo Mińsk, a dokonało tego poprzez… większą liczbę goli strzelonych na wyjeździe, uzyskaną dzięki remisowi 1:1 w Lubinie. Piętro wyżej dokładnie w ten sam sposób z Europą pożegnała się Wisła Płock. Remis 1:1 w Polsce dał promocję Czornomorcowi Odessa. W pierwszej rundzie turnieju głównego na drodze warszawskiej Legii ponownie stanęła Austria Wiedeń. Gracze ze stolicy byli żądni rewanżu za poprzednią porażkę. Miało być inaczej, a skończyło się tak samo. Austriacy ponownie okazali się lepsi. Wielkie nadzieje wiązaliśmy z Wisłą Kraków. Jakimś cudem udało się wyeliminować Iraklis Saloniki. Znowu polski klub awansował do grupy. Wydawało się, że „Biała Gwiazda” ma szanse na wyjście z niej. Tymczasem porażki z AS Nancy, Blackburn Rovers i Feyenoordem Rotterdam uniemożliwiły jej to. Na osłodę pozostało zwycięstwo FC Basel, odniesione szczęśliwie dzięki słabej postawie rezerwowego bramkarza Szwajcarów.
Kiedy z niecierpliwością oczekiwaliśmy awansu po ponad dziesięciu latach polskiego klubu do elitarnej Ligi Mistrzów, znowu musieliśmy się rozczarować. W drugiej rundzie eliminacji tego turnieju mistrz kraju, Zagłębie Lubin, trafił na Steauę Bukareszt. Choć Rumuni nie okazali się tacy straszni, poradzili sobie z „Miedziowymi”. Należało wtedy powiedzieć, że nie tylko od ponad dekady nie mamy klubu znad Wisły w Lidze Mistrzów, ale stwierdzić ironicznie, że pierwszy raz od tego czasu nie ma go nawet w eliminacjach Champions League. A pozostali? GKS Bełchatów dopiero w rzutach karnych (!) zapewnił sobie awans w dwumeczu z Ameri Tbilisi. Szkoda, że w następnej rundzie po dobrym meczu na Ukrainie dał się dosłownie rozbić Dnipru Dnipropietrowsk 4:2. Groclin Grodzisk Wielkopolski musiał czekać do ostatnich minut rewanżu, by zapewnić sobie pokonanie Toboła Kostanaj. W pierwszej fazie turnieju głównego już musiał uznać wyższość Crvenej Zvezdy Belgrad.
Sezon 2008/2009 okazał się popisem poznańskiego Lecha. Krzyczeliśmy wtedy, że „Kolejorz” pokazuje dobry poziom naszej Ekstraklasy, a za rok, dzięki także ułatwionym zasadom kwalifikacji, poznaniacy zagrają w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie. Pech chciał, że gracze z Wielkopolski okazali się jedynie wyjątkiem potwierdzającym dramatycznie niski poziom naszej ligi. W eliminacjach Pucharu UEFA odpadła warszawska Legia, przegrywając z FK Moskwa. Najgorszy w tym jest fakt, że „Obywatele” w tamtym czasie zaledwie bronili się przed spadkiem. To samo dotyczy Wisły Kraków. „Biała Gwiazda” nie dała rady Tottenhamowi Hotspur, choć prowadzeni przez Juande Ramosa londyńczycy również znajdowali się w „czerwonej strefie”. Postawa Lecha dawała nam nadzieję na lepsze jutro. Ułatwione zasady kwalifikacji do Ligi Mistrzów miały sprawić, że po raz pierwszy od ponad dekady najlepsza drużyna z naszego kraju zakwalifikuje się do tego elitarnego turnieju. Jednak tego, co w tych eliminacjach zaprezentowała krakowska Wisła, nie można nazwać nawet kompromitacją czy upokorzeniem. Dotychczas nie dopuszczałem do siebie myśli, że mistrz Polski może okazać się gorszy od mistrza Estonii i przegrać z nim w tak żenującym stylu. 13 lipca 2009 w artykule „Na trybunie: Wisła w drodze do raju”, w pisaniu którego uczestniczyłem wraz z Tomaszem Bejnarowiczem, Arturem Kocurkiem i Bartłomiejem Tchorkiem, stwierdziłem: „Najważniejsze rozgrywki klubowe nazywają się Ligą Mistrzów i żeby się do nich dostać, trzeba wygrać z każdym. Przykład Artmedii Bratysława pokazuje, że jest to możliwe. Niestety, chociaż kwalifikacje są ułatwione, nadal można trafić na przeciwników takich jak Panathinaikos Ateny czy Anderlecht Bruksela. Zwycięstwo rodzi się w głowie, a bez wiary w sukces nie byłoby niespodzianek jak mistrzostwo Europy dla Grecji. Jednakże polska liga coraz bardziej się stacza i niestety w tym roku trzeba wkalkulować porażkę nawet z mistrzem Estonii”. Za te słowa przez kibiców „Białej Gwiazdy” zostałem wyśmiany. Pech chciał, że to niestety ja miałem rację. Dobrze, że nie oglądałem tego dwumeczu, bo i tak jest mi dostatecznie przykro, że Estończycy, których parę lat temu nasze drużyny gromiły po 5:0, teraz nas eliminują. Niestety, w ślady graczy z Małopolski poszły inne polskie zespoły w pucharach. Polonia Warszawa po mękach z teamami z Czarnogóry i San Marino, których nazw nie jestem w stanie sobie przypomnieć, uległa NAC Breda; Legia Warszawa w najbardziej frajerski ze wszystkich sposób, czyli przez mniejszą liczbę goli na wyjeździe, przegrała z Broendby Kopenhaga, a Lech Poznań po wyeliminowaniu ekipy ze Szwecji rozegrał dwa bezbarwne spotkania z FC Brugge, któremu uległ w karnych.
Dziwię się, słysząc, że mamy bardzo przyzwoitą ligę, jej poziom wzrasta, a niedługo będziemy regularnie wystawiać naszych przedstawicieli w Champions League. Ostatnie lata pokazują, że jest zupełnie inaczej. Dobitnie udowodnił to obecny sezon, w którym nie mamy ani jednego reprezentanta Polski w głównym turnieju. Poziom naszej Ekstraklasy sukcesywnie SPADA. Gdzie się podziały czasy, kiedy krakowska Wisła w pięknym stylu potrafiła wyeliminować z Pucharu UEFA Real Saragossa? Co się stało z „Białą Gwiazdą”, której niestraszne były Parma, Schalke 04 Gelsenkirchen i Lazio Rzym? To wcale nie były dowody mocy polskiego futbolu, a jedynie wyjątki potwierdzające bolesną prawdę. Polska liga się stacza, jej poziom jest coraz niższy. Niedługo rzeczywiście swoją przygodę z Ligą Mistrzów i Ligą Europejską będziemy kończyć na pierwszej rundzie eliminacji po przegranych z mistrzami San Marino, Albanii, Estonii, Łotwy, Czarnogóry, Luksemburga i innych piłkarskich „potęg”. Niestety, polska piłka jest na wskroś przeżarta korupcją i układami. Jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się w takim przypadku rozwalenie tego wszystkiego i zbudowanie nowej, lepszej Ekstraklasy od podstaw. Swego czasu ówczesny prezydent Rosji, Władimir Putin, kazał zbudować od nowa całą rosyjską federację piłkarską. Efekt? Puchar UEFA 2005 dla CSKA Moskwa, Puchar UEFA 2008 i Superpuchar Europy 2008 dla Zenitu Sankt Petersburg, sukces Sbornej na Euro 2008. Czy u nas jest to możliwe? Nie na taką skalę, ale jest możliwe. Niestety, naszym politykom brakuje jaj, by podjąć takie kroki.
reżim lecha kaczkowskiego jest do bani w piłce
kopanej
Wstyd panie Łukaszu. "Bul"?!!
widze, że michał inteligencja to nie jest twoja mocna
strona...
Pan Michał... OM nie wyczuł ironii? ;-)
Pan Michał... OM nie wyczuł ironii? ;-)
rzal i bul hahaha;p ortografia;p 2 błędy w dwóch
prostych słowach
minick to chyba rodzina z Michał...OM, bo
inteligentni podobnie...