Rusza MLS – będzie ciekawie!


1 marca 2013 Rusza MLS – będzie ciekawie!

Już w najbliższy weekend rusza 18. sezon Major League Soccer (MLS). Po raz pierwszy od 2006 roku nie zobaczymy w niej nowych drużyn, a od 2007 globalnej ikony futbolu Davida Beckhama. Ale to wcale nie oznacza, że będzie nudno, bo rozgrywki MLS od lat należą do najciekawszych w świecie.


Udostępnij na Udostępnij na

Obserwuj autora na Twitterze: @papaTomski

Powoli do przodu

W powstałej w 1996 roku Major League Soccer strategia rozwoju opiera się na powolnym, ale stałym postępie. Na mapie ligi pojawiają się coraz to nowe miasta i liczy ona już 19 zespołów. Po tym, jak od 2006 roku do MLS dołączały kolejno: Houston, Toronto, San Jose, Philadelphia, Vancouver, Portland i Montreal, obecny sezon będzie pierwszym bez tzw. expansion teams. Liga bierze oddech, ale nie stanęła w martwym punkcie, bo przecież w kolejce po nr 20 czekają już takie metropolie, jak: Atlanta, Orlando czy… Nowy Jork (o czym poniżej). Być może nastąpi to już w przyszłym sezonie, ale najpierw pukające do bram MLS organizacje muszą spełnić kilka mocno wyśrubowanych warunków: płynność i stabilizacja finansowa, lojalność kibiców, a także posiadanie funkcjonalnych, typowo piłkarskich obiektów.

Chris Konopka jeszcze jako gracz Red Bulls
Chris Konopka jeszcze jako gracz Red Bulls (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

O rozwoju ligi świadczy też fakt, że w ubiegłym sezonie na trybunach zasiadło średnio 18807 kibiców. Ta rekordowa liczba przewyższa wyniki z NHL i NBA oraz plasuje MLS na siódmym miejscu w zestawieniu piłkarskich lig na świecie. Dla porównania polską ekstraklasę ogląda aż o 10 tysięcy widzów mniej.

Lepsi niż ekstraklasa

Zapewne znajdą się malkontenci narzekający na poziom i styl gry, brak podziału na rundy czy niezawieszanie rozgrywek podczas oficjalnych terminów FIFA. Trzeba jednak pamiętać, że w ciągu 17 lat w MLS triumfowało aż dziewięć różnych zespołów, a żadnej drużynie nie udało się sięgnąć po tytuł trzy razy z rzędu. Podczas sezonu zasadniczego tabela jest przeważnie bardzo spłaszczona, a brak zdecydowanego faworyta sprzyja atrakcyjności do ostatniej kolejki i niespodziankom w fazie play-off.

Wszystko to sprawia, że w MLS nie brakuje piłkarzy z bogatymi futbolowymi CV. Co weekend kibice na boiskach w USA i Kanadzie będą mogli ekscytować się takimi pojedynkami, jak: Thierry Henry – Alessandro Nesta, Robbie Kean – Juninho Pernambucano czy Tim Cahill – Mikael Silvestre. Co prawda z MLS pożegnali się Torsten Frings, David Beckham i Rafa Marquez (co za ulga!), a kilku najbardziej utalentowanych graczy przeniosło się za ocean (Brek Shea do Stoke City, Andy Najar jest w Anderlechcie, a Roger Espinoza w Wigan), ale w ich miejsce zobaczymy kilku nowych, ciekawych graczy z Europy. W Montrealu kolonia włoska powiększyła się o Andreę Pisano, który będzie dogrywać piłki 14-krotnemu reprezentantowi Italii Marco Di Vaio. W Vancouver gra kapitan kadry Szkocji Kenny Miller, w Toronto były zawodnik PSV Eindhoven i „Oranje” Danny Koevermars, a w Seattle ekskapitan FC Kaiserslautern Christian Tiffert.

Tradycyjnie nie zabraknie także reprezentantów wielu krajów Ameryk Północnej, Południowej i Środkowej. Najciekawsze posiłki dotarły do MLS z Argentyny. Kolegą Tifferta będzie 10-krotny kadrowicz „Albiceleste” i były gracz Ajaksu Mauro Rosales, a kibice Timbers nie mogą doczekać się debiutu Diego Valeri, który ma na swoim koncie zarówno występy w reprezentacji Argentyny, jak i Lidze Mistrzów z FC Porto.

W MLS występują także dwaj piłkarze, których bracia grają w… Realu Madryt. Digao z NY Red Bulls to młodszy brat Kaki, a Federico Higuain z Columbus Crew jest o trzy wiosny starszy od napastnika „Los Merengues” Gonzalo. I znowu ekstraklasa, w której jest Danijel Ljuboja i długo, długo nic, wypada w porównaniu z MLS bardzo blado.

Faworyci, czyli nic nowego

W przedsezonowych sondażach trudno wskazać zdecydowanego faworyta, ale wydaje się, że prym będą wiodły czołowe drużyny ubiegłego sezonu. Na Zachodzie największe szanse daje się trenowanym przez Sigiego Schmida Seattle Sounders. Klub, na którego mecze przychodzi średnio 43144 osób (!!!), oprócz wspomnianych wyżej Tifferta i Rosalesa ma jeszcze w składzie reprezentantów Austrii (bramkarz Michael Gspurning), Szwecji (Adam Johansson) czy Mali (Djimi Traore – były kolega klubowy Jerzego Dudka z pamiętnego finału Ligi Mistrzów z 2005 roku). Trzykrotni zdobywcy Pucharu USA zapewne jak co roku będą więc w czubie, ale aby sięgnąć po upragniony MLS Cup, muszą przestać zawodzić w play-off.

Oprócz Seattle najwyższe notowania w West Conference mają jeszcze dwie drużyny z Kalifornii. San Jose Earthquakes to dwukrotni mistrzowie MLS i zdobywcy Supporters Shield (przyznawanej najlepszej ekipie sezonu zasadniczego) z ubiegłego roku. W ich szeregach pierwsze skrzypce gra mający polskie korzenie Chris Wondolowski, który w 2012 roku strzelił 27 goli i wyrównał rekord sezonu należący do Roya Lassitera. Dla „Wondo Boy” i spółki powtórzenie wyników indywidualnych i zespołowych z poprzedniego roku jest całkiem realne.

O dwa tytuły więcej mają obrońcy trofeum, piłkarze Los Angeles Galaxy. Dla ekipy Bruce’a Areny powtórka z rozrywki będzie o tyle utrudniona, że będzie sobie musiała radzić już bez grającego w PSG Beckhama i najlepszego gracza w historii amerykańskiego soccera Landona Donovana, który… zrezygnował z gry na czas nieokreślony z powodu przemęczenia i braku motywacji. Do czasu jego powrotu ciężar wyników spoczywać więc będzie na barkach 122-krotnego reprezentanta Irlandii Robbiego Keana, który w 2012 roku strzelił 22 gole (aż sześć w play-off) i uważany jest za głównego rywala Wondolowskiego w wyścigu o koronę króla strzelców.

Na Wschodzie w ubiegłym roku najlepszy był Sporting i wiele wskazuje na to, że i teraz kibice w Kansas City będą mieli powody do radości. Do Premiership odeszli wprawdzie Roger Espinoza i Kei Kamara, ale pozyskani w ich miejsce Benny Feilhaber i urodzony w Argentynie Ekwadorczyk Claudio Bieler powinni godnie ich zastąpić. Jeśli tylko filary drużyny, Matt Besler, Graham Zusi i duński golkiper Jimmy Nielsen, utrzymają formę z 2012 roku, to niewykluczone, że gracze Petera Vermesa obronią Puchar USA i znowu podejmą skuteczną walkę o prymat w lidze.

Murowanym kandydatem na króla strzelców będzie Chris Wondolowski (z tyłu za Iniestą)
Murowanym kandydatem na króla strzelców będzie Chris Wondolowski (z tyłu za Iniestą) (fot. własne, Jarek Moczerniuk)

Drużyną, której nigdy nie można lekceważyć, jest Houston Dynamo. Dwukrotni triumfatorzy rozgrywek to także wicemistrzowie sprzed roku i dwóch lat. Na własnym obiekcie nie przegrali od 18 czerwca 2011 roku, czyli od 24 kolejek. O ich obliczu decydować będą przede wszystkim doświadczeni weterani: Brad Davis, Bobby Boswell, Ricardo Clark czy pozyskany z Colorado reprezentant Jamajki Omar Cummings. Dużo zależeć też będzie od graczy, którzy błysnęli formą w ubiegłym sezonie: Willa Bruina (12 goli) oraz najlepszego latynoskiego piłkarza MLS w 2012 roku Oscara Garcii. Co ciekawe, 73-krotny kadrowicz Hondurasu na koszulce nosi  napis „Boniek”, gdyż jego piłkarskim idolem jest właśnie „Zibi”.

Nowy Nowy Jork

Największą niewiadomą będzie jednak drużyna New York Red Bulls. Największy budżet, ambicje i gwiazdy – te rzeczy cechują nowojorczyków od kilku sezonów, ale w klubowej gablocie dalej hula wiatr. Po trzęsieniu ziemi, które nastąpiło po zeszłorocznym odpadnięciu z play-off, w klubie zaszły kolosalne zmiany. Odeszło kilkunastu zawodników, z pracą pożegnali się trener i główny menedżer. Obecnie stery trzyma były selekcjoner Szkocji i dyrektor techniczny UEFA Andy Roxburgh.

Na efekty pracy Szkota nie trzeba było długo czekać. Widać to szczególnie w ruchach kadrowych, bo jeszcze nigdy ekipa z Nowego Jorku nie była tak liczna. Do Henry’ego i Cahilla dołączyła trzecia gwiazda: 40-krotny reprezentant Brazylii Juninho Pernambucano, który mimo 38 lat na karku dalej jak mało kto potrafi zdobywać gole z rzutów wolnych. Obok niego o miejsce w linii pomocy walczyć będą pozyskany z Portland Eric Alexander, Północny Irlandczyk Jonny Steele oraz młodziutki Hiszpan Ruben Izquierdo. Wzmocniła się także defensywa, bo zagrają w niej teraz Kolumbijczyk Jamison Olave (najlepszy obrońca MLS w 2010 roku, mistrz z 2009) i Japończyk Kosuke Kimura (tytuł w 2010). Miejsce bramkostrzelnego Kenny’ego Coopera ma zająć były kolega klubowy Olave Argentyńczyk Fabian Espindola, a aspiracje i talent do gry w pierwszej jedenastce zgłasza także 22-letni reprezentant Kostaryki Josue Martinez.

Mimo całej gamy rutynowanych i utalentowanych zawodników nowy trener nowojorczyków Mike Petke ma twardy orzech do zgryzienia. Były gracz i ikona klubu z Harrison objął posadę zaledwie sześć tygodni przed startem ligi, co nie może wystarczyć żadnemu, nawet najlepszemu, szkoleniowcowi na odpowiednie przygotowanie przemeblowanej drużyny do sezonu. Wyniki meczów przedsezonowych nie napawają optymizmem, bo w zakończonym w ubiegły weekend Desert Diamond Cup w Arizonie Red Bulls zajęli ostatnie miejsce. Ale Henry i spółka powinni rozkręcać się z meczu na mecz i eksplodować formą późną jesienią, czyli wtedy, kiedy nadejdzie czas na play-off. W razie gdyby eksperyment nie wypalił, włodarzom klubu będzie bardzo trudno zatrzymać Henry’ego, który po odejściu Beckhama jest najlepiej opłacanych graczem w MLS. Jego obecny kontrakt, gwarantujący mu 4,5 miliona dolarów na sezon, wygasa w sylwestra 2014.

Polskie akcentyczyli nie tylko Warzycha x 2

Od lat czekamy na to, aby mocno kibicować naszym w MLS, ale w tym sezonie znowu będziemy głównie trzymać kciuki za Columbus Crew. I to podwójnie, bo wszystko wskazuje na to, że do trenera Roberta Warzychy dołączy jego syn Konrad, który wywalczył w ubiegłym roku Puchar USA w barwach Sportingu Kansas. 24-latek był w styczniu testowany przez Lechię Gdańsk, ale ostatecznie wrócił pod ojcowskie skrzydła i zdążył już zdobyć dwa gole dla Crew w zimowych sparingach.

Oprócz klanu Warzychów z uwagą śledzić będziemy kilku innych graczy z polskimi korzeniami. Kandydatem do obrony tytułu króla strzelców będzie znowu Chris Wondolowski, najlepszy snajper ligi w trzech ostatnich latach. Z Colorado do Chicago przeniósł się trzykrotny reprezentant USA Jeff Larentowicz. 29-letni pomocnik – mistrz MLS z 2010 roku – z pewnością będzie wzmocnieniem ekipy z Wietrznego Miasta. W szerokiej kadrze DC United jest 21-letni Conor Shanosky, który ma na koncie osiem występów w kadrze USA U-20. Polski paszport ma rezerwowy golkiper Philadelphia Union Chris Konopka, który dwa lata temu próbował szczęścia w białostockiej Jagiellonii. Polsko brzmiące nazwiska mają także Ben Zemanski i Ryan Kawulok z Portland, Mike Chabala z Houston, Jeb Brovsky z Montrealu, Tyler Polak z Revolution, Joe Bendik z Toronto, Bobby Warshaw z Dallas i Brad Rusin z Vancouver.

Biało-czerwone akcenty można znaleźć nie tylko wśród piłkarzy. Do sędziowania spotkań w sezonie 2013 desygnowani zostali Piotr Manikowski i Adam Wienckowski. Ten ostatni znalazł się także w gronie pięciu arbitrów, którzy obsługiwać będą finał mistrzostw CONCACAF U20 odbywających się obecnie w Meksyku.

Cosmos wraca do gry!

Na koniec kosmicznie wielka informacja o powrocie klubu legendy. Od najbliższego lata fani futbolu w Nowym Jorku będą mieli okazję do kibicowania jeszcze jednej lokalnej drużynie. W powstałej w 2011 NASL, która liczy obecnie osiem drużyn i uważana jest za drugi szczebel zawodowych rozgrywek w Ameryce Północnej, wystartuje legendarny Cosmos Nowy Jork. Dla klubu, którego honorowym prezesem jest sam Pele, a dyrektorem ds. piłkarskich Eric Cantona, będzie to powrót do prawdziwego futbolu po… 29 latach. Przez ostatnich kilka sezonów działała tam tylko szkółka i drużyna do lat 23, ale w ambitnych i rozwojowych planach jest budowa stadionu w Corona Park na Queensie i dołączenie do MLS w 2016 roku.

Obecnie w Cosmosie trwa nabór zawodników. Na testach był tam niedawno kapitan polskiej drużyny na Copa NYC 27-letni Teddy Niziołek z Clifton, NJ. Czasu jest niewiele, bo pierwsze spotkanie podopieczni byłego gracza MetroStars i reprezentacji Wenezueli Gio Savarese rozegrają 8 sierpnia z Fort Lauderdale Strikers na Shuart Stadium w Hampstead na Long Island, czyli głównej płycie Hofstra University. Szkoda, że kłopoty organizacyjne sprawiły, że drużyna nie zgłosiła się do tegorocznego Pucharu USA, dlatego na najbliższe derby z NY Red Bulls trzeba będzie poczekać przynajmniej do 2014 roku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze