Już jutro rozgrywana będzie trzecia runda Carling Cup, gdzie do gry wkraczają kluby z czołowej czwórki. Odpowiednik Pucharu Ligi jest również często nazywany „pucharem rezerwowych”, gdyż rzadko który manager decyduje się na wystawienie pierwszej jedenastki w spotkaniach z mało renomowanymi ekipami jak Hartlepool czy chociażby Swansea.
Rozgrywki te utworzono w 1961 roku, więc nie są chociażby w połowie tak stare jak Puchar Anglii. Początkowo udział w nich brać mogły tylko drużyny z Premier League. Potem stopniowo powiększano liczbę uczestników. Teraz udział biorą łącznie 92 zespoły, aż po League Two. Najwięcej razy do góry to trofeum wznosili piłkarze Liverpoolu, bo aż siedmiokrotnie. Jednak w tamtym sezonie triumfował Tottenham Hotspur, który po dogrywce pokonał w finale Chelsea Londyn 2:1 i choć połowicznie powetował sobie całkiem nieudany sezon. „Koguty” dzięki temu mogą grać w Pucharze UEFA i mierzyć się z naszą Wisłą Kraków.
Przez długi okres czasu finał był rozgrywany na Millenium Stadium w walijskim Cardiff. Teraz jednak przeniesiono najważniejszy mecz Pucharu Ligi na nowe Wembley, angielską świątynię futbolu.
Dla czołowych drużyn, choć nie tylko, Carling Cup to szansa na wypróbowanie rezerwowych czy głównie juniorów. Przoduje w tym oczywiście Arsenal Londyn z oszalałym na punkcie młodych zawodników Arsenem Wengerem. Jeżeli plotki okażą się prawdziwe, to w jutrzejszym meczu z Sheffield francuski szkoleniowiec wystawi jedenastkę, której średnia wieku będzie minimalnie przekraczać 19 lat. Ale tym jest właśnie Puchar Ligi, jak go nazwałem we wstępie – „puchar rezerwowych”. Piłkarze z pierwszego składu nie są brani pod uwagę, gdyż mają odpoczywać. Raczej niepotrzebne im są pojedynki z kopaczami z niższych lig. Wkraczają zazwyczaj dopiero w momencie, gdy rezerwowi i juniorzy dociągną drużynę chociażby do ćwierćfinału. Tak, to nie fair wobec tych drugich, ale takie są prawa Premier League. Ale to dzięki Carling Cup mieliśmy okazję obejrzeć wschodzące gwiazdy pokroju Cesca Fabregasa czy Johna Obiego Mikela, którzy obecnie są filarami swoich zespołów. Daj Boże, żeby kultura tych rozgrywek nie zmieniła się już nigdy. Mamy przecież bramkarzy w najlepszych ekipach Premiership – Łukasza Fabiańskiego i Tomasza Kuszczaka, a oglądać ich głównie możemy właśnie w Football League Cup.
A jak będzie to wyglądało w tym sezonie? Bukmacherzy największe szanse na końcowy triumf dają Chelsea Londyn, a zaraz za nią plasuje się Manchester United. „Czerwone Diabły” mają dosyć trudną przeprawę, bowiem na Old Trafford podejmować będą Middlesbrough. Jednak nawet Liverpool nie może być pewny awansu, mimo że podejmuje słabiutkie Crewe. Te rozgrywki mają to do siebie, że są często grobowcem dla najlepszych klubów, po prostu lekceważących swoich rywali, dla których z kolei to jedyna okazja, by pokazać się i zaistnieć w całej piłkarskiej Anglii.
Mimo że to dopiero trzecia runda, stadiony i tak będą wypełnione po brzegi. Nie tylko kibicami, ale scoutami i managerami z innych klubów, którzy będą wypatrywać potencjalne nowe nabytki. Aż żal na nich patrzeć, bowiem w Polsce nie ma takiej piłkarskiej kultury. Owszem powstał Puchar Ekstraklasy, jednak jest on traktowany śmiesznie zarówno przez trenerów, jak i kibiców, którzy omijają go szerokim łukiem. A szkoda, bowiem spotkania często stoją na niezłym poziomie, a młodzi zawodnicy dodają odświeżający powiew całej naszej szarej piłce.
Carling Cup, trzecia runda, już od jutra, od 20:45 czasu polskiego. Zobaczcie, a zapewne sami się do niego przekonacie.