Rollercoaster emocji, czyli jednym słowem Szwajcaria


26 czerwca 2014 Rollercoaster emocji, czyli jednym słowem Szwajcaria

O Szwajcarii mówi się jako o kraju słynącym z precyzji. Tak więc i plany tego kraju dotyczące mistrzostw świata musiały być konkretne. Najpierw wyjście z grupy, a potem zajście jak najdalej. To pierwsze już jest. Pozostaje pytanie na jak wiele stać „Helwetów”.


Udostępnij na Udostępnij na

Doliczona radość

Piętnastego czerwca o 13:00 czasu lokalnego w stolicy Brazylii na placu boju pojawili się piłkarze Szwajcarii i Ekwadoru. Dla każdego z tych młodych zawodników odsłuchanie hymnu na tak wielkim stadionie było czymś niesamowitym. Wielu z nich „odpłynęło”, a obudzili się dopiero w 22. minucie. Strzał Ennera Valencii znalazł drogę do siatki. Nie wszystko poszło tak jak powinno. Benaglio wyciągnął piłkę z siatki, a prawdziwa podróż z piekła do nieba dopiero się rozpoczęła. „Helweci” z każdą minutą nadrabiali straty, jednak niemal tak samo jak kadra Adama Nawałki bili głową w mur. Nawiązań do naszej reprezentacji jest jednak wiele więcej. Kolejne? Kibice nie przestawali wierzyć i z całych sił dopingowali swoich reprezentantów.

Radość w ekipie Szwajcarów wybuchła w trzy minuty po rozpoczęciu drugiej odsłony spotkania. Dobrą centrę z rzutu rożnego wykorzystał Mehmedi, piłkarz Freiburga. To dopiero początek znakomitych dokonań zawodników kojarzonych z niemieckiej ekstraklasy. Szalony doping trwał do 70. minuty. Ricardo Rodriguez, lewy obrońca Wolfsburga, płasko zagrał w pole karne. Nad piłką przeskoczył Xhaka, a zdezorientowani defensorzy Ekwadoru odbili jeszcze piłkę do Josipa Drmicia, który w momencie podania nie był na pozycji spalonej. Napastnik Norymbergi wpakował futbolówkę do sieci, jednak sędziowie nie uznali jego trafienia. Na  tablicy wyników wciąż widniał wynik remisowy, a spotkanie zbliżało się ku końcowi. Przedostatnia akcja – piłkarz Ekwadoru ma wystawioną piłkę w pole karne, wręcz idealna do strzału, zwleka i ostatecznie wślizgiem wybijają mu ją defensorzy. Szalona kontra. Ricardo Rodriguez wystrzelił z nią na skrzydle i wrzucił ją do wbiegającego Seferovicia. Ten wpakował ją obok bezradnego golkipera. Ekwador gwałtownie zderza się z rzeczywistością, a w czerwonych sektorach Stadionu Narodowego trwa feta. Wszyscy są w stanie ekstazy, po chwili rozbrzmiewa końcowy gwizdek. 2:1 – szczęśliwy i zasłużony koniec.

Nie do wiary, zrobiliśmy to – mówił podniecony Ottmar Hitzfeld na pomeczowej konferencji prasowej. – Nigdy nie przestaliśmy wierzyć w siebie. Jestem szczęśliwy, że kończymy to starcie z trzema oczkami, ten start możemy uznać za udany – dodał już nieco spokojniejszy, choć w głębi serca z pewnością radował się kilkanaście razy bardziej, niż był w stanie to okazać. Po sezonie kończy karierę szkoleniowca. Turniej wieńczący karierę rozpoczął się znakomicie.

Rollercoaster uczuć

Reprezentacja Polski podczas jednego z wyjazdów do Zjednoczonych Emiratów Arabskich została zabrana przez selekcjonera do parku Ferrari. Tam też nasi ligowcy pojechali na najszybszym rollercoasterze świata. „Helweci” takie atrakcje przygotowali sobie sami, nie zapłacili za nie nic, a w dodatku dostaną za nie premie. Co trzeba zrobić, by przeżyć coś takiego? Wystarczy zakwalifikować się na mistrzostwa świata. Obyśmy czekali na to jak najkrócej. Szwajcarzy doczekali tego w 2014 roku.

Do następnego spotkania Europejczyków minęło dokładnie pięć dni. Na Arena Fonte Nova w Salvadorze zawsze pada dużo bramek, podobnie jest na mistrzostwach świata. Szwajcarzy i Francuzi przeszli tym razem samych siebie. „Nati” już w siedemnastej minucie zderzyli się z twardą rzeczywistością. Czekoladę napoczął Giroud. Niespełna 60 sekund później swój pierwszy kawałek wziął Matuidi. Słodkości uszczknęli również Valbuena, Benzema i Sissoko. Dla szóstej reprezentacji świata była to silna próba charakteru. W 81. minucie na osłodę gola strzelił Dzemali. O honor kraju powalczył również gracz Borussii Moenchengladbach, Granit Xhaka. „Trójkolorowi” pokazali im ich miejsce w szeregu. Szwajcarzy byli jednak świadomi, że nie zagrali na maksimum swoich umiejętności. – To było 90 bardzo ciężkich minut dla nas. Nie byliśmy w stanie pokazać swojego potencjału. Nie zaczęliśmy fatalnie, ale dwie stracone bramki na początku podcięły nam skrzydła. Trudno wrócić w takiej sytuacji, ale nasi zawodnicy w końcu strzelili gole. Było zbyt późno, a te trafienia to było za mało – mówił Hitzfeld po spotkaniu z „Tricolores”. Jakże różne nastroje panowały w tej ekipie w tak krótkim czasie.

Możemy jedynie przypuszczać, jak mogliby wyglądać Szwajcarzy, gdyby w pierwszym spotkaniu zagrali z Francuzami i zostali pokonani w podobnym stylu. Pierwsze spotkanie decyduje o kolejnych spotkaniach. Przypomnijmy mundial w 2006 roku. Porażka Polaków z Ekwadorem bolała i dość mocno odbiła się na gorszej dyspozycji w kolejnym starciu z gospodarzem. Rok 2002. „Biało-czerwoni” zostali boleśnie pokonani przez Koreę Południową, a potem dodatkowo rozbici przez Portugalczyków. Dwukrotnie na osłodę zostało nam pokonanie USA i Kostaryki. Jestem ciekaw, jak ułożyłyby się te mistrzostwa, gdy nasza ekipa zagrałaby z tymi reprezentacjami na początku turnieju.

Shaq w nazwisku zobowiązuje

Wróćmy jednak do tematu „Helwetów”. Szwajcarzy zmotywowani przystąpili do konfrontacji z Hondurasem. Outsider grupy wyraźnie odstawał poziomem, choć nie można skłamać i trzeba im oddać wolę walki. Podopieczni Ottmara Hitzfelda szybko ruszyli do ataku, by jak najszybciej strzelić bramkę i potem jedynie kontrolować przebieg meczu. Udało się to za sprawą Shaqiriego, który pięknym uderzeniem z dwudziestego szóstego metra pokonał swojego rywala. Następnie dwukrotnie asystował mu Drmić, który w idealnym momencie dogrywał do niego piłkę.

https://www.youtube.com/watch?v=cDwFYxOo0yE

Piłkarzem spotkania z Ekwadorem i Hondurasem został Xherdan Shaqiri. O przebojowym skrzydłowym Bayernu Monachium z pewnością usłyszymy jeszcze nie raz. Po ostatnim grupowym meczu Ottmar Hitzfeld powiedział o nim, że „sam może decydować o przebiegu spotkania”. – Nawet w spotkaniu z Francją zagrał bardzo dobrze – zachwycał się selekcjoner. Ofensywny pomocnik nie dostaje obecnie zbyt wielu okazji do prezentowania swoich umiejętności na Allianz Arena, jednak po mundialu z pewnością się to zmieni.

Niepewna przyszłość

Szwajcarzy wyszli z grupy z drugiego miejsca i w 1/8 finału zmierzą się z triumfatorem grupy F, Argentyną. Po pierwszych dwóch meczach z pewnością moglibyśmy oczekiwać wyrównanego spotkania. „Albicelestes” w ostatniej kolejce zagrali jednak znakomicie, a Leo Messi zagrał wreszcie na poziomie, którego oczekują od niego kibice. Starcie z drużyną z Ameryki Południowej będzie dla nich bardzo trudne. Dlaczego?

Historia pokazuje, że Szwajcarzy na mundialu z Argentyną nigdy nie wygrali. W sześciu spotkaniach „Biało-błękitni” triumfowali czterokrotnie. Dwa razy drużyny dzieliły się punktami. W ich bataliach zobaczyliśmy razem siedemnaście bramek. Tylko trzy z nich były dziełem „Helwetów”. Pomijając aspekt statystyk, trzeba też dodać, że defensywa stojąca przed Diego Benaglio nie jest, lekko mówiąc, najsilniejsza. Djourou najlepsze lata gry ma już za sobą i obecnie spija śmietankę, będąc zawodnikiem HSV. Żaden z jego kolegów ze środka obrony nie jest również na tyle pewny, by móc przeciwstawić się silnym i szybkim przeciwnikom. Boczni gracze dają radę, jednak formacja bez pewnej czwórki graczy nic nie zdziała.

Przygoda „Helwetów” może zakończyć się już na 1/8 finału. Dobrze grająca Argentyna może mieć problem tylko wtedy, gdy sama nie zaprezentuje się na swoim poziomie. Pamiętajmy jednak, że mundial ten jest pełen niespodzianek. Może szwajcarska precyzja da radę? Podopieczni Ottmara Hitzfelda grają wesoły i ogólnie dość przyjemny futbol, a pożegnanie z brazylijskimi murawami będzie oznaczała sporą stratę. Na szczęście dla nas nie jest to Wybrzeże Kości Słoniowej, którego połowa zawodników będzie kończyć reprezentacyjne kariery. Młodzi zawodnicy już teraz dają radę, więc w 2018 z pewnością nacieszą oczy jeszcze niejednego fana piłki nożnej.

Najnowsze