Dno i dwa metry mułu. Fatalny niczym Najman w ringu. Banda pozorantów. Czy z gry naszej reprezentacji w kończącym się roku da się wyciągnąć jakieś pozytywy?
Na początek suche statystyki. Równo rok temu w rankingu FIFA zajmowaliśmy 55. miejsce. Wyprzedzała nas Libia, ale za to znajdowaliśmy się przed Jamajką. Przez rok spadliśmy 21 lokat. Całe szczęście, że jesteśmy jeszcze nad Gabonem oraz Trynidadem i Tobago, ale wyprzedzają nas takie „potęgi” jak Sierra Leone czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Skąd wziął się ten spadek?

Niby wszyscy dobrze wiemy, ale przyjrzyjmy się temu bliżej. W 2013 roku rozegraliśmy 12 spotkań (w oficjalnych terminach). Ktoś złośliwy może stwierdzić, że zaliczyliśmy progres, bo rozpoczęliśmy od porażki 0:2 z Irlandią, by zakończyć rok remisem z tym samym zespołem. Tak czy inaczej, wygraliśmy zatrważającą liczbę czterech spotkań, w tym dwa z San Marino i jedno z Liechtensteinem. Jedynym w miarę poważnym (choć wcale nie bardzo mocnym) rywalem, którego udało nam się pokonać, była Dania. Drugie 45 minut tamtego meczu to chyba najlepszy dłuższy fragment gry w wykonaniu naszej kadry w tym roku i właśnie z niego należy wyciągać jakiekolwiek pozytywy. Zacznijmy jednak (jak przystało na Polaków) od narzekania.
Przez 365 ostatnich dni w reprezentacji Polski zagrało 53 piłkarzy. Najbardziej zatrważające jest to, że praktycznie w każdym meczu na boisko wychodziło inne zestawienie obrońców. Ta sama czwórka (Wawrzyniak, Glik, Szukała, Jędrzejczyk) pojawiła się tylko dwukrotnie, dwa mecze z rzędu: z Danią i Czarnogórą. Już w 27. minucie tego drugiego starcia z boiska musiał jednak zejść Wawrzyniak, który doznał kontuzji. Trudno również dopatrywać się jakiegoś zamysłu w budowaniu zespołu, jeśli chodzi o przednie formacje. Ten sam zestaw pomocników (Krychowiak, Klich, Błaszczykowski, Zieliński, Sobota) obejrzeliśmy również tylko dwukrotnie, również w dwóch spotkaniach z rzędu: z Czarnogórą i San Marino. Akurat w tym drugim meczu nie zobaczyliśmy w pierwszym składzie Roberta Lewandowskiego, który był jednym z niewielu stałych punktów naszej reprezentacji i oprócz wspomnianego spotkania nie zagrał jeszcze w śmiesznym pojedynku z Liechtensteinem.
Pomysłu na budowę drużyny nie widać także w powołaniach. Salamon grał tylko z ogórkami pokroju San Marino. Majewski wiosną znalazł się w pierwszym składzie na mecz przeciwko Ukrainie, by potem kompletnie zniknąć. Na dwa ostatnie starcia zostali powołani Wojtkowiak, Peszko i Mariusz Lewandowski. Braku konsekwencji można już dopatrywać się u Adama Nawałki, który na poprzednie spotkania dowołał Robaka w miejsce Sobiecha, a teraz piłkarz ten nie znalazł się w kadrze ligowców. Dalej też nie mamy zastępcy dla Lewandowskiego. Raz drugim napastnikiem jest Milik, innym Sobiech, a zdarzało się, że był nim Teodorczyk. Pomieszanie z poplątaniem.
Strzeliliśmy w 12 meczach 18 bramek, przy czym straciliśmy 15. Nie wygląda to strasznie, prawda? Ale jeżeli odejmiemy mecze z San Marino i Liechtensteinem, nasz bilans to 6:14. Komentarz właściwie zbędny, bo liczby świetnie oddają stan naszej piłki. Jeśli odejmiemy wspomniane spotkania z reprezentacjami futbolowego trzeciego świata, to zobaczymy, że Lewandowski nie potrafi zdobywać bramek w reprezentacji/obowiązek strzelania goli jest rozłożony na kilku piłkarzy (niepotrzebne skreślić). Po jednym trafieniu w 2013 roku mają na koncie: Piszczek, Błaszczykowski, Klich, Sobota, Zieliński i Robert Lewandowski. Jeśli brać pod uwagę wszystkie mecze, na listę strzelców zdołali się wpisać jeszcze Rybus, Sobiech, Teodorczyk i Kosecki, a swój dorobek bramkowy powiększyli Lewandowski (dwie), Zieliński (dwie), Błaszczykowski, Piszczek i Sobota.
Nie chcąc Was jeszcze bardziej dołować przed zabawą sylwestrową (lub też po niej), przejdę do pozytywów, których niestety było niewiele. Jak wcześniej wspomniałem, wypływają głównie z towarzyskiego meczu z Danią. Okazuje się, że jeśli nie skupiamy się jedynie na zabezpieczaniu dostępu do naszej bramki, a przed obrońcami znajduje się ktoś, kto potrafi przynajmniej w sześciu przypadkach na dziesięć wykonać celne dziesięciometrowe podanie, potrafimy grać. Wielka szkoda, że nie udało nam się tego przełożyć na kolejne spotkana, ale wydaje się, że środek pomocy powinien być budowany wokół Klicha i Zielińskiego. Obaj dobrze się rozumieją, potrafią operować piłką i dobrze podawać. Ten drugi ponadto ma niezły drybling, szybkość oraz nie boi się pójść na przebój.
Kolejny pozytyw: zmiana trenera. Nie ma co ukrywać, że pomysł z Waldemarem Fornalikiem na stanowisku selekcjonera reprezentacji całkowicie nie wypalił. Co do osoby jego następcy już jednak można mieć obiekcje, bo wielu widziałoby w roli prowadzącego naszych piłkarzy kogoś z uznanym nazwiskiem za granicą, kto postawiłby do pionu gwiazdy z Robertem Lewandowskim na czele. Nie jest tajemnicą, że w reprezentacji istnieją mniejsze i większe grupki, które nie do końca darzą się sympatią. Poprawie atmosfery w zespole nie pomagały liczne afery – jak te ostatnie, gdy gwiazdor BVB miał odmówić udziału w nagrywaniu reklamy jednego z głównych sponsorów albo Mateusz Klich na Twitterze wydawał 40 tysięcy zakazów stadionowych.
Najgłośniej i najdłużej (bo aż do dziś) rozprawia się jednak o Obraniaku. Polski (?) pomocnik Bordeaux uznał w pewnym momencie, że w kadrze Fornalika nie zagra. Tym samym właściwie stracił ostatnich obrońców, którzy widzieli sens powoływania Obraniaka do polskiej kadry, pomimo jego nieznajomości naszej mowy ojczystej oraz niesnasek z partnerami z drużyny. Adam Nawałka niby widziałby go z powrotem w reprezentacji, a sam zainteresowany znowu zrobił wokół siebie dużo szumu, udzielając wypowiedzi, w której stwierdził, że znajomość języka polskiego nie jest mu potrzebna. Miejmy nadzieję, że ten rok był dla niego ostatnim w kadrze.
Ostatnia pozytywna rzecz wynikająca z wydarzeń mijającego roku: gorzej już być nie może. Po prostu. Jesteśmy na dnie, mimo że nasz potencjał wskazuje coś innego. Karta musi się kiedyś odwrócić i nadchodzący rok powinien być dla naszej reprezentacji lepszy. W końcu Lewandowski zacznie strzelać, Krychowiak podawać, a Boenisch pilnować rywali. Tego sobie i Wam życzę w 2014 roku.
Haha wyprzedzają nas takie potęgi na serio ?
Kopacze z Polski nigdy nie dorównają najwiekszym.