To miało być spotkanie, dzięki któremu któraś z grających w nim drużyn odbije się od dna. Piłkarze dali z siebie wszystko i pokazali to, na co było ich dzisiaj stać. Niestety, pomimo ogromnego wysiłku, wynik nie satysfakcjonuje żadnej ze stron.
Szczególnie na dzisiejszym spotkaniu zależało podopiecznym Olega Błochina. FK Moskwa pod wodzą jednego z największych piłkarzy w historii rosyjskiego futbolu mieli przełamać niemoc z czasów Leonida Słuckiego i wreszcie sięgnąć po upragnione mistrzostwo. Po pierwszych trzech nieudanych meczach w pojedynku z imiennikiem z Chimek zespół gospodarzy miał sięgnąć po pierwsze w tym sezonie 3 punkty. Historia jednak uczyła, że pokonanie zeszłorocznego beniaminka do najprostszych należeć nie będzie. W poprzednim pojedynku tych zespołów na stadionie imienia Eduarda Strielcowa padł wynik korzystny dla gości.
Na początku zaatakowali gospodarze. Przeprowadzili kilka groźnych akcji, jednak dobrze spisywała się defensywa Chimek dowodzona przez byłego gracza krakowskiej Wisły, Nikolę Mijailovcia. Drużyna gości jednak nie zamierzała murować dostępu do własnej bramki, kontrując od czasu do czasu. To jednak gospodarze bardziej naciskali i na 11 minut przed końcem pierwszej połowy los się do nich uśmiechnął.
W 34. minucie nastąpiło 180 sekund, które wstrząsnęło piłkarzami Slavoljuba Muslina. Wtedy to na listę strzelców wpisał się Hector Bracamonte, nie dając szans Romanowi Bieriezowskiego. Po trzech minutach golkiper reprezentacji Armenii po raz drugi sięgnął po piłkę do siatki, a swoje premierowe trafienie w Premier Lidze zaliczył Argentyńczyk Maxi Lopez.
To były dwa powalające ciosy, jednak ekipa gości się z nich podniosła i tuż przed przerwą zdobyła kontaktowego gola. Błędy moskiewskiej obrony, w której zabrakło zdyskwalifikowanego za czerwoną kartkę Mariusza Jopa wykorzystał Eldar Nizamutdinow, dla którego była to już trzecia bramka w obecnym sezonie.
Po przerwie sytuacja na boisku nieco się wyrównała przeważał FK Moskwa, ale rywale poczynali sobie coraz śmielej. Gospodarze marnowali kolejne okazje, dobrze spisywali się obrońcy z Chimek, udanie interweniował Bieriezowski. Z czasem podopieczni Błochina zaczęli słabnąć, a były selekcjoner reprezentacji Ukrainy postanowił bronić wyniku. Taka taktyka na ogół bywa zgubna i w tym przypadku to stwierdzenie akurat się sprawdziło. Chwila nie uwagi, a zastępujący Jurija Żewnowa Anton Amielczenko skapitulował po raz drugi, a katem Moskwy okazał się Aleksandr Antipienko.
W końcówce mecz się zaostrzył. Na za wiele pozwolili sobie Hubnik i Godunok, którzy zostali ukarani żółtymi kartkami. Dla tego drugiego była to już druga taka kara i musiał opuścić boisko.
Dla obu drużyn wynik nie może być satysfakcjonujący. Nie mogą powiedzieć o zyskaniu punktu, bardziej o stracie dwóch. W tej sytuacji w raczej trudniejszej sytuacji znajdują się dzisiejsi gospodarzy, których w najbliższym czasie czekają wyjazdowe starcie z Amkarem i domowe z Dynamem. Chimkom powinno być łatwiej. Co prawda, za tydzień do podmoskiewskiej miejscowości przyjeżdża lider z Kazaniu, ale tydzień później zmierzą się w Jarosławlu z nienajsilniejszym Szinnikiem.