Reina pomaga MU


Rozstrzygnięcie najciekawszego spotkania 29 kolejki PL przyszło dopiero w piątej minucie doliczonego czasu gry. Man Utd pokonał na Anfield Liverpool i umocnił swoją pozycję lidera. Z kolei na drugim biegunie West Ham po dramatycznym meczu przegrał z Tottenhamem.


Udostępnij na Udostępnij na

Mecze Liverpoolu z Manchesterem United to już prawdziwa historia. Gdyby odnieść się tylko do najnowszej, trzeba sięgnąć kilka lat wstecz, kiedy to „The Reds” za każdym razem ogrywali piłkarzy Fergusona, czy to na Anfield, czy też na Old Trafford. Bohaterem tamtych dni był były piłkarz z miasta Beatlesów – Danny Murphy, który raz po raz pogrążał bramkarzy największego rywala. Następnie, czasy już prawie najnowsze, to nasz Jerzy Dudek podarował kilka punktów „Czerwonym Diabłom”. W pamięci każdego kibica pozostała bramka Diego Forlana, przy której nasz golkiper wyraźnie się nie popisał. Teraz jednak nie gra absolutnie żaden z nich, jedynie Dudek pozostał w klubie, a historię kreują nowi zawodnicy. A konkretnie… Pepe Reina, który zgodnie poszedł w ślady naszego bramkarza i podarował zwycięstwo w ostatnich sekundach spotkania. Ale wróćmy do początku. Mecz zdecydowanie nie sprostał mianu „hitu kolejki”, na boisku działo się zdecydowanie za mało. Przewagę przez większość spotkania mieli gospodarze, piłka po strzałach Bellamy’ego czy Croucha powinna wpaść do siatki, jednak świetnie za każdym razem interweniował van der Sar. Mimo naporu, który wzrastał z każdą minutą i wyrzuceniu z boiska Paula Scholesa (próbował uderzyć Xabiego Alonso), „The Reds” nie potrafili rozstrzygnąć spotkania na swoją korzyść. Zrobili to w końcu goście, na spółkę z Jose Manuelem Reiną. Już w doliczonym czasie gry z rzutu wolnego dośrodkowywał Cristiano Ronaldo, Hiszpański bramkarz wybił fatalnie piłkę wprost pod nogi O’Shea, a wcześniej wprowadzony zawodnik strzałem pod poprzeczkę utrzymał dystans dzielący swoją drużynę od Chelsea Londyn. Mina Jerzego Dudka mówi sama za siebie: cyniczny uśmiech. Gospodarze opromienieni zwycięstwem nad Barceloną tym razem za słabi na swoim krajowym podwórku.

To potknięcie Liverpoolu wykorzystał Arsenal, który ma teraz tylko punkt straty do trzeciej drużyny w tabeli i aż dwa zaległe spotkania. „Kanonierzy” bez większych problemów pokonali na własnym stadionie Reading. Na bramki jednak musieliśmy poczekać aż do drugiej połowy, bowiem wcześniej do pustej bramki nie trafił Cesc Fabregas, który w sobotę zaliczył naprawdę fatalny występ. O wyniku przesądzili Brazylijczycy. Najpierw z rzutu karnego trafił Gilberto Silva, a potem, po ładnej indywidualnej akcji wynik podwyższył Julio Baptista, który zaczyna się zadomawiać w Londynie i w pierwszej „11”. Na krótko przed zakończeniem spotkania zaskoczył wszystkich ponownie Fabregas, który tym razem nie miał najmniejszych problemów z umieszczeniem piłkie we… własnej bramce.

Drużyna Charlton Athletic rozgrywała kolejne spotkanie z innym outsiderem ligi i po raz kolejny nie dała się pokonać, choć goście przegrywali już po 20 minutach 0:2 z Watford na Vicarage Road. Niezły występ zaliczył Darren Ambrose. Był bardzo aktywny przez całe spotkanie, a w kulminacyjnym momencie wykorzystał dośrodkowanie Dennisa Rommedahla i wyrównał wynik meczu. Drużyna z Londynu nadal traci do bezpiecznej pozycji sześć punktów, którą obecnie okupuje Manchester City mając jeszcze w zanadrzu dwa zaległe spotkania. Jednak „Citizens” notują obecnie fatalną formę. W pięciu ostatnich spotkaniach wywalczyli zaledwie punkt i widmo awansu stało się bardzo realne.

Chelsea po niezłym meczu uporała się z Portsmouth, które spadło już na 9. pozycję w tabeli. Didier Droga trafił do siatki po raz 18 i jeżeli Crisitano Ronaldo nie dotrzyma mu kroku, co wątpliwe, to reprezentant WKS będzie mógł odebrać nagrodę dla najlepszego strzelca Premier League, która od kilku sezonów dzierży Thierry Henry.

Niedziela w Premiership to dwa zwycięstwa gości. Ostatnio bardzo modne są dublety z rzutów karnych. Przed tygodniem dwie bramki z „wapna” ustrzelił Robbie Fowler, tym razem jego wyczyn powtórzył Benny McCarthy, notując odpowiednio 11 i 12 trafienie w lidze. Oba dały zwycięstwo nad „Kłusakami”, dla których honorową bramkę zdobył Nicolas Anelka. Wynik może być dość sporym zaskoczeniem, ale ekipa Blackburn znana jest z nieobliczalnej formy. Bolton gubi z kolei punkty i o czwartym miejscu może już pomarzyć, ale z utrzymaniem piątej lokaty nie powinni mieć większych problemów, bowiem reszta drużyn również złapała małą zadyszkę.

Mianem wielkiego dramatu i kapitalnego spotkania śmiało można określić derby Londynu pomiędzy West Ham a Tottenham. „Młoty” spisują się od jakiegoś czasu katastrofalnie, okupując ostatnią pozycję w tabeli. Ich spadek jest już praktycznie przesądzony. Jednak w niedzielnym meczu pokazali wielkie zacięcie i na przerwę schodzili nawet z prowadzeniem 2:0. Na uwagę zasługuje dopiero (!) pierwsze trafienie w lidze Carlosa Teveza. Diamentowi z Argentyny wyraźnie nie służy wyspiarskie powietrze i już nikt nie może patrzeć, jak ten wielki talent zatraca się w ekipie z Londynu. Tottenham ostatnio strzela sporo i to potwierdził w tym spotkaniu demonstrując fenomenalną końcówkę. W 89. minucie wyrównał na 3:3 strzałem z rzutu wolnego Dimitar Berbatov a w doliczonym czasie gry, po wzorowym kontrataku, piłkę w siatce umieścił Stalteri.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze