Redaktorzy Afryka.org o PNA2008


Puchar Narodów Afryki 2008 przeszedł już do historii, choć emocje po tym wspaniałym turnieju na Czarnym Lądzie jeszcze nie opadły. Pasjonaci afrykańskiego futbolu z przyjemnością wspominają najciekawsze momenty tegorocznych Mistrzostw Afryki, których przecież nie brakowało. W europejskiej prasie nadal pojawiają się słowa uznania dla Egipcjan, którzy ciężką pracą i znakomitą organizacją po raz drugi z rzędu zdobyli najcenniejsze trofeum piłkarskie w Afryce. Podczas ghańskiego turnieju nie zabrakło również polskiego akcentu – Henryka Kasperczyka, lecz jego przygoda z XXVI edycją PNA trwała nadspodziewanie krótko. Specjalnie dla iGol.pl na obszerną i niezwykle ciekawą rozmowę podsumowującą PNA 2008 zgodzili się eksperci od afrykańskiego futbolu i redaktorzy działu sportowego serwisu Afryka.org – Łukasz Kalisz i Piotr Chmielewski.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak ocenisz tegoroczny Puchar Narodów Afryki? Czy w porównaniu z poprzednimi edycjami poziom afrykańskiego turnieju podniósł się, czy też może obniżył?

Łukasz Kalisz: Widać zdecydowanie rozwój afrykańskiej piłki. Co ciekawe, z jednej strony europejscy trenerzy, coraz lepsze wyszkolenie taktyczne i organizacja gry – triumf Egiptu jest chyba najlepszym dowodem – a z drugiej coraz wyraźniej widać to, co najpiękniejsze w afrykańskim futbolu, czyli bramki. Średnia goli 3,1 na mecz, to chyba w ogóle najwyższa średnia w historii, na pewno w czasie mojego kibicowania, czyli od ostatnich piętnastu lat. Dziwne jest to, że ci „wspaniali europejscy trenerzy” zupełnie nic nie pokazali. Berti Vogts, którego Nigeria zagrała katastrofalny turniej, wziął do Ghany fatalny skład. Otto Pfister, który mimo że doszedł do finału, udowodnił swoją kompletną nieznajomość drużyny. Miejmy nadzieję, że do następnego mundialu zdąży lepiej poznać zespół i wykorzystać jego potencjał. Najlepsze wrażenie zrobił chyba Le Roy, który jednak nie potrafił wykrzesać z Ghańczyków tego, czego od zawsze im najbardziej brakowało – skuteczności. A kto triumfował? Afrykańczycy! Shehata i Gonscalves. Pierwszego chyba nie trzeba tłumaczyć. To dość kontrowersyjna postać, ale jednak zdobył z jedną drużyną dwa lata z rzędu sięgnął po tytuł mistrzowski. To coś znaczy. Drugi stworzył w Angoli naprawdę dobry zespół, który za dwa lata będzie mógł powalczyć o najwyższe laury. I widać, że oni umieją pracować z rodakami, że świetnie rozumieją piłkarzy i ich sposób gry, czego nie można powiedzieć o Europejczykach, którzy wyglądali czasem jak najemnicy, brzydko mówiąc „odrabiający pańszczyznę”.

Jak wyglądała organizacja XXVI edycji Mistrzostw Afryki?

Łukasz Kalisz: No cóż, tutaj mogło być lepiej. Jeśli chodzi o same mecze, to wszystko było w jak najlepszym porządku. Warto podkreślić zupełnie dobry poziom sędziowania w oparciu głównie o afrykańskich arbitrów, którzy czasem byli wspierani „azjatyckimi posiłkami”. Jeśli chodzi o inne aspekty, to oprócz drobnych incydentów, jak np. podebranie przez Kameruńczyków czarterowego samolotu Egipcjanom przed pierwszym meczem grupowym, wszystko przebiegało bez większych wpadek. Relacje telewizyjne były na świetnym poziomie. Najgorzej sprawa przedstawiała się z dystrybucją biletów.

Czy triumf reprezentacji Egiptu w tegorocznym PNA jest niespodzianką, czy też rezultatem, który był do przewidzenia jeszcze przed rozpoczęciem turnieju?

Łukasz Kalisz: Szczerze powiem, że dla mnie to spora niespodzianka. Przed turniejem reprezentacji Egiptu nikt nie traktował poważnie. Tytuł sprzed dwóch lat zdobyli na własnych boiskach, nie bez udziału sędziów. Nie spodziewałem się, że ta drużyna zrobiła aż takie postępy. Ale wydaje mi się, że jest to zwycięstwo zasłużone i wypracowane. Myślę, że to niedocenianie Egiptu wiązało się przede wszystkim z faktem, że „Faraonowie” nie awansowali do ostatnich Mistrzostw Świata. Poza tym w finałach w Niemczech mogliśmy oglądać wcale nie potentatów jak Kamerun czy Nigerię, ale dotychczasowych średniaków – Togo, Angolę, oraz rosnące w potęgę Ghanę i Wybrzeże Kości Słoniowej. Wśród takiego bogactwa drużyn „Czarnej Afryki”, Egipt przeszedł w cień. I taka rola bardzo im widać odpowiadała. Przed turniejem nie postawiłbym na Egipt. Ale już po pierwszym meczu widać było, że powalczą z najlepszymi.

Kto był rewelacją, a kto największym rozczarowaniem XXVI edycji Pucharu Narodów Afryki?

Łukasz Kalisz: Rewelacją był chyba jednak Egipt. Co tu dużo mówić, pokonali wszystkich. Z naszpikowanym gwiazdami Wybrzeżem Kości Słoniowej wygrali 4:1. Z legendarnym Kamerunem wygrali dwa razy. I jeszcze ćwierćfinał z Angolą, która naprawdę ma duży potencjał. I szczerze mówiąc, to by było na tyle jeśli chodzi o pozytywne zaskoczenia. Ja jeszcze wymieniłbym RPA, które mimo, że nie wygrało meczu, również pokazało spory potencjał. Mam nadzieję, że za dwa lata udowodnią wartość swojej drużyny, bo jest to młody, perspektywiczny zespół, ze świetnym trenerem, sporymi możliwościami i ambicją. Trzymam za nich kciuki. Jeśli chodzi o negatywne zaskoczenia, to na pewno są nimi:
Nigeria – drużyna zniszczona przez trenera.
Mali – nie wiedzieć czemu coś nie zadziałało; Kanoute zupełnie bez formy podobnie jak reszta piłkarzy.
Gwinea – spory potencjał, dobry bramkarz bez klubu, i brak przełożenia na wyniki.
Senegal – tu chyba trzeba wiele zmienić. Zaczęto od trenera, ale wydaje się, że przyczyny tej porażki leżą głębiej. Czas chyba zapomnieć o zwycięstwie nad Francją z Korei i Japonii, i zacząć budować nową drużynę. Obawiam się, że na 2010 może być już za późno.

Przeciętna frekwencja na trybunach Ohene Djan Sports Stadium podczas meczu finałowego była zaskoczeniem?

Łukasz Kalisz: To bardzo przykra sprawa. Przecież dotyczyło to nie tylko meczu finałowego, ale praktycznie wszystkich spotkań, nawet tych, w których grali gospodarze. Rozmawiałem z ghańskimi kibicami i mówią, że sprawa jest złożona. Po pierwsze chodzi oczywiście o ceny, które były za wysokie. Ale tego już za cztery lata pewnie boleśnie sami doświadczymy. Poza tym, katastrofalny był system dystrybucji biletów, których praktycznie nie można było kupić bezpośrednio. Sprzedawano one były pośrednikom, oraz różnego rodzaju organizacjom i instytucjom, a zwykły kibic nie mógł ich w normalny sposób dostać. Wszystko było zblokowane przez „koników”, którzy oczywiście sprzedawali wejściówki kilka razy drożej. Co ciekawe, wszystkie bilety zostały sprzedane, także problemy zaistniały gdzieś pomiędzy CAF a konkretnymi kibicami. Warto zauważyć, że spora była różnica miedzy frekwencją na pierwszej i na drugiej połowie. To z kolei wiązało się ze zwyczajem, – popularnym skądinąd kiedyś w moim rodzinnym Olsztynie, kiedy to Stomil grał w pierwszej lidze – na drugą połowę stadionowe bramy były już otwierane i można było wchodzić bez biletów. W Ghanie podobno sytuacja była analogiczna.

Henryk Kasperczyk zrezygnował z funkcji selekcjonera reprezentacji Senegalu już po drugim spotkaniu fazy grupowej. Czy nie była to zbyt pochopna decyzja doświadczonego, polskiego szkoleniowca?

Piotr Chmielewski: Jak sam zauważyłeś, Henryk Kasperczak to bardzo doświadczony szkoleniowiec. Na afrykańskim futbolu „zjadł zęby”, pracował z wieloma federacjami i odnosił sukcesy, choć przytrafiały mu się też porażki. Reprezentację Senegalu prowadził od dwóch lat, więc to on najlepiej wie, jaka była atmosfera w drużynie, jakie sygnały płynęły od oficjeli i jaką decyzję należało podjąć. Jeśli zdecydował się odejść, najwyraźniej było to najlepsze rozwiązanie.

Kiedy afrykańskie reprezentacje nawiążą wyrównaną walkę ze światową czołówką i odegrają znaczącą rolę na Mundialu?

Piotr Chmielewski: Co do pierwszej części pytania, to w mojej opinii afrykańskie reprezentacje już nawiązały wyrównaną walkę ze światową czołówką. Wystarczy wspomnieć ostatni Mundial w Niemczech i mecze Ghany z Czechami i Włochami, bądź Wybrzeża Kości Słoniowej z Argentyną czy Holandią. Nie wszystkie z tych pojedynków okazały się dla Afrykańczyków wygrane, lecz w każdym z nich walczyli jak równy z równym. Co więcej, już dużo wcześniej reprezentacje z Afryki potrafiły grać z najlepszymi np. Kamerun na Mistrzostwach Świata w 1990 roku wygrał z Argentyną, która potem zdobyła srebrny medal na tym samym turnieju. Dlatego tak bardzo istotna jest druga część pytania: kiedy wreszcie dobra gra i pojedyncze zwycięstwa przełożą się na sukces w całym turnieju? Bardzo prawdopodobne, że stanie się tak już na najbliższych Mistrzostwach Świata. Co prawda z taką opinią można było się spotkać przed każdym Mundialem, począwszy od roku 1990. Są jednak powody, by sądzić, że rok 2010 okaże się w tej kwestii przełomowy. Mistrzostwa po raz pierwszy rozegrane będą w Afryce. Gdy weźmiemy pod uwagę solidarność afrykańskich kibiców, będzie to równoznaczne z tym, że w RPA każda drużyna z Afryki będzie się czuła jakby grała u siebie i w pewnym sensie rzeczywiście tak będzie. Poza tym afrykańskie reprezentacje z roku na rok wykonują coraz większy postęp, zarówno pod względem prezentowanej taktyki, jak i przygotowania kondycyjnego do wielkich imprez. Co więcej, Afryka nigdy wcześniej nie miała tylu wielkich piłkarskich indywidualności, które są w stanie poprowadzić drużynę na sam szczyt. To wszystko pozwala mieć nadzieje, że rok 2010 w futbolu będzie należał do Afryki.

Najlepszym Piłkarzem Afryki w 2007 roku został Frederic Kanoute, co wywołało wiele kontrowersji. Waszym zdaniem CAF podjęła słuszną decyzję przyznając nagrodę malijskiemu napastnikowi?

Piotr Chmielewski: Największym błędem CAF-u była organizacja ceremonii wręczania nagród w czasie trwania turnieju w Ghanie. Dalsze komplikacje to tylko konsekwencje tej decyzji. Niemniej jednak uważam, że z dwojga złego lepiej było przyznać nagrodę nieobecnemu Drogie. Na ceremonii wręczenia nagród była przecież jego żona, która mogła odebrać statuetkę. I chodzi tu tylko o konsekwencje w działaniu CAF-u, który najpierw właśnie temu piłkarzowi przyznał nagrodę. Nie zmienia to faktu, że Kanoute to świetny piłkarz, dla którego rok 2007 był najlepszy w karierze – pod jego przywództwem Malijskie Orły awansowały do finałów Pucharu Narodów Afryki, w lidze hiszpańskiej strzelił 21 bramek i zdobył z Sevillą Puchar UEFA.

Działacze europejskich klubów stale narzekają na termin rozgrywania PNA. Czy FIFA wraz z CAF rozpatruje możliwość przeprowadzania Mistrzostw Afryki dopiero po zakończeniu sezonu w najsilniejszych rozgrywkach europejskich?

Piotr Chmielewski: Dyskusje nad przesunięciem rozgrywek Pucharu Narodów Afryki na koniec sezonu lig europejskich miałyby rację bytu, gdyby takie rozwiązanie było w ogóle wykonalne. Tymczasem w wielu krajach Afryki pora deszczowa przypada właśnie na ten okres, co wyklucza granie w piłkę. Jeśli menadżerom europejskich zespołów tak bardzo zależy na grze afrykańskich zawodników we wszystkich meczach ich klubów, to niech postarają się o zmianę terminarza ligowych rozgrywek. Za piłką klubową stoją coraz większe pieniądze, co zaognia konflikt między najbardziej wpływowymi (czyt. bogatymi) klubami a narodowymi reprezentacjami, i to nie tylko tymi z Afryki. Jednak moim zdaniem w przypadku terminu Pucharu Narodów Afryki żadne ustępstwa na rzecz lig europejskich nie wchodzą w grę.

Przygotowania do kolejnych Mistrzostw Afryki, które odbędą się w Angoli, przebiegają zgodnie z planem?

Piotr Chmielewski: Angola to kraj, który przez trzydzieści lat był gnębiony wojną. Dopiero od 2002 roku sytuacja jest tam stabilna i wszystko zaczyna zmieniać się ku lepszemu. Dlatego organizacja tak dużej imprezy to dla Angoli, z jednej strony wielkie wyzwanie organizacyjne, a z drugiej olbrzymia szansa na pozytywną promocję i bodziec dla rozwoju gospodarczego, podobnie jak EURO 2012 dla Polski. Angolczycy zrobią wszystko co w ich mocy, by impreza okazała się dużym sukcesem, a ja wierzę, że im się to uda. Szczególnie wobec pozytywnych sygnałów płynących od oficjeli CAF-u, którzy monitorują przygotowania Angoli do PNA 2010.

Egipcjanie potwierdzili swoją dominację na Czarnym Lądzie. Będzie ich stać w 2010 roku na wywalczenie trzeciego z rzędu mistrzostwa Afryki?

Piotr Chmielewski: Egipt z roku na rok gra coraz lepiej. To wielki triumf trenera Shehaty, który za cel postawił sobie stworzenie z reprezentacji kolektywu, nawet kosztem utraty wielkich indywidualności, jak Mido czy Mohammed Zidan. Egipcjanie nie potrzebują gwiazd z europejskich boisk. Ich sukces nie jest oparty na żadnym konkretnym zawodniku, lecz na grze całego zespołu. Dlatego kluczowy dla ich dyspozycji w 2010 roku będzie proces przygotowawczy do turnieju. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem ojca ich sukcesów – Hassana Shehaty, to „Faraonowie” na boiskach Angoli będą jednym z głównych faworytów do zwycięstwa. Należy jednak pamiętać, że jak do tej pory żadnej drużynie nie udało się zdobyć Pucharu Narodów Afryki trzy razy z rzędu.

Serdecznie dziękuję za rozmowę, a także za czas, który mi poświęciliście.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze