Raków Częstochowa dopiął swego. Dwa lata temu lepsza była Legia Warszawa, rok temu na samym finiszu na tron wskoczył Lech Poznań, ale w tej kampanii ani jedni, ani drudzy nie byli w stanie stanąć na drodze „Czerwono-niebieskich” do pierwszego mistrzostwa Polski.
„Medaliki” mają zapewniony złoty kruszec na trzy kolejki przed końcem sezonu 2022/2023. Częstochowianie nie zdołali samodzielnie postawić kropki nad „i”, przegrywając w Kielcach z Koroną 0:1, ale z odsieczą ruszyła… Pogoń Szczecin, która pokonała Legię Warszawa 2:1 i odebrała jej resztę nadziei.
Tym samym skromny klub, który jeszcze do niedawna mógł się poszczycić jedynie czterema sezonami w najwyższej lidze oraz finałem krajowego pucharu w latach 50., zdobywa piąte i tym razem najcenniejsze trofeum od powrotu do elity przed czterema laty.
Najsilniejsi od lat
Dokonał się gigantyczny sukces. Drużyna spod Jasnej Góry nie tylko zapisała kolejny akt niesamowitej podróży od środka tabeli trzeciego szczebla, co prawda ostatni pod wodzą tego, który ją zapoczątkował – trenera Marka Papszuna, ale również absolutnie zdominowała tegoroczne rozgrywki i może z optymizmem zerkać w przyszłość.
Tak silnego mistrza nie mieliśmy od piętnastu lat. Ekipa częstochowian ma średnią punktową grubo ponad dwa oczka na mecz, zdobywa zdecydowanie najwięcej bramek, bo jako jedyna kręci się wokół dwóch trafień na spotkanie, i ma potężną, rosnącą przewagę pod względem liczby goli straconych, zachowując czyste konto w większości starć.
W odróżnieniu od stanu faktycznego w zeszłym sezonie w zespole nowych mistrzów Polski żaden z piłkarzy nie wybijał się jakością i swoim wpływem na grę drużyny ponad resztę. Jednocześnie próżno było szukać słabszych elementów w całej układance. Każdy z piłkarzy i członków bardzo mocno rozbudowanego sztabu trenerskiego dołożył do tego sukcesu swoją równą cegiełkę.
Stadion i Europa kluczem do dalszych bram
Raków Częstochowa jest także wzorcowym przykładem, że trzeba inwestować w zespół. Władze klubu regularnie podejmowały ryzyko i stopniowo zwiększały wkład potrzebny do osiągania wielkich rzeczy. Podobnie jak na boisku postępowano z dużą precyzją, tak aby nie zburzyć tego, co zostało postawione i dołożyć jeszcze coś więcej. Mimo mało sprzyjających warunków.
Bo niestety w przeciwieństwie do każdego z działów personelu, począwszy od osób odpowiedzialnych za marketing, przez grupę ludzi ułatwiających funkcjonowanie najistotniejszych postaci, skończywszy na organizacji i planowaniu, za niewiarygodnym rozwojem sportowym nie nadążyły władze miasta. Niemal dwa lata gry w Bełchatowie po awansie na szczyt, spotkania eliminacyjne LKE w Bielsku-Białej i możliwe mecze Ligi Mistrzów w Sosnowcu.
To przykra rzeczywistość dla częstochowskich działaczy, jak i miejscowych kibiców, którzy od niepamiętnych czasów walczą o godny obiekt. Jak powszechnie wiadomo, utrudnia to pozyskiwanie większych środków z dni meczowych, a zapotrzebowanie na piłkę nożną rośnie w świętym mieście z każdym dniem. Pozostaje wierzyć, że zdobyte trofeum przyspieszy napływ pozytywnych informacji w tej sprawie ze strony włodarzy Częstochowy.
Istotnym elementem będą też występy w europejskich pucharach. Korzystne rezultaty osiągane na arenach międzynarodowych w dużym stopniu wpływają na dostępny budżet i środki przeznaczane na dopracowywanie aspektów funkcjonowania klubu.
Jak na razie Rakowowi w dwóch podejściach nie udało się awansować do fazy grupowej którejś z lig Starego Kontynentu. Dwukrotnie byli tego blisko, ale dwukrotnie nie dojechali do celu na ostatniej prostej. Za pierwszym razem zabrakło 45 minut, za drugim 30. Rodzi się jednak pytanie: skoro mistrzostwo Polski zdobyto za trzecim podejściem, to może w tym przypadku również do trzech razy sztuka?
***