Dzisiejszego wieczoru Lech ponownie stanie naprzeciw FC Basel. Mistrzowie Szwajcarii zwyciężyli w pierwszym spotkaniu 3:1 i kurs na ich awans do następnej rundy jest tak niski, że nie warto na to postawić choćby złotówki. Jednak Lech ma swoje do ugrania w tym meczu. Mimo że jest to rywalizacja w systemie pucharowym, kluczowe dla polskiego klubu są czekające na zwycięzcę punkty.
Każdy z nas miał w dzieciństwie swojego piłkarskiego idola. Nic w tym dziwnego, kibice piłki w końcu po to ją oglądają, by z podziwem móc zerkać czy to na lokalnych, czy na globalnych bohaterów. Rzadko kiedy słyszymy jednak, by to klub piłkarski wieszał plakat innej drużyny na ścianie.
Tak – w sensie metaforycznym, oczywiście – jest właśnie w Poznaniu, gdzie o FC Basel mówi się jako o organizacji, z której warto czerpać wzorce. Szefostwo klubów zdążyło się już dobrze poznać, swój czas na nauce spędził też w Bazylei były kierownik drużyny mistrza Polski, Dariusz Motała, a i sam zespół skautingowy tapety służbowych komputerów zdobi wizerunkiem swojego vis-a-vis z Helvetii.
Swojego wieczorku zapoznawczego doczekali się w końcu i piłkarze tych klubów. Turniej w piłkarzyki co prawda Lech przegrał, ale zrobił bardzo dobre wrażenie, zaciekle atakując i nieustannie próbując odbiorów piłki w środkowej strefie, którą tradycyjnie już rządzili „Nummer Sieben under der Kapitan”, czyli Karol Linetty i Łukasz Trałka.
Zdaje się, że dziś możemy spodziewać się podobnego spotkania, choć o zdecydowanie innym końcowym rezultacie. Trener gospodarzy, Urs Fischer, świadom jest tego, że ten dwumecz mogą przegrać już tylko sami zawodnicy FC Basel. Lech bowiem nie ma tutaj nic do stracenia.
Po meczu w Poznaniu Samuel Waldis – dziennikarz szwajcarskiego TagesWoche.ch – powiedział:
– W Szwajcarii raczej nie wydarzy się wiele. Urs Fischer ustawi swoją drużynę tak, by ta po prostu dowiozła ten rezultat do 180. minuty tej rywalizacji. I właśnie pod tym względem będzie to spotkanie podobne to tego rozegranego w Poznaniu, gdzie FC Basel było zespołem bardziej cierpliwym, wyrachowanym i spokojnym o końcowy rezultat. Z tym że przed własną publicznością nie będzie tyle tolerancji dla błędów.
– Nie możemy pozwolić sobie na stratę bramki, bo wtedy nie wiadomo, jak to się może zakończyć – mówił wczoraj na konferencji Urs Fischer. W Poznaniu wszyscy na to liczą, choć nadziei na awans do następnej rundy wielkich nie ma. Lech musiałby przecież wygrać 3:0 bądź wyrównać wynik z Poznania i awansować po doliczonym czasie gry lub serii rzutów karnych. Jednak strzelona przez poznaniaków bramka przybliżałaby ich do pośredniego celu nie tylko nadchodzącego meczu, ale i całej kampanii w europejskich pucharach – ciułania punktów do rankingu.
Niedawno na łamach portalu Piotr Junik napisał:
„ Po bardzo możliwym odpadnięciu ze Szwajcarami podopieczni Skorży będą na 99% rozstawieni w czwartej rundzie el. LE. Aby Lech stracił rozstawienie, WSZYSTKIE zespoły z wyższym współczynnikiem od klubu z Poznania musiałyby odpaść, aby zająć jego miejsce w grupie zespołów rozstawionych w el. LE i zepchnąć „Kolejorza” do grona nierozstawionych drużyn”. Z tym że to ostatni „bezpieczny” rok zespołu mistrza Polski w europejskich pucharach i każdy zdobyty w trwającej kampanii odłamek punktu jest dla Linettego i spółki na wagę złota.
O 20:15 na murawę areny finału Ligi Europy w 2016 roku nie wybiegnie na pewno ukarany czerwoną kartką Taulant Xhaka. Ze szwajcarskiego obozu docierają również informacje o problemach ze zdrowiem Daniela Hoegha, Behranga Safariego i Shkelzena Gashiego. Przeciwko Lechowi prawdopodobnie wystąpi za to Matias Delgado, który w sobotę popisał się ładnym uderzeniem z rzutu wolnego w meczu ze Sion:
https://vine.co/v/eH0lT130DpK
Argentyńczyk będzie miał dziś swoje do udowodnienia. Z Lechem w Poznaniu w ogóle nie zagrał – co przez poznaniaków zostało przyjęte z niemałą ulgą, a polskie media z dużym zaskoczeniem – a Urs Fischer na konferencji prasowej sugerował, jakoby Delgado przegrał rywalizację o miejsce w składzie względami czysto sportowymi. Chimeryczną obronę „Kolejorza” znów będzie nękał najskuteczniejszy w drużynie rywala Breel Embolo. O ile niezwykle utalentowany 18-latek tym razem poświęci uwagę na dopasowanie korków do nawierzchni, o tyle Tamas Kadar ponownie stanie w obliczu niemałego wyzwania.
„Kadarstofa” to ostatnimi czasy jedno z częściej pojawiających się w poznańskich mediach społecznościowych określeń. Tamas Kadar myli się seryjnie (Wisła, FC Basel, Pogoń do spółki z Kamińskim) i stał się (niestety) niejako zawodnikiem symbolicznym dla pechowego w ostatnim czasie Lecha. Niepewny blok defensywy osłabi w dodatku brak Tomasza Kędziory, zawieszonego za czerwoną kartkę za głupi faul na Bjarnassonie. Przedmeczowe testy postawiły też pod znakiem zapytania występ Gergo Lovrencsicsa, który ma prawdopodobnie problemy ze zdrowiem.
Rozpoczynające się o 20:15 starcie z Lechem nie powoduje w Bazylei fali ekscytacji. Kibiców, którzy zazwyczaj licznie wypełniają 38-tysięczny St. Jakob-Park, ma być dziś około 10 tysięcy mniej niż średnia 25-30 tysięczna frekwencja. Wynik pierwszego spotkania uśpił miasto mistrzów Szwajcarii, ale miejmy nadzieję, że nie ostudził zapałów „Kolejorza”, który dziś na murawę wyjdzie powalczyć o kilka dodatkowych punktów do własnego i krajowego rankingu.