Premiership: Nudy na Upton Park


Po wielkich emocjach weekendowych, na zakończenie zmagań 29. kolejki, zmierzyły się zespoły podopiecznych Gianfranco Zoli i Tony'ego Mowbraya. Siódmy w tabeli West Ham United podejmował na własnym stadionie czerwoną latarnię ligi, West Bromwich Albion. Popularni "The Hawthorns" postarali się o niespodziankę i przywieźli z Londynu jeden punkt.


Udostępnij na Udostępnij na

Drużyna „Młotów” spisuje się w obecnym sezonie lepiej niż przewidywano. Aby umocnić się na swojej świetnej, siódmej pozycji, Zola musiał pokonać ostatni w tabeli West Bromwich. Przy dobrych układach obecna lokata może zagwarantować dla „The Hammers” europejskie puchary, jednak gospodarze dzisiejszego spotkania muszą być czujni do końca sezonu. Po piętach depcze im Wigan Athletic, w asyście lokalnych rywali, Fulham i Tottenhamu oraz Manchesteru City.

Eksperyment Mowbray’a

Całkiem inne cele ma manager przyjezdnych, Tony Mowbray. Jego zespół już dawno nie zaznał smaku ligowego zwycięstwa i zdecydowanie odstaje od całości stawki, zamykając ligową tabelę. „The Hawthorns” mają już siedem punktów straty do bezpiecznej pozycji i każdy wywalczony punkt jest dla nich na wagę złota. Ewentualna zdobycz punktowa wydawała się jednak graniczyć z cudem. Biorąc pod uwagę tylko mecze rozegrane w 2009 roku, West Ham jest obecnie drugim zespołem ligi. Więcej punktów od podopiecznych Zoli zdobył tylko Manchester United.

Cztery porażki z rzędu spowodowały, że Mowbray przebudował kompletnie wyjściową jedenastkę. W obronie pojawili się między innymi Shelton Martins i Jonas Olsson. Ten drugi przez dwa miesiące leczył kontuzję kolana i jego powrót jest na pewno dużym wzmocnieniem dla formacji defensywnej West Bromwich. Na ławce pozostali Ryan Donk, Luke Moore, Jay Simpson oraz czołowy strzelec zespołu, Roman Bednar.

O pierwszej połowie można napisać tylko tyle, że się odbyła. Oba zespoły grały wolno, niedokładnie i „brzydko dla oka”. Naprawdę bardzo rzadko się zdarza, aby na poziomie Premiership kibice musieli oglądać tak słabe spotkanie. Tylko i wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku można odnotować szansę Morrisona z 27. minuty oraz kontuzję reprezentacyjnego obrońcy, Matta Upsona.

Okazje przyjezdnych

Po przerwie gra nabrała tempa, jednak okazji było nadal jak na lekarstwo. Stroną przeważającą byli goście, a najlepszą sytuację dla „The Hawthorns” zmarnował Shelton Martin. Jego strzał głową wylądował zaledwie na poprzeczce bramki bronionej przez Roberta Greena. Zola próbował zmienić oblicze swojego zespołu, dokonując kolejnych zmian, jednak nie przynosiło to pożądanych rezultatów. Co więcej, to goście mieli kolejną doskonałą okazję, jednak sytuacji sam na sam z bramkarzem „Młotów” nie wykorzystał Greening.

Mniej wytrwali kibice zaczęli opuszczać stadion już w osiemdziesiątej minucie. Zapewne nie będą żałować swojej decyzji, gdyż do samego końca spotkania nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Podział punktów jest na pewno niemiłą niespodzianką dla miejscowych fanów. Nawet nieobecność Carltona Cola nie jest w stanie usprawiedliwić tak słabego występu podopiecznych Zoli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze