W angielskiej Premiership nikt nie zwalnia tempa. Po wtorkowym hicie na Anfield, Alex Ferguson i jego Manchester United odrabiali na Old Trafford zaległości z 27. kolejki. Rywalem „Czerwonych Diabłów” był, broniący się przed spadkiem, Portsmouth. Zespół Paula Harta jest drużyną, która w porównaniu z poprzednim sezonem przeżywa największy regres ze wszystkich ekip Premier League. W związku z tym, jakikolwiek inny rezultat niż zwycięstwo United byłby sensacją.
Po odpadnięciu Manchesteru z rozgrywek o Puchar Anglii, Ferguson nie zrealizuje już swojego wielkiego, szalonego planu. Ciągle jednak, zamiast pięciu trofeów, Szkot może wygrać cztery. Aby jednak tego dokonać, „Czerwone Diabły” muszą bezsprzecznie wygrywać takie pojedynki, jak ten dzisiejszy z zespołem „Pompey”.
Pierwszą odsłonę spotkania Manchester zaczął nadzwyczaj spokojnie, wręcz niemrawo. Widać było, że piłkarze Fergusona chcą odnieść zwycięstwo jak najmniejszym nakładem sił, maksymalnie wykorzystując wszelkie nadarzające się okazje do zdobycia gola. Pierwsza z nich pojawiła się już w ósmej minucie i gospodarze od razu objęli prowadzenie. Fenomenalnym podaniem do Ryana Giggsa popisał się Anderson, Walijczyk pobiegł w swoim stylu lewym skrzydłem i bardzo dokładnie dośrodkował piłkę w pole karne. Strzał Rooney’a do praktycznie pustej bramki był w tej sytuacji formalnością.
Po objęciu prowadzenia, przewaga podopiecznych Fergusona nie podlegała dyskusji. Manchester United mógł kilkakrotnie podwyższyć wynik, jednak Giggs dwukrotnie zmarnował niemal stuprocentowe sytuacje bramkowe. Za każdym razem górą był pierwszy bramkarz reprezentacji Anglii David James. Jedynym powodem do zmartwienia dla miejscowych była kontuzja Gary’ego Nevilla. Obrońcę „Czerwonych Diabłów” zastąpił John O’Shea, który zresztą nie dograł spotkania do końca. Irlandczyk w jednym z pojedynków również doznał kontuzji, z przymusu zastąpił go więc młodziutki Brazylijczyk Rafael.
W drugiej odsłonie obraz gry nie uległ zmianie. Piłkarze Portsmouth zaledwie sporadycznie przedostawali się pod pole karne gospodarzy, jednak w żaden sposób nie byli w stanie zagrozić bramce Van den Sara. Opiekun gości próbował odmienić styl gry swojego zespołu, wprowadzając na boisko szybkiego skrzydłowego Jermainego Pennanta, jednak na nic się to zdało.
United ruszyli ponownie do zdecydowanych ataków dopiero na 20 minut przed końcem spotkania. W akcjach zespołu Fergusona było jednak zbyt dużo niedokładności i na boisku musiał pojawić się Michael Carrick, aby wynik uległ zmianie. Pomocnik z Old Trafford w jednej ze swoich pierwszych sytuacji pokonał Davida Jamesa, wykorzystując świetne podanie od Paula Scholesa. Tym samym Anglik uczcił swój sześćsetny występ w barwach „Czerwonych Diabłów” asystą.
Po dzisiejszej wygranej, Manchester United przesunął się na pozycję lidera i o trzy punkty wyprzedza Liverpool, mając dodatkowo mecz zaległy w zapasie.