Premiership: ManUtd goni Arsenal


W niedzielnych spotkaniach obyło się bez większych niespodzianek, chociaż zarówno na Old Trafford, jak i na St. Jame’s Park kibice do ostatnich minut drżeli o wynik. A „Sroki” do tego zawiodły, zaledwie remisując z ostatnim w tabeli Derby.


Udostępnij na Udostępnij na

Na ostatniej konferencji prasowej manager Newcastle, Sam Allardyce obiecał wszystkim trzy zwycięstwa z rzędu. Niestety już po pierwszym meczu jego wypowiedź okazała się być wielkim fiaskiem, a mało brakowało, ażeby desperacko walczące Derby wywiozło ze świątyni „Srok” trzy punkty.
Goście zaskakująco wyszli na prowadzenie już w 6. minucie, gdy Giles Barnes wykorzystał podanie Kenny’ego Millera i strzałem z 20 metrów pokonał Shaya Givena. „Sroki” wyrównały jeszcze w pierwszej połowie za sprawą aktywnego Marka Viduki. Wiekowy Australijczyk uratował jeszcze remis swojej drużynie na trzy minuty przed zakończeniem spotkania, gdy popisał się świetnym strzałem z woleja.

Man Utd goni Arsenal

Manchester United na Old Trafford podejmował Everton i mimo dość trudnego przeciwnika, wszyscy oczekiwali od „Czerwonych Diabłów” trzech punktów. Spotkanie jednak tak łatwe dla gospodarzy nie było, szczególnie w pierwszej połowie. Występujący od pierwszych minut Tomasz Kuszczak kilkakrotnie musiał popisać się czujnością. Strzałem głową pokonał go jeden z najniższych na boisku – Tim Cahill – Polak jednak nie ponosi odpowiedzialności za stratę bramki. Podopieczni sir Alexa Fergusona zwyciężyli dzięki Cristiano Ronaldo, który z każdym tygodniem jest w coraz wyższej formie. Portugalczyk zwycięskiego gola zdobył dopiero w 88. minucie spotkania, gdy celnie wykonał rzut karny. Jest to jego 11. bramka w lidze, a 16. w całym sezonie.

W ostatnim spotkaniu 18. kolejki Chelsea wygrała na wyjeździe z Blackburn Rovers 1:0. Jedyną i zarazem zwycięską bramkę zdobył jeszcze w pierwszej połowie Joe Cole.

Sobota: Świetne derby Londynu

18. kolejkę Premiership rozpoczęły derby północnego Londynu, które po dramatycznym meczu wygrał liderujący Arsenal. Ponadto Liverpool rozgromił u siebie Portsmouth, a Bolton zaaplikował beniaminkowi z Birmingham trzy bramki.

Spotkanie na Emirates Stadium dobrze rozpoczęli gospodarze, jednak żaden z „Kanonierów” nie mógł trafić do siatki. Tak naprawdę spotkanie rozkręciło się dopiero w drugiej połowie, kiedy zaczęły padać bramki. Zaledwie trzy minuty po wznowieniu gry wiadomość o swoim powrocie do drużyny przekazał wszystkim Cesc Fabregas. Po kapitalnym rozegraniu piłki przez Arsenal (do czego już chyba wszyscy przywykli) młodziutki Hiszpan sprytnie odegrał piłkę piętą do Adebayora, a Togijczyk tylko dopełnił formalności strzelając już dziesiątą bramkę w Premier League.

W tym momencie obudzili się jednak także goście. Najpierw po dośrodkowaniu Lennona Robbie Keane trafił w poprzeczkę. Potem się jednak zrewanżował i nie chcąc być gorszym od Fabregasa także piętą zagrał piłkę do Berbatova, a Bułgar potężnym strzałem doprowadził do wyrównania. Kilka minut później Berbatova w polu karnym faulował Kolo Toure. Jedenastkę wykonywaną przez Robbiego Keane obronił jednak Manuel Almunia i wielka szansa na pokonanie Arsenalu na Ashburton Grave przeszła „Kogutom” obok nosa. „Kanonierzy” w końcu rozstrzygnęli spotkanie na swoją korzyść, gdy ponownie asystę zaliczył Fabregas, a jego dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Bendtner. 

Tym samym podopieczni Arsene’a Wengera dwukrotnie okazali się lepsi od największych rywali zza miedzy, co właśnie zauważył trener Arsenalu:
– Minęło już parę lat odkąd wygraliśmy z Tottenhamem zarówno u siebie, jak i na wyjeździe. Trzy punkty powinny cieszyć jeszcze bardziej, patrząc jaką batalię musieliśmy stoczyć, aby je zdobyć. Szkoda tylko, że nie zagraliśmy dokładnie tak, jak chciałem.

Setny gol Anelki

Podobnie jak na Emirates Stadium, tak na Reebok Stadium pierwsza połowa spotkania nie stała na najwyższym poziomie. Optyczną przewagę mieli gospodarze, jednak wszystkie groźne strzały Ivana Campo bronił dobrze dysponowany Maik Taylor. Na pierwszą bramkę musieliśmy czekać aż do 72. minuty. Wtedy to Nicolas Anelka zagrał do El-Hadjiego Dioufa i Senegalczyk trafił do siatki. Chwilę później to już 28-letni reprezentant Francji wystąpił w roli głównej, kiedy wykorzystał błąd Johana Djorou, ograł bramkarza i skierował piłkę do pustej bramki. To był setna bramka Anelki w Premiership, który dodatkowo rozgrywał swój 50. mecz w barwach Boltonu. Aby jeszcze bardziej ukoronować swój jubileusz były zawodnik Realu Madryt trafił do siatki jeszcze raz, w doliczonym czasie gry i zdobył tym samym, a jakże by inaczej, jubileuszową dziesiątą bramkę w tym sezonie.

Liverpool gromi

Liverpool, który w środku tygodnia przegrał w Pucharze Ligi z Chelsea podejmował na Anfield Road solidnie spisujące się Portsmouth. „The Reds” chcieli zatrzeć złe wrażenie po wpadce z „The Blues” i udało im się to w 100%. Piłkarze Beniteza od początku do końca kontrolowali wydarzenia na boisku i już po 16. minutach spotkania prowadzili 2:0. Goście kontaktową bramkę zdobyli już w drugiej połowie spotkania, gdy po raz dziewiąty w lidze trafił Benjani. Na nic się to jednak nie zdało, bowiem potem dwukrotnie jeszcze użądlił Fernando Torres i Liverpool odniósł bardzo przekonywujące zwycięstwo na swoim stadionie.

Na innych arenach

Wyrównane widowisko mogliśmy oglądać na Villa Park. Tamtejsza Aston Villa zremisowała z Manchesterem City 1:1, a obie bramki wpadły w odstępie trzech minut, Najpierw na prowadzenie gości wyprowadził Rolando Bianchi, który chyba coraz lepiej czuje się w Anglii. Wyrównał w chwilę później najlepszy napastnik „The Villans”: John Arne Carew.

W ostatnim meczu na swoim obiekcie Middlesbrough sensacyjnie ograło Arsenal. Tym razem jednak podopieczni Garetha Southgate’a przegrali, i to bardzo pechowo, tracąc decydującą bramkę w ostatnich sekundach spotkania. Zwycięstwo West Hamu nie zmieniło jednak w żaden sposób układu sił w tabeli.

Najnowsze