FC Liverpool wreszcie wygrał na wyjeździe. „The Reds” bezdyskusyjnie uporali się z Boltonem Wanderers. W drugim niedzielnym spotkaniu, inny klub z Liverpool – Everton – także 3:1 wygrał na własnym stadionie z Portsmouth.
Rafa Benitez, którego głowa cały czas znajduje się pod gilotyną, chyba w końcu może sobie pozwolić na złapanie małego oddechu. Najpierw uporał się z Interem w Lidze Mistrzów, a potem odniósł dwa zwycięstwa w lidze, co przy ostatniej dyspozycji „The Reds” jest naprawdę niezłym wyczynem.
Walczący o utrzymanie Bolton miał przewagę, i to minimalną, tylko w pierwszej połowie, a i tak do szatni „Kłusaki” zeszli przegrywając. W 12. minucie Jussi Jaskalainen wyraźnie podłamał morale swojej drużyny, kiedy skierował piłkę do własnej bramki po strzale Gerrarda. Gospodarze najlepszą okazje mieli po rzucie wolnym El-Hadjiego Dioufa, jednak Senegalczyk trafił tylko w słupek.
Jeszcze przed przerwą na boisku pojawił się Grzegorz Rasiak, który w 42. minucie zmienił obrońcę Gretara Steinssona. Polak wpisał się nawet do protokołu meczowego, jednak nie po stronie strzelców, a po stronie ukaranych żółta kartką, którą otrzymał po faulu na Alonso.
Po zmianie stron grała tylko jedna drużyna – Liverpool. Po godzinie gry Babel strzelił drugą bramkę, gdy dobił uderzenie Dirka Kuyta, które wcześniej „wylądowało” na słupku. Gospodarzy dobił jeszcze Fabio Aurelio, a honorową bramkę, de facto pierwszą w Premiership, zdobył Izraelczyk Tamir Cohen.
Na Goodison Park wynik już w pierwszej minucie otworzył najlepszy strzelec gospodarzy – Yakubu. Wyrównanie padło za sprawą Jermaine’a Defoe w 38. minucie, kiedy to Portsmouth oddało swój pierwszy celny strzał w tym meczu. Z kolei pierwsze celne uderzenie w drugiej połowie przyniosło prowadzenie gospodarzom za sprawą Tima Cahilla. Australijczyk ma zaledwie 178 cm wzrostu, nie przeszkadza mu to jednak w regularnym zdobywaniu bramek po strzałach głową. Wynik ustalił osiem minut później Yakubu.
Everton nadal utrzymuje się na czwartym miejscu mając trzy punkty przewagi nad Liverpoolem, ale i też jeden mecz więcej rozegrany niż „The Reds”. Walka o czwarta pozycję pomiędzy drużynami z miasta Beatlesów zapowiada się niezwykle emocjonująco.