Angielska herbata: nie zapłacę, czyli kluby Premier League vs. telewizja


Nakaz zapłaty 330 milionów funtów wszczął bunt klubów skierowany przeciwko telewizji. Czy gryzienie karmiącej ręki zakończy eldorado w Premier League?

2 czerwca 2020 Angielska herbata: nie zapłacę, czyli kluby Premier League vs. telewizja
liverpoolecho.co.uk

Powszechnie wiadomo, że Premier League oraz nadawcy transmitujący rozgrywki żyć bez siebie nie mogą. Relacja idealna, z której korzyści od lat czerpią obie strony, została jednak wystawiona na próbę. Z racji wstrzymania sezonu z powodu pandemii oraz dogrania go przy pustych trybunach telewizje domagają się od klubów 330 milionów funtów. Przedstawiciele angielskiej ekstraklasy nie zamierzają jednak płacić. Czy bunt klubów zagrozi finansowej potędze Premier League?


Udostępnij na Udostępnij na

Do momentu zakupienia praw do pokazywania spotkań angielskiej ekstraklasy (od sezonu 1992/1993) przez telewizje Sky oraz BBC kluby z najwyższej klasy rozgrywkowej nie dysponowały wielkimi pieniędzmi. Stadiony nie grzeszyły urodą, spodenki były znacznie krótsze niż obecnie, a graczy spoza Wysp było jak na lekarstwo. Wszystko zmieniły jednak zyski ze sprzedaży praw do transmitowania rozgrywek. Już drugi kontrakt w historii Premier League był ponad trzykrotnie większy od poprzedniego. Tendencja zwyżkowa utrzymała się na dobre. Dzięki temu obiekty odnowiono, wybudowano nawet nowe, a do Anglii wyruszyły tłumy zagranicznych zawodników skuszonych wysokimi zarobkami.

Płacono znacznie lepiej niż przykładowo w Niemczech, więc nawet gracze Bayernu Monachium długo nie zastanawiali się nad możliwością transferu na Wyspy. Poziom rozgrywek oraz infrastruktury znacznie wzrósł, a Premier League stała się marką samą w sobie. Produktem prawie idealnym (sędziowanie to wieczne źródło kontrowersji), wartym miliardy funtów. Tak powstał układ wręcz idealny. Angielska ekstraklasa zbudowała potęgę na pieniądzach od telewizji, a telewizja czerpała olbrzymie zyski z transmisji spotkań. Wszystko jednak do czasu, bo wstrzymanie rozgrywek spowodowane pandemią wystawiło relację na potężną próbę.

Bunt klubów – koniec przyjaźni z telewizją?

Przez długie tygodnie nad klubami angielskiej ekstraklasy wisiało widmo spłaty 762 milionów funtów w przypadku zakończenia bądź anulowania obecnego sezonu. Wszystko jednak wskazuje, że do tego nie dojdzie. Kampania zostanie dokończona, lecz kluby i tak, przynajmniej według nadawców, nie unikną oddania blisko połowy wymienionej sumy. Zwrot 330 milionów funtów telewizje argumentują niezgodnym z umową wstrzymaniem sezonu i zdewaluowaniem rozgrywek spowodowanym brakiem kibiców na stadionach. Nietrudno się domyślić, że kluby nie zgadzają się z racjami nadawców. Podobnie nietrudno się domyślić które. Wystarczy rzut oka na sposób przyznawania pieniędzy z praw telewizyjnych.

Połowa całej kwoty dzielona jest między wszystkie kluby. 25% rozkłada się natomiast w zależności od liczby spotkań danego zespołu transmitowanych na żywo. Z kolei ostatnia część jest rozdysponowana zgodnie z miejscami w tabeli na koniec kampanii. To właśnie tu pojawiło się zarzewie problemu – najwięcej musieliby oddać najlepsi. Dlatego nie może dziwić, że bunt klubów przeciwko decyzji telewizji prowadzi Liverpool. Lider rozgrywek musiałby oddać około 30 milionów funtów. W porównaniu do zespołów z dołu tabeli prawie trzykrotnie więcej. Prezes klubu z Anfield Road, Tom Werner, nie godzi się na takie rozwiązanie. Wskazuje, że z powodu zamkniętych stadionów telewizja i tak wyjdzie na swoje. Kibice spotkania Premier League obejrzą przecież w telewizji.

Angielska herbata: Wszyscy liczą straty. Braknie kasy na letnie transfery?

Przepychanki trwają w najlepsze, a kwoty, o które toczy się spór, mogą w dobie obecnego futbolu na pierwszy rzut oka wydawać się niewielkie. Z powodu wstrzymania rozgrywek i zamknięcia stadionów wszyscy liczą jednak straty. Do tego stopnia, że realizacja letnich planów transferowych stoi pod znakiem zapytania. Wartość zawodników leci na łeb, na szyję, lecz jeśli nie musi, to nikt nie sprzeda piłkarza po promocyjnej cenie. Szczególnie klasowego. Dlatego 30 milionów to na chwilę obecną sporo. Pytanie tylko, czy przez bunt klubów Premier League nie straci więcej niż jeden letni wyścig zbrojeń bez transakcji za horrendalne sumy.

Finansowe konsekwencje buntu

Gryzienie ręki, która karmi kluby angielskiej ekstraklasy, a taką jest telewizja, nie wydaje się rozważnym rozwiązaniem. Wręcz przeciwnie, to igranie z ogniem. Szczególnie w czasie, gdy poprzedni kontrakt na transmitowanie spotkań był o 700 milionów mniejszy niż poprzedni. Po raz pierwszy w historii. Dodatkowo liczba nadawców rywalizujących o zakup praw do pokazywania rozgrywek wcale się w ostatnich latach nie wydłużyła. Zmiana pokoleniowa, popularność e-sportu coraz częściej zwiastują koniec szału na oglądanie futbolu, na oglądanie Premier League. To powoduje, że bunt klubów skierowany przeciwko telewizji można porównać do zabawy zapałkami na stacji benzynowej.

Niejako w rolę rozjemcy w rozmowie z „The Guardian” wcielił się David Kogan. Były główny doradca ds. praw medialnych argumentuje, że kolejny kontrakt telewizyjny nie musi być większy od obecnego. Dając tym samym aluzję, że po dobrym panie jeszcze lepszy nastanie. To głos rozsądku. Pytanie, czy zaślepione szałem transferowym i finansami kluby Premier League zdołają dostrzec możliwe konsekwencje wystąpienia przeciwko nadawcom.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Na 17 czerwca zaplanowano wznowienie obecnego sezonu Premier League. Kluby rozważają jednak także awaryjny, czarny scenariusz. W przypadku niemożliwego kontynuowania zmagań rozgrywki byłyby zakończone, a suma zdobytych punktów przez każdy z zespołów podzielona przez liczbę spotkań. A co ze spadkami? Obecnie przynajmniej dziesięć klubów optuje za rezygnacją z degradacji.

  • Zakończenie kampanii to jednak mało prawdopodobny scenariusz. Ostatnie badania zawodników i zgłoszonego przez kluby personelu nie wykazały żadnego nowego przypadku zachorowania. Gracze znów trenują w pełnych grupach, a przygotowania do wznowienia sezonu wkraczają w decydującą fazę. W końcu.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze