Piłkarz rozgrywający ponad 60 spotkań w sezonie to w dzisiejszym futbolu normalka. Zarówno FIFA jak i UEFA intensywnie myślą, co zrobić z tak wielką eksploatacją zawodników. Dość osobliwy pomysł wysunął manager Arsenalu Londyn – Arsene Wegner.
Jednak od początku. Wielu trenerów klubowych, szczególnie w najsilniejszych ligach, narzeka, że musi wypuszczać swoich najlepszych graczy na „durne” mecze towarzyskie, które niekiedy rozgrywane są na drugiej części globu. Taka sytuacja jest w Realu czy Barcelonie, gdzie dla Brazylijczyków nawet specjalnie czarterowany jest samolot. Podobnie jest w Premiership, gdzie gra wielu zawodników z Afryki, a wypuszczanie ich na praktycznie cały styczeń z powodu Pucharu Narodów Afryki jest prawdziwą zmora managerów, gdyż w angielskim kalendarzu gra się prawie co trzy dni. Pół biedy jeśli zawodnik wróci po prostu przemęczony, albo trochę przedłuży sobie pobyt w ojczyźnie (z czego słynęli Brazylijczycy z niedawnej Pogoni Szczecin). Gorzej, jeżeli zawodnik nabawi się poważnej kontuzji, czy to na zgrupowaniu, czy podczas samego meczu. I to właśnie jest jeden z głównych powodów frustracji trenerów. Wykrystalizował się więc pomysł, aby krajowe federacje wypłacały odszkodowania za kontuzjowanych graczy, ale oprotestowali to nawet sami zawodnicy: – Niektórzy trenerzy nie biorą pod uwagę tego, że niektóre federacje po prostu nie będą miały z czego wypłacać tych odszkodowań. Futbol w Afryce jest bardzo biedny – twierdzi snajper FC Barcelony, Samuel Eto’o.

Wszystko to spowodowało podjęcie wielu nowych kroków, zarówno poprzez europejskie federacje, jak i krajowe. Na przykład mecze towarzyskie dwójki egzotycznych rywali rozgrywane są często na neutralnym boisku w Europie, aby zawodnicy mogli szybko i łatwo przedostać się na miejsce zgrupowania i z powrotem.
UEFA zmieniła niedawno format Ligi Mistrzów. Jak doskonale pamiętamy, nie ma już drugiej fazy grupowej, tylko od razu po pierwszej zaczyna się faza pucharowa. Zawodnicy dzięki temu podróżują mniej i grają mniej, mają więcej czasu na regeneracje, a i sama ranga zawodów się podniosła.
Z kolei w pucharach krajowych potentaci często wystawiają rezerwowe składy, aby dać odpocząć najlepszym zawodnikom i żeby dać pograć nowym i młodym, dopiero wchodzących do pierwszej drużyny. Przoduje w tym przede wszystkim Arsene Wegner, którego Arsenal Londyn grając rezerwowym i bardzo młodym składem dotarł do finału Pucharu Ligi eliminując, czy wręcz gromiąc, po drodze Liverpool.
I to właśnie francuski szkoleniowiec „Kanonierów” wyszedł z inicjatywą dotyczącą eliminacji do Mistrzostw Europy, czy też nawet Mistrzostw Świata w strefie europejskiej. Otóż Wegner chce wprowadzić preeliminacje dla najsłabszych drużyn w Europie. Tak więc „Kopciuszki” czy też „kelnerzy” jak Kazachstan, Armenia, Malta bądź Luksemburg najpierw grałyby między sobą o wejście do już właściwych eliminacji, a dopiero potem siłowali się z najlepszymi. Oczywiście i ten pomysł ma swoje dobre i złe strony.
Plusem będzie przede wszystkim podniesienie rangi samych eliminacji, gdyż najlepsze reprezentacje zacięcie walczyłyby między sobą o wejście do czempionatu, a nie łudziły się, że któraś kadra potknie się na teoretycznie słabszym przeciwniku (jak to miało miejsce w meczu Armenia – Polska). Co za tym idzie, również meczów eliminacyjnych byłoby do rozegrania dużo mniej ergo zawodnicy byliby rzadziej zwalniani z klubów ergo byliby mnie eksploatowani.
Jednak z drugiej strony pojawia się wiele głosów, że na świecie nie ma już słabych reprezentacji, poziom się wyrównał, a najlepiej świadczą o tym wyniki z „naszej” grupy A, gdzie potentaci gęsto gubią punkty ze wspomnianymi już „kelnerami”. Do tego, gdyby zastosować te „Preeliminacje Wengera” nastąpiłaby pewna izolacja w europejskim futbolu, wyraźny podział na lepszych, bogatszych oraz na słabszych i biedniejszych. Nie ma co ukrywać, że małe reprezentacji i ich kibice żyją właśnie tym, że pewnego pięknego dnia na ich stadion narodowy zawitają gwiazdy znane dotychczas tylko z telewizji lub prasy.
Reasumując, pomysł szkoleniowca Arsenalu jest tak nowatorski i trudny, że pewnie nie przejdzie. Wywołałoby to za dużo protestów u zwykłych ludzi. Jednak prywatnie uważam, że takie rozwiązanie na pewno odciążyłoby zawodników z najsilniejszych lig, a i też w telewizji nie oglądalibyśmy już potyczek potentatów z „cieniasami”, tylko z kontynentalnymi potęgami. Jednak jak pokazały ostatnie wydarzenia, nawet mecz z Kazachstanem może być ciekawy, czy wręcz pasjonujący…