Polowanie czas zacząć. Najciekawsze transfery polskich klubów


Polskie kluby z przytupem wkraczają w zimowe okienko transferowe

17 stycznia 2023 Polowanie czas zacząć. Najciekawsze transfery polskich klubów
Korona Kielce

Zimowe okienko transferowe w PKO Ekstraklasie rozpocznie się 29 stycznia, a zakończy 28 lutego. Już teraz znamy jednak pierwsze ruchy na rynku poszczególnych klubów i wiemy, że kilka z nich zarzuciło sieć w interesujące miejsca. Sprawdźcie, jakie najciekawsze okazy udało im się jak dotąd złowić.


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatni weekend stycznia – to wtedy fani ekstraklasy wrócą na stadiony i przed telewizory, by znów śledzić poczynania swoich ukochanych zespołów. Na razie przedstawiciele najwyższej klasy rozgrywkowej przygotowują się do wznowienia rywalizacji. Jedni – jak Raków czy Legia – szykują się na zacięty bój o „majstra”, a inni – w tym Miedź Legnica, Korona Kielce i Piast Gliwice – w rundzie wiosennej wyjdą na murawę pod znakiem dylematu „być albo nie być” w PKO Ekstraklasie. Obecnie wszystkie kluby szlifują formę w meczach towarzyskich i na obozach przygotowawczych, a ich trenerzy, skauci i prezesi rozglądają się za wzmocnieniami. Kilku z nich swoje „perełki” już wypatrzyło.

Inwestycja w bramkarza

Gdyby urządzić plebiscyt na najbardziej niekonsekwentny zespół w rundzie jesiennej ekstraklasy, trofeum powędrowałoby do Lecha Poznań. Na półmetku sezonu „Kolejarz” stoi w niewygodnym rozkroku, bo z jednej strony zajmuje rozczarowujące szóste miejsce w ligowej tabeli (z 13 punktami straty do lidera), a z drugiej zakwalifikował się do 1/16 finału Ligi Konferencji Europy i czeka go starcie z Bodo/Glimt.

Przyczyn ich gry w kratkę można pewnie znaleźć wiele, ale nawet bez wprawnej analizy jedną bolączkę lechitów widać na pierwszy rzut oka: obsada bramki. Sprowadzony latem Ukrainiec Artur Rudko – co tu dużo gadać – okazał się zwykłym przeciętniakiem i w rundzie jesiennej zaliczył kilka niewybaczalnych kiksów. Poza tym miał ogromne problemy z grą nogami i wyprowadzaniem piłki.

Na szczęście dla fanów obrońcy tytułu, już zadbano o zastępstwo tego transferowego niewypału. Kilkanaście dni temu półroczny kontrakt z Lechem (z możliwością przedłużenia o dwa lata) podpisał bowiem Dominik Holec – Słowak ostatnio występujący w Sparcie Praga (grał tam relatywnie niewiele, przegrał rywalizację o miejsce w składzie z młodszym bramkarzem), a wcześniej np. w Rakowie Częstochowa i MSK Żilina.

Czy takie wzmocnienie zlikwiduje problem nierównej gry Lecha? Trudno powiedzieć. Na pewno jednak dostarczy więcej argumentów w pościgu za ekstraklasowym podium, a przede wszystkim w zmaganiach na arenie międzynarodowej. Dodatkowo Holec za czasów gry w Rakowie posmakował otoczki polskiej ligi i zapoznał się z jej specyfiką, więc nie powinien mieć żadnych problemów z adaptacją. Nie bez znaczenia są również występy, które zaliczył w kadrze narodowej i które bez wątpienia podnoszą jego status i autorytet.

– To dobry, doświadczony bramkarz, reprezentant Słowacji, który już zna polską ligę i nasz język. Jego obecność na pewno zwiększy rywalizację o miejsce w składzie w rundzie wiosennej – komentuje dyrektor sportowy Lecha Poznań Tomasz Rząsa w klubowych mediach. Rzeczywiście – odejście Rudki wcale nie zwalnia miejsca Filipowi Bednarkowi, a z racji pojawienia się przy Bułgarskiej Holca jedynie wtłacza go w nowy cykl rywalizacji o pierwszoplanową rolę. Chyba że John van den Brom zdecyduje się na rotację obu zawodników. Czas pokaże, ale przy walce na dwa fronty im więcej w zanadrzu, tym lepiej.

Kwiecień przychodzi wiosną

W trochę innej sytuacji jest Korona Kielce. Zespół trenera Kamila Kuzery – który w październiku ubiegłego roku zastąpił na ławce trenerskiej Leszka Ojrzyńskiego – zamiast wejść do ringu po uczestnictwo w eliminacjach do europejskich pucharów, będzie musiał za wszelką cenę obronić się przed spadkiem z ligi. Biorąc pod uwagę, że kielczanie są beniaminkiem, powrót do 1. ligi po zaledwie jednym sezonie w ekstraklasie byłby niezwykle zimnym prysznicem.

Dlatego w gabinetach postanowiono, że zimowe okienko transferowe należy wykorzystać do załatania dziur w kadrze i podreperowania tych schematów, które na boisku szwankowały. W pierwszym odruchu sięgnięto po Bartosza Kwietnia – 28-letniego, doświadczonego obrońcę opuszczającego Resovię.

I chociaż Kwiecień występował już w kieleckich barwach w latach 2012–2018, to prezentował się wówczas dość bezbarwnie i dostawał mało szans do gry. Teraz ma być inaczej. Kuzera ewidentnie potrzebuje w swojej układance kogoś, kto potrafi grać solidnie zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, a na pierwszoligowych boiskach (wcześniej też w Jagiellonii czy w Arce w ekstraklasie) Kwiecień nieraz udowadniał, że dysponuje takimi umiejętnościami.

– Tutaj się wychowałem. Tutaj dostałem szansę gry na najwyższym poziomie. Nigdy nie ukrywałem, że Korona zajmuje w moim sercu bardzo ważne miejsce, dlatego cieszę się z powrotu do Kielc – mówił cytowany przez oficjalną stronę klubu zawodnik. 15 stycznia wraz z Koroną zakończył obóz w Turcji, na którym zespół z województwa świętokrzyskiego na cztery mecze kontrolne dwa przegrał, jeden wygrał i jeden zremisował. W najbliższych dniach czeka ich jeszcze sparing z Termalicą, a potem – 29 stycznia – zmagania ligowe zainaugurują arcyważnym meczem z Legią na Łazienkowskiej.

Warto nadmienić, że oprócz Kwietnia w klubie pojawili się również hiszpański skrzydłowy Nono oraz kanadyjski stoper Dominick Zator.

Powrót w stylu austriackim

Korona to niejedyne miejsce, w którym ktoś zajrzał do archiwów. Na podobny ruch zdecydowano się w Lechii Gdańsk, gdzie kilka dni temu podpisano kontrakt z Kevinem Friesenbichlerem. Austriak koszulkę Lechii zakładał w sezonie 2014/2015 – wtedy w 17 meczach strzelił pięć bramek i pozostawił po sobie całkiem niezłe wrażenie. Z tym że zaraz po zakończeniu tamtych rozgrywek wrócił do swojego ojczystego kraju i postanowił poszukać szczęścia w Austrii Wiedeń.

Udało mu się – nie dość, że przez kilka sezonów często pojawiał się na murawie, to jeszcze regularnie zdobywał gole. Potem zaliczył epizody m.in. w Niemczech i na Łotwie, aż w końcu gdańszczanie zgłosili się po niego po raz drugi. Nie ma się co dziwić – rundę jesienną zakończyli dopiero na 14. miejscu w tabeli i chociaż w ataku mają Paixao i Zwolińskiego, to ich bilans bramkowy wygląda żałośnie. Tak więc na gwałt potrzebowali gracza o wysokim potencjale ofensywnym.

– Transfer Kevina Friesenbichlera oceniam raczej pozytywnie. To solidny napastnik, jego profil może być dla Lechii bardzo pożyteczny. Austriak jest wysoki, dobrze gra głową, dysponuje również niezłymi umiejętnościami technicznymi. Ostatnio występował na Łotwie, gdzie notował przyzwoite liczby. Może grać na środku ataku, będąc alternatywą dla Flavio Paixao lub Łukasza Zwolińskiego, lecz zdarzało mu się również obsadzać boczny sektor boiska. Myślę, że to bardzo rozsądny ruch przede wszystkim z tego względu, że niebawem Lechię opuści jeden lub nawet dwóch wyżej wymienionych snajperów. Friesenbichler ma więc kilka miesięcy, aby zaadaptować się do drużyny, a być może od następnego sezonu zostanie numerem jeden gdańskiej ofensywy. Jestem niezwykle ciekaw, jak zaprezentuje się ponownie w biało-zielonych barwach – ocenia redaktor „Piłki Nożnej” Jakub Kowalikowski, którego zapytaliśmy o przydatność Friesenbichlera dla Lechii oraz opinię na temat tego transferu.

Wiemy, że kadrę Marcina Kaczmarka zasilił też Jan Biegański, któremu skrócono wypożyczenie z GKS-u Tychy, a także Jakub Bartkowski żegnający się z Pogonią Szczecin. Ponadto spekuluje się, że w szeregi biało-zielonych ma wstąpić lider Radomiaka, Filipe Nascimento. Gdyby drużyna z Pomorza sfinalizowała ten transfer, kształt ekipy Kaczmarka wyglądałby co najmniej obiecująco. Ale i bez tego Lechia ma narzędzia, by po zimowej labie zacząć wygrywać. W końcu na szali jest utrzymanie w PKO Ekstraklasie.

Medalik dla Brazylijczyka

Jak zawsze ciekawie jest w Rakowie Częstochowa. W drugiej części sezonu drużyna Marka Papszuna musi wystrzec się niefrasobliwości z poprzednich kampanii i dowieźć prowadzenie w tabeli do końca rozgrywek. A przy dobrych wiatrach może też powalczyć o obronę tytułu w Pucharze Polski.

Jak dotąd pojawiły się w zespole „Medalików” dwa nowe nabytki. Pierwszy to Adrian Gryszkiewicz – młody obrońca, który ostatni sezon spędził w niemieckim Paderbornie. Powiedzieć jednak, że pobyt w tym klubie żadnych owoców Gryszkiewiczowi nie przyniósł, to jak nic nie powiedzieć. Polak nie wystąpił tam w ani jednym spotkaniu ligowym. W Rakowie szanse na grę ma nieco większe, choć o gwarancji także nie może być mowy. Linia defensywy, strzegąca bramki Kovacevicia, wyglądała jesienią solidnie i szczelnie. Wobec tego Gryszkiewicz na początku raczej będzie musiał pogodzić się z rolą rezerwowego.

To samo pewnie czeka Jeana Carlosa Silvę. Brazylijczyk po przygodach w Wiśle Kraków i Pogoni Szczecin (gdzie wypłynął na szerokie wody) w końcu trafia do klubu walczącego o najwyższe cele. W programie „Pogadajmy o piłce” Tomasz Włodarczyk wspominał, iż bardzo możliwe, że Silva przewidziany jest jako wahadłowy, przez co po latach posuchy Patryk Kun wreszcie zyskałby godnego partnera do rywalizacji.

Ponadto Silva może występować w ataku i środku pomocy, więc Marek Papszun opcji ma kilka. Niewykluczone, że na Śląsku pojawi się jeszcze m.in. Conrado z Lechii Gdańsk, co mogłoby sprowokować szkoleniowca Rakowa do większego poeksperymentowania z ofensywą częstochowian.

Z Francji na Podlasie

O jakość drużyny musi również zadbać Jagiellonia Białystok. Na ten moment ekipa Macieja Stolarczyka plasuje się na 13. miejscu i nie wygrała meczu od sześciu kolejek. Ponadto jakiś czas temu rozstał się z nimi Fedor Cernych, czyli piłkarz, który zawsze gwarantował przyzwoity poziom na boisku. Oprócz niego z Białegostoku wyjechał Bogdan Tiru, przechodząc do rumuńskiego CFR Cluj, oraz Ivan Runje. Transfery te stworzyły porządną wyrwę w formacji Stolarczyka i w zasadzie pozbawiły go wiodących „żołnierzy”.

Dotychczas oficjalnie zakontraktowano jednego nowego zawodnika. Jest nim Aurelien Nguiamba – defensywny pomocnik wypożyczony do „Jagi” z włoskiej Spezii do końca bieżącego sezonu. Nguiamba zdecydowanie mieści się w czołówce najciekawszych zakupów polskich klubów w tym okienku transferowym, a żeby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć w jego CV: wychowanek AS Nancy i w przeszłości reprezentant młodzieżowych zespołów Francji. I jasne, prawdą jest, że skoro wylądował w Polsce, oznacza to, iż po prostu nie poradził sobie za granicą. Mimo wszystko swoje doświadczenie może przekuć w świetną formę na polskich boiskach, a wtedy skorzysta na tym i Jagiellonia, i nasza liga, i w końcu on sam.

Dodatkowo na ostatnią prostą wjechały negocjacje między białostoczanami a Rakowem Częstochowa w sprawie stopera Andrzeja Niewulisa. 34-latek uśmierzyłby ból po stracie dwóch podstawowych środkowych obrońców, za jakich uchodzili Tiru i Runje, dzięki czemu „Jaga” mogłaby liczyć na fachową asekurację bramki Alomerovicia i w konsekwencji pomoc w ewentualnej walce o utrzymanie w lidze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze