Na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu Polska – Niemcy pod stadionem w Gdańsku miała miejsce ciekawa scena. Przy drodze prowadzącej do PGE Areny grupa kibiców Lechii rozstawiła stoisko Ambasady Kibiców, czyli punktu udzielającego rady i praktycznej pomocy ludziom jej potrzebującym. Dosłownie 10 metrów od nich inni kibice Lechii uczestniczyli w tym samym czasie w… spontanicznym wiecu Janusza Korwina-Mikkego.
Przy Ambasadzie Kibiców ruch był niewielki. Tylko od czasu do czasu trzeba było komuś wyjaśnić, że koni jest niewiele, ceny biletów od 250 zł w górę, do sektora gości na prawo, na bramce zabierają trąbki, a pierwszy kibel znajduje się dopiero za linią kontroli biletów.

W tym samym czasie JKM, otoczony wianuszkiem kilkunastu kibiców, opowiadał niebywałe kocopały. – Cywilizacja białego człowieka, drodzy Państwo, była zwycięska, dopóki opierała się na pewnych zasadach. Tych zasad dziś już nie ma, zostały nam one odebrane przez kryptosowietów z Brukseli. Dlatego podkupuje nas Chińczyk, najeżdża Arab – tłumaczył zgromadzonym pan Janusz. – Nadzieja w polskich kibicach. To właśnie oni bronią naszej cywilizacji przed upadkiem – dorzucił. – Donald, matole! – odkrzyknęli jego sympatycy. – Kibice to nie bandyci – wyjaśnił Korwin. – Bandytów należałoby bowiem wystrzelać jak psy, używając do tego celu rozlokowanych na stadionie snajperów. Tym razem aplauzu już nie było.
Obok grupki wiecujących przepływała rwąca rzeka pikników, którzy przyglądali się całemu zdarzeniu – jak kiedyś napisał Hłasko – „z zainteresowaniem, jakie zazwyczaj poświęca się garbusom i idiotom”. Niektórzy zatrzymywali się na chwilę, żeby zrobić zdjęcie.
Patrząc na Ambasadę Kibiców i wiec Korwina z szerszej perspektywy, łatwo można dostrzec wspólne tło. W kraju trwa wojna rządu z chuliganką. Jej ofiarami stają się często normalni kibice, którzy ultrasują i jeżdżą na wyjazdy, ale nie zabiliby za klub. Frustracja środowiska jest wielka, wszyscy zastanawiają się, co robić. Jak to Polsce bywa, odpowiedzi są dwie – romantyczna i pozytywistyczna.
Można ruszyć z szablami na czołgi. Zbierać podpisy pod kibicowskim projektem ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych (zobacz tutaj). Można demonstrować, obalać rząd, krzyczeć, że Donald ma Tolę, siadać na kolanach wujka Jarka, a nawet organizować wiece JKM.

Można też zająć się pracą u podstaw – mozolnie budować wiarygodność środowiska kibicowskiego. Można rozmawiać z miastem, realizować wspólne przedsięwzięcia, brać na siebie odpowiedzialność, przekonywać do siebie sceptyków. Zająć się konkretną, mało spektakularną pracą. „Panie, wniosę taką flagę?” „Spoko, na tej bramce nie trzepią!”
W każdej lokalnej grupie kibiców znajdą się „jastrzębie”, które najchętniej zastosowałyby w kraju wariant bałkański i „gołębie”, które najczęściej zajmują się organizacją klasycznych akcji charytatywnych. Nie inaczej jest w Gdańsku. Warto jednak zadać sobie pytanie: co jest lepsze dla wspólnej kibicowskiej sprawy – wiec JKM czy Ambasada Kibiców?
W „Anatomii widma” – znakomitej analizie gospodarki radzieckiej – Alain Besançon podzielił produkcję stali w ZSRR na sześć kategorii:
(1) produkcja dobrej stali,
(2) produkcja średniej stali,
(3) produkcja kiepskiej stali,
(4) produkcja złomu,
(5) produkcja pseudostali,
(6) pseudoprodukcja stali.
Myślę, że Ambasada Kibiców wyprodukowała sporo niezłej stali. Trójmiejska „Gazeta Wyborcza” zaczęła dobrze pisać o kibicach. Niemcy – również media – prześcigali się po meczu w pochwałach, a Urząd Miasta w Gdańsku utwierdził się w przekonaniu, że „Lwy Północy” to poważna firma, z którą warto rozmawiać. Wiec Korwina był natomiast klasyczną produkcją pseudostali. Być może Nowa Prawica zyskała w Gdańsku dziesięć głosów, ale kibice nie zyskali nic, dosłownie nic. Bo nawet jeśli jakimś cudem JKM dostanie się do Sejmu, to nie oczekiwałbym powrotu rac na stadiony. Raczej snajperów.
Więcej informacji na temat akcji w Gdańsku znajdziecie tutaj.
Autor: chinaski
Mimo ze przeczytalem artykul trzykrotnie, nadal nie
moge zrozumiec jaki jest glowny przekaz. Atak na
postac JKM jest conajmniej niepowazny. Tak bardzo
broniona (jak smiem domniemywac) przez autora wolnosc
slowa nagle zaczyna przeszkadzac. Gdzie sens a gdzie
logika...
Ps. Nie wiedzialem, ze iGol zaczyna angazowac sie w
gierki polityczne...
A w którym miejscu iGol angażuje się w "gierki
polityczne"? Tak trudno zrozumieć co autor ma do
powiedzenia? Przeczytałem tu bardzo mądrą radę
dla wszystkich kibiców w Polsce. Gratuluje dobrego
artykułu :D