Polacy w Turcji cz. 2


23 września 2012 Polacy w Turcji cz. 2

Prezentujemy kolejną część tekstu publicystycznego o przygodach naszych rodaków w Turcji. Tym razem zajmiemy się bliższym naszym czasom historiom oraz nazwiskom, które jeszcze nie tak dawno prezentowały się w Super Lig. Przyjrzymy się ponadto losom naszych obecnych zawodników w tym kraju.


Udostępnij na Udostępnij na

Mariusz Pawełek
Mariusz Pawełek (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

W poprzedniej części opisywaliśmy historię między innymi Romana Dąbrowskiego, który odcisnął mocne piętno naszego kraju w Turcji, czy chociażby Szymkowiaka, robiącego efektowną i krótkotrwałą zarazem furorę w Super Lig. Niestety w ostatnim czasie w Turcji żadne polskie nazwisko już tak nie błyszczy. Jedynym, który jako tako radzi sobie wciąż w tym kraju, jest Marcin Kuś. Nasz obrońca wyjechał do Istanbulu Buyuksehir Belediyespor w 2008 roku. Pierwszy sezon Polaka po opuszczeniu Korony Kielce był bardzo obiecujący. Rozegrał on wtedy w swym nowym klubie 27 spotkań, w których dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. W kolejnych dwóch latach Kuś występował średnio w 17 meczach. W ostatnim zaś sezonie średniaka tureckiej Super Lig obrońca znów grał więcej, bo 23 razy. Siedmiokrotny reprezentant Polski jak mało kto obecnie może pochwalić się tym, że w Turcji przebywa już piąty rok z rzędu. Na początku tego sezonu pozycja Polaka w Istanbule BB nie wyglądała jednak najlepiej, ale o tym, jak będzie dalej, przekonamy się później.

W końcówce 2010 roku Turcja, można kolokwialnie powiedzieć, doświadczyła prawdziwej inwazji Polaków. Właśnie w sezonie 2010/2011 do zespołów z tego kraju dołączyło aż pięciu naszych zawodników. Jednym z nich był tracący już powoli swe niepodważalne miejsce między słupkami bramki Wisły Kraków Mariusz Pawełek. Czterokrotny reprezentant Polski do Konyasporu dołączył na samym początku 2011 roku, a więc na rundę rewanżową Super Lig. Polak od razu wbił się do podstawowego składu tureckiej ekipy i w ten sposób w pierwsze półrocze rozegrał 17 meczów. Nie był to jednak najlepszy czas dla Konyasporu, który zajął miejsce w strefie spadkowej i od następnego sezonu występował na zapleczu Super Lig. Polski bramkarz miał wtedy jeszcze rok kontraktu z klubem, dlatego zdecydował się pozostać właśnie na ten jeden sezon, po czym przed nim powrócił do Polski, już do Polonii Warszawa. W sumie w Konyasporze Pawełek wystąpił w 49 spotkaniach, w których puścił 44 bramki.

Piotr Brożek
Piotr Brożek (fot. Trabzonspor.org.tr)

Bardzo podobną drogę z Wisły Kraków, ale już do Trabzonsporu, przebyli dwaj bracia bliźniacy, a więc Paweł i Piotr Brożkowie. Obaj Polacy podpisali kontrakty na 2,5 roku na samym początku 2011 roku. Nasz napastnik zadebiutował już trzy tygodnie później w spotkaniu ligowym z Besiktasem. Wielokrotny reprezentant Polski po jakimś czasie wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie tureckiej ekipy, którego nie oddał już do końca sezonu, mimo że jego statystyki nie powalały. Paweł Brożek strzelił wtedy zaledwie dwie bramki w 12 spotkaniach. W kolejnym sezonie Polak nie był już w stanie wygrać rywalizacji o miejsce w podstawowej jedenastce, stąd już po pół roku został wypożyczony do Celticu. W sumie w całym sezonie 2011/2012 Brożek wystąpił w dziesięciu meczach i zdobył tylko jednego gola. W Szkocji grał (o ile można tak to nazwać, bo zaliczył jedynie krótkie epizody w trzech meczach) na tyle źle, że aż trudno stwierdzić, że „wywalczył” tam mistrzowski tytuł. Po wypożyczeniu Polak oczywiście nie pozostał w „Trabzonie”, ale zaczął szukać swych szans w samej Hiszpanii. Trudno to sobie wyobrazić, ale brat Pawła, a więc Piotr Brożek, w Trabzonsporze radził sobie jeszcze gorzej. Start mieli bardzo podobny, bo tak jak Paweł Piotr po jakimś czasie wskoczył do pierwszego składu, jednak poważna kontuzja wyeliminowała go po sześciu meczach z gry niemal do końca sezonu. Nasz obrońca zdołał zagrać jeszcze tylko w ostatnim spotkaniu sezonu. Jak się okazało, był to także jego ostatni pojedynek w barwach tej drużyny. Przez cały kolejny sezon Polak nie wystąpił ani razu, przez co zmarnował rok kariery. Teraz Piotr Brożek gra już w Polsce, w Lechii Gdańsk.

Niezwykle ciekawa przygoda spotkała w Turcji Macieja Iwańskiego, oczywiście z punktu widzenia czytelnika, bo dla samego zawodnika z pewnością nie były to najlepsze momenty w karierze. Pierwszą styczność z turecką piłką były reprezentant Polski miał już w 2006 roku. Wtedy był bardzo bliski podpisania umowy z Antalyasporem, jednak ostatecznie do transferu nie doszło, bo Turków po prostu nie było na niego stać. Pomocnik pozostał więc w Lubinie, skąd już dwa lata później za rekordową, jak na Polskę, sumę przeniósł się do Legii Warszawa. Trzy sezony w barwach „Wojskowych” wystarczyły, by na Polaka znów zwrócono uwagę w Turcji. Tym razem dokładnie 21 stycznia po Iwańskiego zgłosił się Manisaspor. Polak już w pierwszym półroczu w tym klubie radził sobie bardzo dobrze, dzięki czemu dostał szansę w dziewięciu meczach, w których raz wpisał się na listę strzelców. Kolejny sezon nasz pomocnik również rozpoczął dobrze, jednak w sumie wystąpił tylko w czterech spotkaniach, bo już pod koniec listopada… rozwiązał kontrakt z Manisasporem. Powodem były po raz kolejny pieniądze. Klub nie wywiązywał się z zobowiązań finansowych wobec Polaka, dlatego ten powrócił do swej ojczyzny. W barwach ŁKS-u, do którego dołączył w lutym, również długo jednak nie pograł. Po prawie roku, a dokładnie po dziewięciu miesiącach, Iwański wrócił bowiem do Manisasporu. Teraz Polak będzie już jednak występował na zapleczu Super Lig, bo pod jego nieobecność klub spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej.

Arkadiusz Głowacki
Arkadiusz Głowacki (fot. trabzonspor.org.tr)

Podobnie jak bracia Brożkowie, dwuletni epizod w Trabzonsporze zaliczył także Arkadiusz Głowacki. Polski obrońca dołączył jednak do Turcji na początku sezonu 2010/2011. Ale nie przyczyniło się to do znacznie lepszych wyników naszego obrońcy w porównaniu do pozostałej dwójki Polaków. Głowacki na pewno miał korzystniejszą sytuację w zespole niż bracia Brożkowie, ale także nie był on niepodważalnym zawodnikiem podstawowej jedenastki. W pierwszym sezonie rozegrał on 15 meczów, a w kolejnym tylko o trzy więcej. W Super Lig były reprezentant Polski zapisał ponadto na swym koncie dwa trafienia. Ale to nie wpłynęło rzecz jasna na jego decyzję o opuszczeniu Turcji. Po dwóch latach gry dla Trabzonsporu Głowacki powrócił do Wisły Kraków, w której rozgrywa obecnie swój dwunasty sezon.

Skoro już o Trabzonsporze mowa, to warto dodać, że obecnie swój drugi sezon w tej drużynie gra Adrian Mierzejewski. Żeby bardziej uściślić, to występował jeszcze w poprzednich rozgrywkach, bo teraz to głównie przemieszcza się pomiędzy trybunami a ławką rezerwowych. Jednak w swym pierwszym sezonie Polak, sprzedany za rekordową jak na nasz kraj sumę, spisywał się niezwykle dobrze, rozgrywając aż 36 spotkań. Pół roku wcześniej od Mierzejewskiego w Turcji pojawił się Kamil Grosicki. Nasz dynamiczny skrzydłowy od razu zrobił dobre wrażenie i zaraz po transferze wywalczył miejsce w podstawowym składzie Sivassporu. Już w pierwszej rundzie w swym wykonaniu rozegrał 17 meczów, w których strzelił pięć bramek. W ostatnim sezonie wystąpił aż w 40 spotkaniach i siedem razy zdobywał gole dla swej drużyny. Obecnie jednak, podobnie jak Mierzejewski, Polak ma problemy z grą w swym klubie. Całkiem nieźle w Turcji prezentował się w ostatnich latach także Marcin Robak. Napastnik ten wraz z Pawełkiem w 2011 roku dołączył do Konyasporu. W pierwszych 16 meczach w Super Lig zdobył pięć bramek. Kolejny sezon Robak wraz ze swym klubem musiał już grać na zapleczu Super Lig, w którym w 32 meczach ośmiokrotnie wpisywał się na listę strzelców. Dobre występy poskutkowały transferem do klubu z pierwszej ligi, którym jest Mersin Idman Yurdu SK. Tam jednak Polak, tak jak inni jego rodacy, nie dostaje szans na pokazanie swych umiejętności, przynajmniej na razie nie dostawał. Podobnie zresztą ma się sytuacja Patryka Małeckiego, który przed tym sezonem dołączył do Eskisehirsporu. Jak więc widzimy, wszyscy Polacy w geście jedności postanowili dać teraz trochę pograć innym. Gdyby to jednak zależało akurat od nich, kiedy grają, a nie od trenerów…

Najnowsze