Pogoń Szczecin w kompromitującym stylu odpada z kwalifikacji Ligi Konferencji Europy. Dlaczego wciąż jesteśmy świadkami takich kompromitacji? Jakie błędy można zauważyć w kolejnych próbach polskich zespołów? I dlaczego naszą jedyną nadzieją zawsze będą tylko dwa kluby?
Po pierwszym meczu kibice „Portowców” mogli wierzyć w awans. Oczywiście było wiadome, że nie będzie to proste, ale można było chociaż oczekiwać dobrej gry. Tak się jednak nie stało. Pogoń zamiast lecieć na fantazji i młodości, zderzyła się z żelbetową ścianą rzeczywistości. Po spotkaniu z ust trenera i zarządu padną pewnie kultowe słowa o wyciąganiu wniosków. Postanowiłem wczuć się w taką rolę i samemu wyciągnąć własne wnioski.
Wniosek nr 1 – tylko dwa kluby są w stanie godnie nas reprezentować w Europie
Jest to dość proste do wywnioskowania, patrząc na obecną oraz pozostałe edycje kwalifikacji europejskich pucharów. Od kilku sezonów regularnie powtarzającym się zjawiskiem są dobre występy mistrza oraz wicemistrza, którzy nawet jeśli nie dochodzą do faz grupowych jak Legia czy Lech w poprzednich sezonach, to potrafią się pokazać z dobrej strony i pokonać wyżej notowanego rywala. Tutaj za przykład może posłużyć Raków Częstochowa z poprzedniego sezonu. Drużyna trenera Papszuna pokonała na swojej drodze m.in. faworyzowany Rubin Kazań.
Dobre wyniki tych zespołów wynikają naturalnie z kadry, która jakościowo jest kilka poziomów wyżej nad resztą ligi. Nie jest to zasługa finansów, w końcu są kluby, które mają większy budżet niż taki Raków czy Piast kilka lat temu. Tutaj chodzi o zarządzanie i gotowość do podjęcia inwestycyjnego ryzyka.
Fatalnie natomiast po raz kolejny prezentują się w pucharach zespoły z miejsc 3 i 4. Zazwyczaj są one w stanie jedynie przejść pierwszą rundę, gdzie poziom rywali jest żenująco niski. Później natomiast przychodzi nieco mocniejszy rywal i kończy się kompromitacją jak w dzisiejszym spotkaniu Pogoni. Nasi pucharowicze zazwyczaj odgrywają w tych meczach rolę chłopców do bicia, co skutkuje wynikami pokroju 5:0. Wiele do życzenia pozostawia oczywiście też styl, w jakim pucharowicze odpadają.
Wniosek nr 2 – awansując na europejski poziom, musisz mieć piłkarzy na europejskim poziomie
Same porażki dałoby się usprawiedliwić, gdyby nie absolutnie tragiczna postawa polskich klubów na boisku. Weźmy na przykład dzisiejszy mecz. Niektórzy piłkarze Pogoni grali na poziomie skandalicznie niskim i ich indywidualne błędy kosztowały Pogoń bramki. Do głowy przychodzą tutaj zagrania m.in. Luisa Maty, który dał idealną piłkę za linię obrony (szkoda że swojej drużyny), oraz Dante Stipicy, który momentami zachowywał się jak piłkarz w Fifie, gdy za długo przytrzymasz trójkąt. I warto wspomnieć, że nie mówimy tu o piłkarzach będacych zwykle pośmiewiskiem, tylko o bardzo solidnych ligowcach z trzeciej drużyny w kraju.
https://twitter.com/KR8SS_/status/1552750610444951552
Patrząc na to, klarownie widać, jak wielka jest różnica między ekstraklasą a nawet ligą duńską. Piłkarze, którzy wystarczają na ligę, w większości przypadków nie są wystarczający na poziom międzynarodowy. Dlatego jeśli jakakolwiek drużyna myśli o europejskich pucharach, musi pamiętać o szerokiej kadrze, zbudowanej z jakościowych zawodników. To oznacza, że zarząd musi być gotowy sięgnąć głębiej do kieszeni. Nie ma przypadku w tym, że to właśnie kluby z tak szeroką kadrą jak Lech czy Raków grają dalej, a nie wąskie kadry Pogoni czy Lechii.
Wniosek nr 3 – brak VAR-u w kwalifikacjach europejskich pucharów to żart
W poprzednich wnioskach skupiłem się na błędach polskich drużyn i ich zarządów, ale w świetle dzisiejszych wydarzeń należy też zwrócić uwagę na skandaliczną decyzję UEFA o braku VAR-u na tym etapie rozgrywek. Pogoni Szczecin należał się rzut karny i jego brak to ewidentny błąd arbitra, który na dodatek ukarał gracza „Portowców” żółtą kartką za dyskusję. Trzeba powiedzieć to jasno – VAR pomaga zaprowadzić na boisku sprawiedliwość i jego brak może (choć nie w tym przypadku) wypaczyć końcowy wynik meczu.
Mówiąc o stronie technicznej, warto też wspomnieć o urywającym się sygnale ze stadionu, przez który kibice przed telewizorami nie mogli zobaczyć rzutu karnego na 1:0.
Podsumowanie wniosków
Podsumować to, jak się czują polscy kibice, można jednym znanym zwrotem. Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Po raz kolejny polski klub odpada w kompromitującym stylu. Po raz kolejny polski klub nie stawia nawet symbolicznego oporu. A na dodatek znowu widzimy, jak wielka przepaść dzieli nas od kraju o podobnym potencjale piłkarskim jak Dania. Kibice mogą mieć chociaż nadzieję, że Pogoń będzie się teraz mogła skupić na lidze. Tylko po co? Żeby za rok znowu awansować do kwalifikacji i się skompromitować? Bo polska piłka obecnie znajduje się w takim właśnie błędnym kole. To, czy z niego wyjdzie, zależeć będzie od osób decyzyjnych w klubach. Bo bez solidnego przygotowania za rok znowu będziemy świadkami podobnego meczu.