Bezbramkowym remisem zakończyło się inauguracyjne spotkanie 11. kolejki Ekstraklasy. Grająca przez większą część meczu w przewadze jednego zawodnika Arka Gdynia nie potrafiła pokonać walecznej Jagiellonii Białystok.
Już w ósmej minucie meczu Arka Gdynia powinna prowadzić. Po błędzie obrony przyjezdnych w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Marcin Wachowicz. Napastnik Arki uderzając piłkę teoretycznie lepszą lewą nogą, fatalnie spudłował. Z perspektywy późniejszych wydarzeń, należy podkreślić, że dla gospodarzy była to przysłowiowa „piłka meczowa”.
Mimo fatalnej dyspozycji na wyjazdach, zawodnicy Jagiellonii nie składali broni i raz po raz starali się zagrozić zespołowi gospodarzy. W 42. minucie Kamil Grosicki zakręcił w narożniku pola karnego obrońcami Arki, ale na posterunku był znajdujący się w bardzo dobrej dyspozycji Andrzej Bledzewski. Chwilę przed przerwą drugą żółtą kartkę a w konsekwencji czerwoną, ujrzał Dariusz Jarecki. Schodzący z boiska skrzydłowy Jagiellonii miał łzy w oczach. Na nic zdały się pocieszenia trenera – Michała Probierza.
W drugiej odsłonie spotkania niespodziewanie przewagę miała grająca w osłabieniu Jagiellonia. Co ciekawe, mecz rozkręcił się dopiero w samej końcówce. W 85. minucie szalę zwycięstwa na stronę gości mógł przechylić Tomasz Frankowski. Popularny „Łowca bramek” wykonując rzut wolny z 18 metrów, trafił jednak w spojenie słupka z poprzeczką. Nie były to ostatnie szanse „Jagi”. Dwukrotnie przed końcowym gwizdkiem sędziego, wynik mógł zmienić Kamil Grosicki. Reprezentacyjny napastnik za każdym razem przegrywał pojedynki z Bledzewskim.
Pomimo lekkiej przewagi Jagiellonii, bezbramkowy remis jest wynikiem sprawiedliwym. Tym samym stadion Arki nadal został dla piłkarzy „Jagi” zaczarowany. Jeszcze nigdy w historii zespół z Białegostoku nie wygrał ligowej potyczki w Gdyni. Następna okazja na przełamanie dopiero w przyszłym sezonie.