Mamy za sobą jedną z najciekawszych kolejek Premiership w tym sezonie. Widzieliśmy dosłownie wszystko: wpadki największych, wielkie mecze, grad goli oraz indywidualne popisy. Oto podsumowanie 16. kolejki ligi angielskiej.
„A to się porobiło” – tak w skrócie można ocenić miniony weekend na Wyspach. Jeszcze tydzień temu wydawało się, że walka o mistrzostwo rozstrzygnie się ponownie pomiędzy Chelsea a Manchesterem United. Tymczasem zarówno „The Blues”, jak i „Czerwone Diabły” pogubiły punkty przed swoją publicznością, co skrupulatnie wykorzystał Arsenal, pokonując w największym szlagierze na Anfield Liverpool 2:1. Jeżeli „Kanonierzy” wygrają zaległe spotkanie z Boltonem na Emirates, powrócą na drugie miejsce w tabeli i będą mieć tylko trzy punkty straty do lokalnych rywali.
Mecz kolejki
Ciężko było wybrać pomiędzy dwoma pojedynkami kończącymi się zaciętym remisem 3:3. Dużo dramatyczniej było jednak na Stamford Bridge, gdzie stołeczna Chelsea grała z Evertonem, drużyną, która ma zbyt duży potencjał na zaledwie walkę o utrzymanie w lidze. Samobój Cecha oraz fantastyczna pogoń w wykonaniu Yakubu i Sahy zadecydowały o tym, że był to najciekawszy mecz kolejki. Okazuje się, że Chelsea Carlo Ancelottiego jest jak najbardziej drużyną, z którą można powalczyć.
A hit?
Mowa tutaj o pojedynku Liverpoolu z Arsenalem. Pod względem sportowym jak zwykle wiele pozostawało do życzenia. Gra głównie ograniczała się do środka pola, a sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Jednakże z drugiej strony zobaczyliśmy kawał dobrej walki oraz wielką dramaturgię. Okrasą spotkania była bramka Andrija Arszawina, który popisał się fantastycznym uderzeniem praktycznie z niczego. Dzięki bramce Rosjanina „Kanonierzy” z powrotem wrócili na właściwy tor. Szkoda tylko, że były zawodnik Zenitu nabawił się przy okazji kontuzji.
Antybohater
Fernando Torres. Gdyby w pierwszym kwadransie wspomnianego wyżej meczu wykorzystał kapitalną okazję sam na sam z Manuelem Almunią, „The Reds” grałoby się zdecydowanie łatwiej. Widać było, że Hiszpan co dopiero powrócił po kontuzji. Co chwila budził się, to gasł. Miał być w pełni sprawny na pojedynek z „Kanonierami”, ale tak z pewnością nie było.
Szokujące odrodzenie
To nie koniec roztrząsania ubiegłego szlagieru Premiership. Nie można jeszcze zapomnieć o rozmowie w przerwie meczu przeprowadzonej przez Arsene’a Wengera. Najlepiej przytaczał ją Cesc Fabregas: – On nigdy się tak wcześniej nie zachowywał, krzyczał na nas, mówił, że jeżeli mamy tak grać, to nie zasługujemy, by zakładać koszulkę Arsenalu. To pomogło. Czyżby Francuz wreszcie zaczął stosować radykalne metody?
Zawodnik kolejki
Gabriel Agbonlahor. Nominacja trochę na wyrost, ale czy zawodnik, dzięki któremu Aston Villa wygrała pierwszy raz od 26 lat na Old Trafford nie zasługuje na takie wyróżnienie? Tym bardziej, że był to jedyny gol strzelony sobotniego wieczoru, do tego całkiem nieprzeciętnej urody. Agbonlahor coraz głośniej dobija się do drzwi reprezentacji Anglii, a takie mecze jak ten z United na pewno mu to ułatwiają.
Najładniejsza bramka
Maynor Figueroa (Stoke vs Wigan). Wybór oczywisty. Przepięknie i pewnie wykonany rzut wolny z połowy boiska, dzięki któremu media przypomniały sobie podobne trafienia Davida Beckhama lata temu dla Manchesteru United. Po głębokiej analizie uderzenia Honduranina można stwierdzić, że w jego strzale nie było ani cienia przypadku. To tym bardziej powinno go nobilitować.
Drużyna kolejki
Friedel – Ivanovic, Dunne, Vermaelen, Figueroa – Bowyer, Song, Milijas – Drogba, Tevez, Agbonlahor
ale pacha