Piłkarze i trenerzy, którzy musieli zmagać się z rakiem


25 kwietnia 2015 Piłkarze i trenerzy, którzy musieli zmagać się z rakiem

Dokładnie rok temu piłkarski świat pogrążył się w smutku po tym, jak media obiegła wiadomość, że długą i męczącą walkę z rakiem przegrał Tito Vilanova. Choroba ta niestety przytrafiała się również kilku innym znanym osobom związanym z piłką. Na szczęście większości z nich udało się wyjść z niej cało, a nawet powrócić do sportu.


Udostępnij na Udostępnij na

Za czasów Josepa Guardioli FC Barcelona była niemal niepokonana. Jako pierwsza drużyna potrafiła zdobyć Puchar Króla, mistrzostwo Hiszpanii oraz wszystkie puchary europejskie w ciągu jednego roku. Bardzo głośno zrobiło się wtedy o hiszpańskim trenerze, ale mało kto zwracał uwagę na to, że za tym sukcesem stoi więcej osób. Jedną z nich był asystent Pepa, Tito Vilanova, z którym wspólnie działali jeszcze za czasów pracy w rezerwach „Barcy”. Kiedy Guardiola ogłosił, że jego czas w „Blaugranie” dobiegł końca, jego zastępcą został właśnie Tito. Katalończyk radził sobie równie dobrze, jak jego poprzednik: po rekordowym początku sezonu (sześć zwycięstw w sześciu meczach) zdobył w imponujący sposób kolejnego „mistrza”, utrzymując aż 15-punktową przewagę nad drugim w tabeli Realem Madryt.

Niestety o Vilanovie było głośno nie tylko z powodów sportowych. W 2011 roku, jeszcze u boku Pepa Guardioli, u hiszpańskiego szkoleniowca wykryto nowotwór ślinianki przyusznej. Kiedy Messi i spółka wybrali się do Mediolanu na rewanżowe spotkanie Ligi Mistrzów z Milanem, Tito poddał się pierwszej operacji, która na szczęście przebiegła pomyślnie. Niestety 19 grudnia 2012 Francesc Vilanova i Bayo, jak brzmi jego pełne imię i nazwisko, został hospitalizowany z powodu nawrotu choroby. Już następnego dnia Tito został poddany kolejnej operacji, a jego obowiązki tymczasowo przejął jego asystent, Jordi Roura. Pierwszy trener FCB wrócił na ławkę po trzech tygodniach, ale na krótko, bo już w lutym wyleciał do Nowego Jorku na leczenie chemio- i radioterapią. – Jest lepiej, ale to dopiero początek mojego leczenia – mówił 42-latek. Najgorsze było jeszcze przed nim. Po zdobyciu mistrzostwa zapowiedział, że chce nadal prowadzić swój zespół, ale po pogorszeniu się stanu zdrowia musiał ze swojej funkcji zrezygnować.

Mozaika stworzona przez kibicow Barcelony
Mozaika stworzona przez kibiców Barcelony (Źródło: twitter.com)

24 kwietnia 2014 Tito Vilanova trafił do centrum medycznego Quirón w Barcelonie z powodu komplikacji gastrycznych. Dzień później po ciężkiej walce z rakiem umarł w wieku 45 lat. Cała Katalonia, Hiszpania i świat piłkarski pogrążyły się w żałobie. Aby uczcić jego pamięć, „Duma Katalonii” postanowiła nazwać jego imieniem boisko numer 1 La Masii. Również inne kluby oddały hołd zmarłemu trenerowi, m.in. Real Madryt, który wysłał do klubu ze stolicy Katalonii specjalny wieniec.

Niestety nie był to jedyny przypadek, kiedy nowotwór popsuł szyki Barcelonie. Jeszcze przed chorobą Tito Vilanovy raka wątroby wykryto u Erica Abidala. W marcu 2011 roku oficjalna strona klubu poinformowała o chorobie swojego obrońcy, oświadczając, że podda się on lada chwila usunięciu guza. Francuz po dwóch miesiącach wrócił do składu „Barcy”. Co więcej, po wygranym finale Champions League z Manchesterem United to właśnie on wzniósł w górę puchar pomimo tego, że nie był kapitanem. Miał to być swojego rodzaju gest ze strony jego kolegów z drużyny.

Po roku od operacji okazało się, że Abidal musi mieć przeszczepioną wątrobę. Dawcą został jego kuzyn, Gerard. Pomimo że wróżono mu już koniec kariery, reprezentant Francji został we wrześniu tego samego roku zgłoszony do kadry „Azulgrany”, a w grudniu wznowił treningi z zespołem. 6 kwietnia 2013 Abidal po 402 dniach wrócił na boisko w meczu przeciwko Majorce. Po tym, jak Katalończycy nie zaproponowali mu przedłużenia kontraktu, były zawodnik Lyonu postanowił wrócić do swojego kraju, wiążąc się rocznym kontraktem z AS Monaco. Po zakończeniu sezonu jego umowa została przedłużona, jednak Francuz zdecydował się odejść do Olympiakosu, gdzie po pięciu miesiącach zawiesił buty na kołku.

Nowotwór dopadł również kilku graczy z Wysp. Jednym z nich był John Hartson. Walijczyk chorował na raka jąder, po czym lekarze oznajmili mu, że nowotwór zaczyna atakować także płuca i mózg. Sytuacja beznadziejna – pomyślelibyście. Z pewnością, ale nie dla Hartsona. Były zawodnik Celticu Glasgow nie załamał się i postanowił walczyć z przeciwnościami losu. – Wiedziałem, że to może być rak. Nie mówiłem o moich objawach, bo byłem głupi i niedojrzały. Myślałem, że skoro guz się sam pojawi, to i sam zniknie. Tymczasem on stawał się coraz większy – tłumaczył rosły napastnik. – Później wiedziałem jednak, że jeśli ktokolwiek jest w stanie pokonać tę chorobę, to ja jestem tą osobą – zakończył.

Jeden z lekarzy, który zajmował się byłym reprezentantem Walii, przyznał, że nie zna nikogo, kto by wyszedł z choroby w tak zaawansowanym stadium. Leczenie okazało się jednak sukcesem, a były kolega Żurawskiego i Boruca wrócił do zdrowia, pomimo że wciąż musi regularnie poddawać się zabiegom. – Czuję się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że to paskudztwo już do mnie nie wróci – oznajmił były zawodnik „The Bhoys”.

Z powodu raka jąder o życie walczyć musiał również Jonas Gutierrez. W przeciwieństwie do Hartsona reprezentant Argentyny nie spodziewał się takiej diagnozy. – Kiedy usłyszałem, na co jestem chory, po prostu się rozpłakałem – opowiada. Niestety Newcastle United, czyli klub Argentyńczyka, nie pomógł mu. Gutierrez musiał sam pokryć wszystkie koszty związane z leczeniem. – Słyszałem, że symuluję. W pewnym momencie trener Alan Pardew stwierdził, że lepiej będzie, jak nie będę trenował z zespołem – opowiada 31-latek. Piłkarz „Albicelestes” był zmuszony do usunięcia lewego jądra, jednak walkę z tumorem wygrał, o czym w listopadzie ubiegłego roku poinformował na Twitterze. Do treningów Gutierrez powrócił już w grudniu, a pierwszy mecz rozegrał 4 marca, wchodząc z ławki przeciwko Manchesterowi United. Dziewięć dni później dostał owację na stojąco od kibiców Liverpoolu, kiedy pojawiał się na boisku.

W Polsce również znamy przypadki piłkarzy, którzy musieli zmagać się z tym schorzeniem. Jednym z nich jest Marcin Budziński. Kiedy 17-letni wtedy zawodnik Arki Gdynia poczuł okropny ból brzucha, został natychmiast przetransportowany do szpitala. Lekarze nie wiedzieli, co mu było, więc postanowili go zoperować. Wyrok: chłoniak, nowotwór złośliwy. Młodziutki chłopak zaczął więc szukać więcej informacji o tym nieznanym dotąd pojęciu. Rzucił się do książek medycznych, dowiadywał się, co dokładnie mu dolega, jak się leczyć, co mu wolno, a czego nie wolno. – Pocieszałem się statystykami, które mówiły, że ten nowotwór, gdy jest wcześnie wykryty, często udaje się wyleczyć – opowiada. Jeszcze tego samego roku został poddany swojej pierwszej chemioterapii. Z choroby wyszedł, a już rok później zadebiutował w ekstraklasie, i to przeciwko Legii. – Kiedy człowiek w jednej chwili dowie się, że jego życie może się nagle skończyć, zaczyna potem podwójnie doceniać to, co ma. I wie, że nie ma prawa zmarnować talentu, który otrzymał – tak całą sprawę ocenia 24-letni obecnie pomocnik Cracovii Kraków.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze