Gdy Julen Lopetegui został z hukiem zwolniony z Realu Madryt, mało kto podejrzewał, że tak szybko wróci na szczyt hiszpańskiej piłki. Tymczasem dzisiaj dotarła do nas prawdziwa bomba – 52-letni Hiszpan zostanie trenerem Sevilli. Zastąpił na tym stanowisku Joaquina Caparrosa, który zmaga się z białaczką.
W życiu rzadko kiedy człowiek dostaje drugą szansę na odkupienie win. O takim szczęściu może mówić Julen Lopetegui, o którym wielu ekspertów mówiło, iż prędko pracy w zawodzie nie znajdzie. Hiszpan przeżył iście szalone pół roku w poprzednim sezonie, gdy został zwolniony z reprezentacji narodowej oraz Realu Madryt na przestrzeni kilku miesięcy. Dlatego też wybór władz Sevilli jest dosyć niespodziewany. Najpoważniejszym kandydatem do poprowadzenia drużyny był Abelardo, ale klub postanowił zaryzykować i postanowić na nieco inny styl gry. Czteroletni kontrakt dla Lopeteguiego jest dość odważnym, acz niezwykle ciekawym ruchem. Czy teraz ma szansę odnieść sukces?
Ofiara kryzysu w Realu
Ktoś może zapytać: dlaczego ma mu się udać w Sevilli, czyli jednak topowym hiszpańskim klubie, skoro nie wyszło mu w Realu Madryt? Cóż, ocenianie Lopeteguiego wyłącznie przez pryzmat pracy w Madrycie byłoby niesprawiedliwe. Hiszpan od początku nie miał szans na odniesienie sukcesu na Santiago Bernabeu. Czy zawiódł? Tak, ale tylko po części ze swojej winy. Za jego kadencji Real rozegrał 14 meczów, wygrał sześć z nich, sześć przegrał, a dwukrotnie zremisował. To najgorszy bilans spośród wszystkich trzech trenerów, którzy prowadzili Real w ubiegłym sezonie. Real Lopeteguiego pobił także niechlubny, ponad 30-letni rekord czterech kolejnych meczów bez strzelonego gola. To jednak tylko jedna strona medalu.
Trener ten został bowiem wrzucony w sam środek największego kryzysu sportowego Realu Madryt w XXI wieku, którego jak dotąd nie potrafił okiełznać nawet Zinedine Zidane. Pozbawiony odpowiedniego wsparcia Florentino Pereza, Lopetegui został przydzielony do wykonania zadania niemożliwego. Jego przybycie napiętnowane było wieloma negatywnymi czynnikami: próbą przystosowania się do rzeczywistości bez Cristiano Ronaldo, fatalną pomundialową dyspozycją Modricia, Varane’a i Marcelo czy koniecznością wskoczenia w buty legendarnego „Zizou”. Podobnego zdania był swego czasu były piłkarz „Królewskich” Jerzy Dudek:
W Madrycie za takie kryzysy ktoś musi zapłacić. Nie zrobią tego piłkarze, którzy w Realu grają od lat. Nie zrobi tego prezes, który nie poda się do dymisji. Najłatwiej jest zwalić winę na trenera. Ja winy na Julena Lopeteguiego bym nie zwalał. Wiem, że Hiszpan świetnie dogaduje się z zawodnikami, ale po prostu ma pecha.
Nie sposób zatem przekreślać umiejętności Hiszpana po tak krótkim okresie pracy w Madrycie. Już w reprezentacji Hiszpanii pokazał, że potrafi zbudować mocną drużynę. Za jego rządów „La Furia Roja” nie przegrała meczu o stawkę przez dwa lata i kto wie, ile osiągnęłaby na rosyjskim mundialu, gdyby nie zwolnienie w przeddzień turnieju.
Prawda. Jemu należy się taka druga szansa. W Realu naprawdę dobrze to wyglądało od początku, ale w jednej chwili wszystko się posypało i Lopetegui nie był w stanie tego naprawić. Bądź co bądź zakończył swoją przygodę z reprezentacją Hiszpanii bez porażki w 20 meczach.
— Rafał Laszuk (@r_laszuk) June 4, 2019
Czas na odkupienie win
Zatrudnienie Lopeteguiego w Sevilli można traktować jak szczery uśmiech losu, gdyż jeszcze niedawno szanse na taki ruch były niewielkie. To także pokazuje, iż w pracę tego człowieka wpisane jest ryzyko. To on przecież ogłosił odejście z kadry narodowej na kilkadziesiąt godzin przed rozpoczęciem mistrzostw świata. Można powiedzieć, że Hiszpan poszedł wtedy „all-in”, co ostatecznie przypłacił statusem trenerskiego wygnańca. Utrata pracy na dwóch najbardziej prestiżowych stanowiskach w hiszpańskim futbolu musiała się odbić na jego reputacji.
A mnie osobiście bardzo dziwi – spodziewałem się kogoś od bardziej bezpośredniego futbolu (np. Abelardo). I spodziewałem się, że Lopetegui po ostatnim pół roku spadnie jednak na półkę jakiegoś przeciętniaka typu Espanyol, niekoniecznie aż Sevilla.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) June 4, 2019
Lopetegui dostaje właśnie drugą szansę, gdyż Sevilla to jeden z największych i najlepszych hiszpańskich klubów. I nie ma też dużo do stracenia, a wszystko do wygrania. Jeśli także w Andaluzji mu się nie powiedzie, to gorszej opinii i tak już nie zyska. Jeśli zaś odniesie sukces, czyli na przykład awansuje do Champions League, to odkupi przynajmniej część swoich win.
Dużo więcej do stracenia ma tutaj Sevilla, która dokonała naprawdę śmiałego ruchu. Według hiszpańskich mediów najpoważniejszym kandydatem do zastąpienia Caparrosa miał być były trener Deportivo Alaves Abelardo. Ten szkoleniowiec jest zdecydowanie bardziej sprawdzony w La Liga, do niedawna osiągał bowiem z baskijską drużyną całkiem niezłe wyniki. Był nawet okres, w którym tylko czołowa hiszpańska trójka punktowała lepiej od Alaves. Jednak Abelardo to zupełnie inny styl niż Lopetegui. Bardziej defensywny, prezentujący dużo prostsze schematy w ofensywie. Można powiedzieć – Mourinho dla ubogich. Jeśli więc ostatecznie Sevilla zdecydowała się na tiki-takę Lopeteguiego, to oznacza, iż klub celuje w zmianę swojego stylu. Dotychczas Sevilla znana była bardziej z kontrataków niż kontrolowania gry. Taka zmiana wiązać się musi z delikatnym przebudowaniem składu.
Kto zyska, kto straci?
Jak donosi hiszpańska „Marca”, w zatrudnieniu Lopeteguiego swój udział miał dyrektor sportowy Sevilli, Monchi. Klub był szczególnie zainteresowany stylem 52-letniego trenera, który preferuje koronkową grę opartą na setkach podań. Dla przykładu Real Madryt Lopeteguiego w meczu z Getafe zanotował aż 78% posiadania, co było jego najwyższym wynikiem od dziewięciu lat. Według doniesień mediów Monchi planuje oprzeć drużynę na systemie 4-3-3, w którym kluczową rolę mają odgrywać skrzydłowy oraz ofensywni boczni obrońcy.
Styl Lopeteguiego zakłada rozpoczynanie akcji od samych tyłów, czyli od bramkarza. Powinien on reprezentować tzw. nową szkołę bramkarską, tj. dobrze podawać i czuć się komfortowo z piłką przy nodze. Obecny podstawowy golkiper, Tomas Vaclik, raczej nie nadaje się do takiej gry. W obecnym sezonie jego średnia podań oscylowała w granicach 53%, co w porównaniu z najlepiej grającymi nogami bramkarzami jest wynikiem słabym. Tutaj można spodziewać się nowej twarzy.
Boczni obrońcy są kluczowi w tym systemie, gdyż oni odpowiadają za rozciąganie gry na skrzydła. Przybycie Lopeteguiego jest dobrą informacją dla Jesusa Navasa, który w tym sezonie często grywał na prawej obronie. Taki piłkarz, obdarzony dużą szybkością, świetną techniką i otwierającym podaniem będzie bardzo potrzebny w nowym projekcie Sevilli.
Największe braki Sevilla ma obecnie w linii pomocy, nowy trener będzie musiał tutaj poszukać wzmocnień. Tylko Ever Banega nadaje się do gry preferowanej przez Lopeteguiego. Argentyńczyk posiada genialny przegląd pola i już przedtem był prawdziwym mózgiem drużyny. Teraz jego rola tylko wzrośnie. Lopetegui w Realu bardzo często korzystał z typowego defensywnego pomocnika w typie Casemiro, ale Sevilla nie posiada dobrego piłkarza o takiej charakterystyce. Ta pozycja może być więc jednym z priorytetów dla nowego szkoleniowca.
Najlepiej prezentuje się tutaj linia ataku, w której Lopetegui będzie miał w czym wybierać. Techniczni piłkarze jak Ben Yedder czy Pablo Sarabia rozegrali fenomenalny sezon i zapewne dalej będą kluczowymi zawodnikami odpowiedzialnymi za strzelanie bramek. Zyskać może także Quincy Promes, który jak dotąd nie zrobił furory na Estadio Sanchez Pizjuan. W systemie 4-3-3 szybki i dobrze dryblujący zawodnik w typie Holendra będzie bardzo potrzebny.